Jeden z dziesięciu
Może
się wydawać, że jak wybierze się 10 najlepszych aut, jakimi jeździło się przez
cały rok, to wskazanie tego „naj” będzie dziecinnie proste. Wcale nie. Oto 10
samochodów, które chwyciły mnie nie tylko za serce.
To był
całkiem intensywny rok – tylko dla Redline Motoblog przetestowałem ponad 50
godnych mojej uwagi samochodów, jakie możecie znaleźć na rynku. Przepuszczenie
przez sito ich wszystkich i wybranie 10 najlepszych nie było łatwym zadaniem,
bo każde z tych aut miało w sobie coś, za co można byłoby je polubić i prawie
każde miało też coś, dzięki czemu bezlitośnie je zrównałem z ziemią. Już na
wstępie mówię, że nie sugerowałem się tylko tym ile koni skrywa maska i w jakim
czasie te konie są w stanie rozpędzić ową maskę do 100 km/h, ale co tu będę się
dalej rozwodzić. Zaczynamy odliczanie!
10. BMW Z4 28i
Fot. Marcin Koński |
Pod
maską niby tylko 2 litrowy silnik, jednak w wykonaniu Bawarczyków taki litraż
spokojnie wystarcza do uzyskania 245 KM, a to dobry powód, by móc chełpić się
zainstalowanym ogranicznikiem prędkości broniącym przed przekroczeniem 250 km/h
(przynajmniej oficjalnie, bo wg. pomiarów GPS-owych auta z Monachium rozpędzają
się do 10 km/h dalej). Do tego dodajmy fantastyczne zawieszeni i nieziemsko
czuły układ kierowniczy. Wierzcie mi, że tym samochodem nie będziecie zbyt długo
cruisingować po modnych bulwarach, bo szybko najdzie Was ochota na odwiedzenie
najbardziej krętych dróg w okolicy.
Artykuł o BMW Z4 przeczytacie tutaj.
9. BMW 428i xDrive
Fot. Marcin Koński |
Już
„zwykła” seria 3 z 2 litrową „turbobenzyną” okazuje się najlepszą propozycją na
średniej wielkości auto premium na rynku. „Czwórka” oferuje to, co sedan
zapewniając jeszcze większe wrażenia za kierownicą za sprawą soczyście rasowego
wydechu. I choć nie jest tak szybka w sprincie, co Z4, to jednak jeśli miałbym
wybierać między dwoma autami, wsiadłbym do 428i. Tylko proszę nie z czerwoną
skórą i drewnianym wykończeniem!
Wrażenia z jazdy serią 4 znajdziecie tutaj.
8. Nissan GT-R
Fot. Łukasz Walas |
550
koni mechanicznych wyciśniętych za pomocą dwóch turbosprężarek z silnika o
pojemności 3,8 litra. Z prostej kalkulacji wynika, że każdy litr pojemności
skokowej dostarcza 145 rączych koni mechanicznych zdolnych do pognania tego coupe
do 100 km/h w 2,7 sekundy. Samochód jest jak startujący myśliwiec – po starcie
z gazem w podłodze zupełnie nie wiesz, co się dzieje wokół, póki nie
przekroczysz na prędkościomierzu wartości „160”. Chwilę później na liczniku
widnieje już druga „setka”, a Ty masz wrażenie, że auto ani na chwilę nie
straciło tempa. Łapanie zakrętów tym autem jest czystą przyjemnością, gdyż GT-R
zdaje się czytać w myślach kierowcy. Dlaczego więc tak daleka lokata wyczynowego
Nissana? Za brak duszy. R35 nie zrobi absolutnie niczego nieprzewidywalnego.
Zaskoczy tylko ten jeden jedyny raz podczas pierwszej przejażdżki.
Więcej o Nissanie GT-R przeczytacie pod tym adresem.
7. Nissan 370Z Nismo
Fot. Łukasz Walas |
Ma
ponad 200 koni mniej, niż GT-R, ale jest o jakieś 200 koni bardziej szalone od
niego. Nissan 370Z po kuracji wzmacniającej od legendarnego Nismo. Poza
zmienionym wyglądem auto otrzymało nieznaczny zastrzyk mocy i zmodyfikowane
zawieszenie, które robi chyba największe wrażenie. Dublowanie ograniczeń
prędkości w zakrętach dla tego auta jest tak zwyczajną czynnością, jak
oddychanie. Przyciśnij mocniej pedał gazu i baw się na całego na granicy
przyczepności – wtedy Nismo dopiero zaczyna budzić się do życia. Na prostej
można za to delektować się charakterystycznym dźwiękiem widlastej „szóstki”. Szczerze
dziwię się, że auto nie ma wystawionych żółtych papierów.
Artykuł o Nissanie Nismo przeczytacie tutaj.
6. Ford Fiesta ST
Fot. Łukasz Walas |
Jeśli
bardzo interesuje Was moja opinia na temat najlepszego miejskiego hot hatcha
dostępnego na rynku (przetestowałem chyba wszystkie tegoroczne nowości), to z
czystym sumieniem mogę ogłosić werdykt, iż tym „naj” jest Fiesta ST. Mały,
wściekło-czerwony jegomość śpiewa głębokim basem, świetnie się prowadzi i
pomimo, że jest słabszy od konkurentów, wcale nie dostaje zadyszki w wyścigu z
nimi. Co więcej, jeśli ciężko byłoby mu dogonić konkurentów na prostej, to
przewaga rywali topnieje w zakrętach z szybkością lodów wstawionych do
mikrofali. A teraz najlepsze – W przeciwieństwie do Peugeota 208 GTi i Renault
Clio R.S., Fiesta nie zrobi drenażu Waszego konta bankowego, a to powinien być
już bardzo istotny argument.
Więcej o najlepszym miejskim hot hatchu tego roku przeczytacie pod tym adresem.
5. Toyota GT-86
Fot. Łukasz Walas |
Prawda,
nie jest najładniejszy. Nie jest nawet ładny, ale to jedyne tylnonapędowe
kompaktowe coupe na rynku. Tak, dobrze słyszeliście „tylnonapędowe”, co więcej
niewielka Toyota w pełni wykorzystuje przywilej napędzania tylnej osi do
bezczelnego zarzucania kuperkiem na lewo i prawo. Nie trzeba też specjalnie
wysilać się z prowokowaniem, bo tylna oś jest chętna do zabawy przy każdej
prędkości. Pewnie zastanawiacie się teraz co jest powodem takiego entuzjazmu
GT-86. Otóż przyczyny są cztery i są oponami z Toyoty Prius. Ponadto pod maską
znajduje się wolnossący bokser o pojemności 2 litrów, mocy 200 koni i kręcący
się do 7,5 tysiąca obrotów na minutę. Taki zestaw zupełnie wystarczy do
fantastycznej zabawy.
Wrażenia z jazdy Toyotą GT-86 (i bliźniaczym Subaru BRZ) przeczytacie tutaj.
4. Subaru BRZ
Fot. Łukasz Walas |
Dlaczego
drugi z bliźniaków jest lepszy? Bo ma skrzynię automatyczną, która subiektywnie
wyostrza reakcję na gaz. Ponadto gang boksera jest jakby donośniejszy i
ostrzejszy, jak przystało na Subaru. Poza tym auto jeszcze chętniej miota
tyłkiem na lewo i prawo, co wywołuje jeszcze szerszy uśmiech na twarzy. To zdecydowanie
jedna z najfajniejszych zabawek, jaką miałem przyjemność prowadzić i jeśli
mógłbym powtórzyć scenariusz, bez wahania dosiadłbym właśnie BRZ-ta z
autometem. No i coupe Subaru ma większe szanse, na tytuł klasyka, bo nigdy
wcześniej nie było takiego samochodu spod znaku plejad.
Więcej o Subaru BRZ (i przy okazji o GT-86) znajdziecie pod tym adresem.
Pora na najlepszą trójkę, w której przynajmniej jedna pozycja będzie dla Was nie małym zaskoczeniem.
3. Mercedes-Benz A45 AMG
Fot. Marcin Koński |
Wydaje
się, że recepta na takie auto jest bardzo prosta – weź najmniejszy samochód z
gamy i wsadź absurdalnie mocny silnik. Nic bardziej mylnego, choć jakby się
zastanowić, to trochę jest w tym prawdy. Tak, czy owak pod maską mieszka 2
litrowy silnik z doładowaniem, którego moc wynosi 360 KM. Za przenoszenie mocy
na asfalt odpowiada dwusprzęgłowa skrzynia biegów o 7 przełożeniach i kieruje
ten tabun na przednią oś. No, chyba, że ta para kół nie daje rady, wtedy z
pomocą przychodzi dołączany napęd na tylne koła wyrzucający małego Mercedesa na
drugą stronę 100 km/h w 4,6 sekundy. Prędkość maksymalna to tradycyjne już 250
km/h, jednak za drobną opłatą będzie można przesunąć „kaganiec” trochę dalej. Najlepsza
jest jednak salwa armatnia z wydechu, która strzela przy każdej zmianie biegu.
Coś fantastycznego.
Artykuł o A45 AMG przeczytacie tutaj.
2. Mazda MX-5
Fot. Marcin Koński |
Mały
japoński roadster z klasycznym napędem (silnik z przodu, napęd na tył) i jednostką,
którego moc można określić, jako „nieprzyzwoicie małą”. Jakim cudem aż tak
daleko zabrnął MX-5? Tym modelem Mazda pokazuje, że radość z jazdy nie musi być
uzależniona od mocy, jaką mamy do dyspozycji pod prawą stopą. Siedzenie kilka
centymetrów powyżej poziomu asfaltu, zaraz przed tylnymi kołami, w dodatku bez
dachu nad głową jest niezwykłym przeżyciem, a nie zapominajcie, że pomimo
niezbyt mocnego silnika, MX-5 całkiem szybko potrafi pokonywać zakręty. I to
się nazywa radość z jazdy, którą chcę czerpać całymi garściami. Kocham to auto.
Więcej o Maździe MX-5 przeczytacie tutaj.
1. Maserati Quattroporte GTS
Fot. Łukasz Walas |
21
czerwca 2013. To z całą pewnością mój najpiękniejszy dzień, jaki mogę zaliczyć
do tych „motoryzacyjnych”. Właśnie wtedy przyszło mi spotkać się oko w oko z
jednym z najszlachetniejszych samochodów na świecie. Maserati Quattroporte i to
w nie byle jaki, tylko topowy GTS, z fantastycznym silnikiem V8 o mocy 530 KM,
który gra jeszcze lepiej. Tego trzeba posłuchać w pełnej gamie, aż po ostatnie
nuty znajdujące się w rejonie 7 tysięcy obrotów na minutę, bo dźwięk jest
niezapomniany. Z resztą wrażenie robi też komfort i nieodparta chęć do
rozwijania coraz to większych prędkości, a nie trzeba mocno wciskać pedału gazu,
by zrozumieć jak ochoczo rozpędza się samochód ważący 1900 kg. Z resztą 4,7
sekundy do 100 km/h i prędkość maksymalna na poziomie 307 km/h robią swoje.
O najlepszym samochodzie 2013 roku przeczytacie tutaj.
O najlepszym samochodzie 2013 roku przeczytacie tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz