Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

wtorek, 31 grudnia 2013

Top10 aut Redline okiem naczelnika

Jeden z dziesięciu

Może się wydawać, że jak wybierze się 10 najlepszych aut, jakimi jeździło się przez cały rok, to wskazanie tego „naj” będzie dziecinnie proste. Wcale nie. Oto 10 samochodów, które chwyciły mnie nie tylko za serce.


To był całkiem intensywny rok – tylko dla Redline Motoblog przetestowałem ponad 50 godnych mojej uwagi samochodów, jakie możecie znaleźć na rynku. Przepuszczenie przez sito ich wszystkich i wybranie 10 najlepszych nie było łatwym zadaniem, bo każde z tych aut miało w sobie coś, za co można byłoby je polubić i prawie każde miało też coś, dzięki czemu bezlitośnie je zrównałem z ziemią. Już na wstępie mówię, że nie sugerowałem się tylko tym ile koni skrywa maska i w jakim czasie te konie są w stanie rozpędzić ową maskę do 100 km/h, ale co tu będę się dalej rozwodzić. Zaczynamy odliczanie!

10. BMW Z4 28i

Fot. Marcin Koński
Pod maską niby tylko 2 litrowy silnik, jednak w wykonaniu Bawarczyków taki litraż spokojnie wystarcza do uzyskania 245 KM, a to dobry powód, by móc chełpić się zainstalowanym ogranicznikiem prędkości broniącym przed przekroczeniem 250 km/h (przynajmniej oficjalnie, bo wg. pomiarów GPS-owych auta z Monachium rozpędzają się do 10 km/h dalej). Do tego dodajmy fantastyczne zawieszeni i nieziemsko czuły układ kierowniczy. Wierzcie mi, że tym samochodem nie będziecie zbyt długo cruisingować po modnych bulwarach, bo szybko najdzie Was ochota na odwiedzenie najbardziej krętych dróg w okolicy.

Artykuł o BMW Z4 przeczytacie tutaj.

9. BMW 428i xDrive

Fot. Marcin Koński
Już „zwykła” seria 3 z 2 litrową „turbobenzyną” okazuje się najlepszą propozycją na średniej wielkości auto premium na rynku. „Czwórka” oferuje to, co sedan zapewniając jeszcze większe wrażenia za kierownicą za sprawą soczyście rasowego wydechu. I choć nie jest tak szybka w sprincie, co Z4, to jednak jeśli miałbym wybierać między dwoma autami, wsiadłbym do 428i. Tylko proszę nie z czerwoną skórą i drewnianym wykończeniem!

Wrażenia z jazdy serią 4 znajdziecie tutaj.

8. Nissan GT-R

Fot. Łukasz Walas
550 koni mechanicznych wyciśniętych za pomocą dwóch turbosprężarek z silnika o pojemności 3,8 litra. Z prostej kalkulacji wynika, że każdy litr pojemności skokowej dostarcza 145 rączych koni mechanicznych zdolnych do pognania tego coupe do 100 km/h w 2,7 sekundy. Samochód jest jak startujący myśliwiec – po starcie z gazem w podłodze zupełnie nie wiesz, co się dzieje wokół, póki nie przekroczysz na prędkościomierzu wartości „160”. Chwilę później na liczniku widnieje już druga „setka”, a Ty masz wrażenie, że auto ani na chwilę nie straciło tempa. Łapanie zakrętów tym autem jest czystą przyjemnością, gdyż GT-R zdaje się czytać w myślach kierowcy. Dlaczego więc tak daleka lokata wyczynowego Nissana? Za brak duszy. R35 nie zrobi absolutnie niczego nieprzewidywalnego. Zaskoczy tylko ten jeden jedyny raz podczas pierwszej przejażdżki.

Więcej o Nissanie GT-R przeczytacie pod tym adresem.

7. Nissan 370Z Nismo

Fot. Łukasz Walas
Ma ponad 200 koni mniej, niż GT-R, ale jest o jakieś 200 koni bardziej szalone od niego. Nissan 370Z po kuracji wzmacniającej od legendarnego Nismo. Poza zmienionym wyglądem auto otrzymało nieznaczny zastrzyk mocy i zmodyfikowane zawieszenie, które robi chyba największe wrażenie. Dublowanie ograniczeń prędkości w zakrętach dla tego auta jest tak zwyczajną czynnością, jak oddychanie. Przyciśnij mocniej pedał gazu i baw się na całego na granicy przyczepności – wtedy Nismo dopiero zaczyna budzić się do życia. Na prostej można za to delektować się charakterystycznym dźwiękiem widlastej „szóstki”. Szczerze dziwię się, że auto nie ma wystawionych żółtych papierów.

Artykuł o Nissanie Nismo przeczytacie tutaj.

6. Ford Fiesta ST

Fot. Łukasz Walas
Jeśli bardzo interesuje Was moja opinia na temat najlepszego miejskiego hot hatcha dostępnego na rynku (przetestowałem chyba wszystkie tegoroczne nowości), to z czystym sumieniem mogę ogłosić werdykt, iż tym „naj” jest Fiesta ST. Mały, wściekło-czerwony jegomość śpiewa głębokim basem, świetnie się prowadzi i pomimo, że jest słabszy od konkurentów, wcale nie dostaje zadyszki w wyścigu z nimi. Co więcej, jeśli ciężko byłoby mu dogonić konkurentów na prostej, to przewaga rywali topnieje w zakrętach z szybkością lodów wstawionych do mikrofali. A teraz najlepsze – W przeciwieństwie do Peugeota 208 GTi i Renault Clio R.S., Fiesta nie zrobi drenażu Waszego konta bankowego, a to powinien być już bardzo istotny argument.

Więcej o najlepszym miejskim hot hatchu tego roku przeczytacie pod tym adresem.

5. Toyota GT-86

Fot. Łukasz Walas
Prawda, nie jest najładniejszy. Nie jest nawet ładny, ale to jedyne tylnonapędowe kompaktowe coupe na rynku. Tak, dobrze słyszeliście „tylnonapędowe”, co więcej niewielka Toyota w pełni wykorzystuje przywilej napędzania tylnej osi do bezczelnego zarzucania kuperkiem na lewo i prawo. Nie trzeba też specjalnie wysilać się z prowokowaniem, bo tylna oś jest chętna do zabawy przy każdej prędkości. Pewnie zastanawiacie się teraz co jest powodem takiego entuzjazmu GT-86. Otóż przyczyny są cztery i są oponami z Toyoty Prius. Ponadto pod maską znajduje się wolnossący bokser o pojemności 2 litrów, mocy 200 koni i kręcący się do 7,5 tysiąca obrotów na minutę. Taki zestaw zupełnie wystarczy do fantastycznej zabawy.

Wrażenia z jazdy Toyotą GT-86 (i bliźniaczym Subaru BRZ) przeczytacie tutaj.

4. Subaru BRZ

Fot. Łukasz Walas
Dlaczego drugi z bliźniaków jest lepszy? Bo ma skrzynię automatyczną, która subiektywnie wyostrza reakcję na gaz. Ponadto gang boksera jest jakby donośniejszy i ostrzejszy, jak przystało na Subaru. Poza tym auto jeszcze chętniej miota tyłkiem na lewo i prawo, co wywołuje jeszcze szerszy uśmiech na twarzy. To zdecydowanie jedna z najfajniejszych zabawek, jaką miałem przyjemność prowadzić i jeśli mógłbym powtórzyć scenariusz, bez wahania dosiadłbym właśnie BRZ-ta z autometem. No i coupe Subaru ma większe szanse, na tytuł klasyka, bo nigdy wcześniej nie było takiego samochodu spod znaku plejad.

Więcej o Subaru BRZ (i przy okazji o GT-86) znajdziecie pod tym adresem.



Pora na najlepszą trójkę, w której przynajmniej jedna pozycja będzie dla Was nie małym zaskoczeniem.




3. Mercedes-Benz A45 AMG

Fot. Marcin Koński
Wydaje się, że recepta na takie auto jest bardzo prosta – weź najmniejszy samochód z gamy i wsadź absurdalnie mocny silnik. Nic bardziej mylnego, choć jakby się zastanowić, to trochę jest w tym prawdy. Tak, czy owak pod maską mieszka 2 litrowy silnik z doładowaniem, którego moc wynosi 360 KM. Za przenoszenie mocy na asfalt odpowiada dwusprzęgłowa skrzynia biegów o 7 przełożeniach i kieruje ten tabun na przednią oś. No, chyba, że ta para kół nie daje rady, wtedy z pomocą przychodzi dołączany napęd na tylne koła wyrzucający małego Mercedesa na drugą stronę 100 km/h w 4,6 sekundy. Prędkość maksymalna to tradycyjne już 250 km/h, jednak za drobną opłatą będzie można przesunąć „kaganiec” trochę dalej. Najlepsza jest jednak salwa armatnia z wydechu, która strzela przy każdej zmianie biegu. Coś fantastycznego.

Artykuł o A45 AMG przeczytacie tutaj.

2. Mazda MX-5

Fot. Marcin Koński
Mały japoński roadster z klasycznym napędem (silnik z przodu, napęd na tył) i jednostką, którego moc można określić, jako „nieprzyzwoicie małą”. Jakim cudem aż tak daleko zabrnął MX-5? Tym modelem Mazda pokazuje, że radość z jazdy nie musi być uzależniona od mocy, jaką mamy do dyspozycji pod prawą stopą. Siedzenie kilka centymetrów powyżej poziomu asfaltu, zaraz przed tylnymi kołami, w dodatku bez dachu nad głową jest niezwykłym przeżyciem, a nie zapominajcie, że pomimo niezbyt mocnego silnika, MX-5 całkiem szybko potrafi pokonywać zakręty. I to się nazywa radość z jazdy, którą chcę czerpać całymi garściami. Kocham to auto.

Więcej o Maździe MX-5 przeczytacie tutaj.

1. Maserati Quattroporte GTS
Fot. Łukasz Walas
21 czerwca 2013. To z całą pewnością mój najpiękniejszy dzień, jaki mogę zaliczyć do tych „motoryzacyjnych”. Właśnie wtedy przyszło mi spotkać się oko w oko z jednym z najszlachetniejszych samochodów na świecie. Maserati Quattroporte i to w nie byle jaki, tylko topowy GTS, z fantastycznym silnikiem V8 o mocy 530 KM, który gra jeszcze lepiej. Tego trzeba posłuchać w pełnej gamie, aż po ostatnie nuty znajdujące się w rejonie 7 tysięcy obrotów na minutę, bo dźwięk jest niezapomniany. Z resztą wrażenie robi też komfort i nieodparta chęć do rozwijania coraz to większych prędkości, a nie trzeba mocno wciskać pedału gazu, by zrozumieć jak ochoczo rozpędza się samochód ważący 1900 kg. Z resztą 4,7 sekundy do 100 km/h i prędkość maksymalna na poziomie 307 km/h robią swoje.


O najlepszym samochodzie 2013 roku przeczytacie tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz