Prawdziwe Nismo
Przyspieszasz upajając się brutalnym rykiem V6, zauważasz mrugającą
diodę i wskazówkę dochodzącą do czerwonego pola, zmieniasz bieg na wyższy za
pomocą superprecyzyjnej skrzyni biegów i odtwarzasz tę wspaniałą ścieżkę
dźwiękową. Tak krótko można scharakteryzować jazdę Nissanem 370Z Nismo.
Kilka miesięcy temu jeździłem jednym z dostępnych w Polsce modeli NISMO.
Był to Juke z lekko podrasowanym silnikiem 1,6, który produkował 200 KM. Wtedy
napisałem o nim, że to nic innego jak lekko drogawy gadżet dla miłośników
japońskich klimatów. Silnik pracował jak turbobenzyna z przed 20 lat – przez
długi czas nic się nie dzieje, dopiero po przekroczeniu 3 tysięcy obrotów
motor budził się do życia wyrywając z letargu kierowcę mocnym kopniakiem w
plecy.
W tym samym czasie można było obejrzeć inny model, który wyjechał spod
strzechy NISMO – 370Z. W jego wypadku „gadżeciarski” tuning, to ostatnia rzecz,
jaka przyszłaby na myśl. Muskularne błotniki, pokaźnych rozmiarów spoiler i
gigantyczne końcówki układu wydechowego nie są tylko bajeranckim dodatkiem, a
elementem, który pełni konkretną rolę. W środku zauważalne zmiany to nowe
fotele, tarcza obrotomierza z czerwoną obwódką, kierownica obszyta welurem i
tabliczka znamionowa pomiędzy fotelami nadająca charakter ekskluzywności.
Oczywiście nie mogło obyć się bez zmian pod maską. Tunerzy Nissana
podnieśli moc 3,7 litrowego silnika z 328 do 344 KM. Ta niezbyt duży wzrost
pozwolił skrócić sprint do 100 km/h o 0,1 sekundy do 5,2 s. Więcej zmieniło się
w zawieszeniu, które usztywniono i obniżono w porównaniu do standardowej „Zetki”.
Efekt jest wręcz piorunujący – samochód sprawia wrażenie, że nie zna takiego
pojęcia jak granica przyczepności, bo kiedy opony zaczynają popiskiwać jakby
chciały prowokować do driftu, kontrola trakcji pozostawała niewzruszona. Samo
auto jest neutralne jak Szwajcaria. Nawet podczas gwałtownego hamowania z
bardzo wysokich prędkości. Nismo jest tak dobrze wywarzone i zbalansowane, że
nie trzeba martwić się walką z kierownicą o utrzymanie właściwego toru jazdy.
Układ kierowniczy jest precyzyjny, ale też nie jest nadpobudliwy.
W tym samochodzie można zakochać się nie tylko dzięki wręcz
mistrzowskiej stabilności, ale też charakterystycznych dla dźwięków
produkowanych przez usportowiony układ wydechowy. Przy niskich obrotach jest
cicho i spokojnie, zaś podczas wciskania gazu w podłogę towarzyszą początkowo
basowe mruczenia, które bardzo szybko ustępują rasowemu rykowi, a im wyżej
wskazówka obrotomierza pnie się po skali, tym melodie są bardziej brutalne i
soczyste. I to aż do czerwonego pola znajdującego się przy 7,5 tysiącach
obrotów na minutę. Przejęci gnaniem przed siebie będą odpowiednio wcześnie
poinformowani o nadchodzącym spotkaniu z odcięciem zapłonu za pomocą czerwonej
mrugającej diody, tak jak to ma miejsce w prawdziwych sportowych autach. Potem
kolejny bieg – szybki, niezwykle precyzyjny i z krótkim skokiem – i ponowne
odtworzenie całe ścieżki dźwiękowej. Auto
jest rewelacyjne i całkowicie pozwala na codzienne komfortowe podróżowanie.
Nissan 370Z NISMO kosztuje 230 tysięcy złotych. Za te pieniądze
otrzymujemy prawdziwie rasowy samochód sportowy z kompletnym wyposażeniem. Nie
trzeba też nawet martwić się żadną dopłatą za lakier, choć wybór jest niewielki
– biały, srebrny, bądź czarny. I tego w sumie oczekuje się od producenta
wybierając topową odmianę modelu.
Ostro opadający dach, to ukłon w stronę Nissana 240Z |
Można się trochę pogubić |
Niektórzy za auto z tym znaczkiem dają się pokroić |
Napis "Nismo" znajdziecie nawet na końcówce wydechu |
Czy wg. Was tak "uzbrojony" tył wygląda lepiej? Według mnie zdecydowanie tak! |
Fotele są świetnie wyprofilowane |
Po wyłączeniu auta wskazówki zawieszają się na haczykach |
Widzicie? Jeździliśmy całowicie wyjątkowym 61 egzemplarzem Nismo |
Podoba Wam się takie miejsce pracy kierowcy? |
Ten silnik jest tak wściekły, że musi być ubezwłasnowolniony pałąkiem |
Foto. Łukasz Walas (lukaszwalas.blogspot.com), Marcin Koński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz