Wybór 10
najlepszych aut wcale nie był taki prosty jakby się mogło wydawać. Przez nasze
ręce przewinęła się masa świetnych samochodów, od zwykłych miejskich, po
sportowe, a kończąc na limuzynach za prawie milion złotych. Lecz trzeba
wzbudzić w sobie trochę motoryzacyjnej krytyki i odrzucić większość wspaniałych
aut zostawiając same perełki.
Moje
podium jest różnorodne jak kosmos, bo kiedy widzę obok siebie Nissana GT-R,
Maserati Quattroporte i BMW Z4 28i to wszystkie problemy przestają mieć
jakiekolwiek znaczenie. Według mnie to skrajnie idealne samochody. Zapewne dla
wielkich fanów konkurencyjnych koncernów oraz dla wielkich miłośników
motoryzacji plotę teraz głupoty, ale skoro to jest moje TOP10, to mogę tu pisać
co mi się żywnie podoba.
Fot. Łukasz Walas |
Ale
zaczynając od początku. Nissan GT‑R.
Samochód nr 1. na mojej liście TOP10. Cytując wielkiego pisarza i podróżnika
„To istny ocean, osobna planeta, różnorodny przebogaty kosmos. Tylko w wielkim
uproszczeniu, dla wygody, mówimy… ‘’ - Nissan GT-R. To nie jest samochód. To
jest potwór. Auto, które dwukrotnie szybciej przyspiesza do „setki” niż
przeciętne auto wyhamowuje z tej prędkości. 2,7s do 100km/h, 550KM. Chyba
więcej danych technicznych przytaczać tutaj nie muszę. Prowadzi się świetnie i
jak na tak olbrzymią moc dość przewidywalnie. To jedno z nielicznych samochodów,
do których czułem respekt. A mieszkając w Warszawie, jestem przekonany, że w
promieniu 400km nie ma mocniejszego potwora na drogach. No chyba, że jakiś
turysta przyjedzie akurat na wycieczkę do stolicy swoim Bugatti Veyronem.
Więcej o Nissanie GT-R przeczytacie Tutaj.
Fot. Łukasz Walas |
Nr 2. na
mojej liście to Maserati Quattroporte
GTS. Włoska orkiestra w składzie ośmiu cylindrów umieszczonych w dwóch
rzędach. Po prostu klasyczne V8, lecz przy 530KM i 4,7s do „setki” oraz masie
1900kg to po prostu coś, czego nie da się opisać. Magia. We wnętrzu dominuje
prostota, elegancja lecz bez jakiegoś przepychu, chociaż nasz testowany model
kosztował nieco ponad 800tys. zł. Pasażerowie na tylnej kanapie spokojnie mogą
objechać całą Europę z wyciągniętymi nogami i nie poczują nawet zmęczenia.
Jednak największą frajdę z tej podróży będzie miał ich kierowca. Niesamowicie
się prowadzi tego ciężkiego potwora. Każde muśnięcie pedału gazu to przepiękny
bulgot silnika oraz wgniatanie w bardzo wygodne skórzane fotele.
Fot. Marcin Koński |
3.
miejsce i brąz zdobywa BMW Z4 28i. Jak
na moje fotograficzne oko jest to jeden z lepiej wyglądających roadsterów
dostępnych na motoryzacyjnym rynku. Podobno ten samochód został zaprojektowany
przez kobietę, za co należą jej się wielkie brawa. Prywatnie nie jestem
zwolennikiem kabrioletów, są to dla mnie auta niepraktyczne, lecz jeśli radość
z jazdy przewyższa poziom mojej krytyki, to śmiało mógłbym zaoferować miejsce w
moim garażu dla Z4. Podobnie miało to miejsce w przypadku Nissana
GT-R, ale wracając do naszej niemieckiej gwiazdy. Fenomenem jest dla mnie
silnik, bo to tylko czterorzędowa jednostka o pojemności 1997cm3 i
mocy… 245KM. I tutaj zaczyna się robić ciekawie. Nasz roadster przyspiesza do
„setki” w 5,5s a dźwięk spod maski, która zajmuje 1/3 długości samochodu jest
dość przyjemny dla ucha jak na pospolite R4. Jeśli wyłączymy radio to usłyszymy
bardzo miłe buczenie z wydechu, które jeszcze przyjemniej dochodzi do ucha przy
opuszczonym dachu. Dobrze wykonane wnętrze, wygodne siedzenia, świetny układ
kierowniczy oraz tryb sportowy który naprawdę wzbudza uśmiech na twarzy nie
tylko miłośnika motoryzacji. W skrócie Z4 gwarantuje „radość z jazdy”. Bez
dwóch zdań.
Pełny test tego modelu przeczytacie Tutaj.
Fot. Łukasz Walas |
Najgorsze
miejsce dla mistrzów przypadło Chevroletowi
Camaro. Tuż za podium, bez medalu, ale myślę że tej bestii nie robi to
wielkiej różnicy. Każdy człowiek na ulicy widząc Mustanga czy Camaro odwraca
lekko głowę nasłuchując pięknych dźwięków i kształtów. Te auta dla przeciętnego
Kowalskiego wyglądają tak samo, lecz specjaliści twierdzą że Camaro to
pożeracze Mustangów. Wracając do naszego Chevroleta nie można zapomnieć o
6162cm3 oraz silniku V8 dającym moc 405KM. Robi wrażenie. Auto jest
ciężkie, długie, szerokie. Niestety wnętrze trochę rozczarowuje. Kierownica ta
sama co w Oplu Astrze czy Chevrolecie Malibu, dużo plastików. Nie jest dobrze.
Ale myślę, że takiemu klasykowi jak Camaro można to wybaczyć. Ja też tak uczyniłem
i dlatego znalazło się to autko w pierwszej „dziesiątce”.
Przemyślenia naczelnego przeczytacie pod tym adresem.
Fot. Łukasz Walas |
Kolejne
5. miejsce to Nissan 370Z Nismo. Na
pierwszy rzut oka to auto kojarzy mi się z popularną grą Need for Speed. Wtedy
jeszcze nie wiedziałem, że będę miał przyjemności przejechania się tym cudem.
Auto dość brutalne, zrywne, szarpie, rzuca, czuć pazura. A właśnie o to w tym
wszystkich chodzi. Pięknie mrucząca V-szóstka i 344 KM zaspokoją każdego
miłośnika motoryzacji.
Więcej o Nissanie 370Z Nismo tutaj.
Fot. Łukasz Walas |
Miejsce
szóste przypadło marce Subaru, a dokładnie modelowi BRZ. Może nie jest to auto, które zostawi wszystkich rywali w tyle
ruszając spod świateł, ale na pewno właściciel tego małego gokarta będzie miał
dużo frajdy z jazdy. O wiele więcej niż rywale, którzy może mają katalogowo
lepsze przyspieszenie i więcej kucyków mechanicznych. Samochód prowadzi
się bardzo przyjemnie, a manetki do
zmiany biegów aż się proszą o klikanie i ciągłą zmianę przełożeń. Każde kolejne
rondo na drodze będzie kusiło do zamerdania ogonkiem. Nasz gokart nie robi tego
niespodziewanie i nie robi tego aby
przestraszyć kierowcę. BRZ zamiata kuperkiem wyłącznie dla sprawienia
przyjemności kierowcy Subaryny.
Fot. Łukasz Walas |
Mistyczna
siódemka przypadła BMW 528ix. Kiedy
w mroźny i wietrzny wieczór wsiadłem do tego auto poczułem się jak w niebie.
Wszystko było tam gdzie trzeba. Wszystko mi pasowało, wszystko było pod ręką.
Jeszcze przed chwilą miałem ochotę kopnąć i rozwalić stojącego niedaleko
bałwana ze śniegu a kilka chwil później zamieniłem się w oazę spokoju. Nie
umiem wypunktować, co było w tym aucie dobrego, co złego, jakieś wady i zalety
dla mnie tutaj nie istniały. Po prostu auto sprawiało mi przyjemność z jazdy, a
chyba to jest najważniejsze. Przy spokojnej jeździe ten prawie 1800kg kolos
prawie w ogóle nie zużywa paliwa, a kiedy wciśniemy dynamicznie pedał gazu
budzi się smok, który ładnie brzmi. I naprawdę potrafi wgnieść w fotel, bo
pierwszą „setkę” osiąga w 6,5s.
Więcej o BMW 528ix znajdziecie pod tym adresem.
Fot. Łukasz Walas |
Miejsce ósme, to Mercedes-Benz CLS350 CDI 4MATIC Shooting Brake. To chyba
jedyne kombi, za którym odwracam głowę, kiedy mija mnie gdzieś na drodze.
Piękne kształty, niska pozycja kierowcy, długa i smukła sylwetka i wcale nie
czuć, że ta limuzyna (bo na pewno nie jest zwykłym kombi) waży prawie 1900kg.
Prowadzi się bardzo dobrze, ma świetny
układ kierowniczy i przy mocniejszym „depnięciu” w pedał gazu zaczyna mruczeć
V6. Auto aż kusi do dynamicznej jazdy. A potrafi być bardzo dynamiczne. Oczywiście
nie zabrakło na samym środku deski rozdzielczej klasycznego zegarka, który
dodaję elegancji w tym i tak pięknym wnętrzu.
Pełny test CLS-a Shooting Brake.
Fot. Łukasz Walas |
Przedostatnie
miejsce na mojej liście przypadło modelowi Abarth
500. Mały miejski gokart do zabawy.
Sprawia dużą frajdę kierowcy. Służy zarówno do przetransportowania się jednej
osoby z punktu A do B wraz z trzema siatkami zakupów, ale też do śmigania
bokiem, do tańczenia na lodzie… dużo by wymieniać. Mały diabełek, szczególnie w
kolorze czerwonym. Autko do pierwszej „setki” rozpędza się w niecałe 8 sekund.
Jest bardzo leciutki, dlatego często będziemy musieli uważać na to czy jeszcze
jedziemy trzymając się jezdni czy już lecimy tańcząc piruety na drogach. No i
nie można zapomnieć o pięknym włoskim wnętrzu. Każdy element wygląda po prostu
dobrze, wszystko ma logiczny sens. Czyste piękno jak na włoskich stylistów
przypadło.
Przemyślenia naczelnego o najmniejszym Abarthcie znajdziecie tutaj.
Fot. Łukasz Walas |
Pierwszą dziesiątkę
zamyka Opel ADAM 1,4 SLAM. Auto
podobnie jak BMW 528ix po prostu cieszy od samego wejścia do kabiny. A
włączając troszkę głośniej jedną ze stacji radiowych, która oferuję muzykę
Chilli czujemy się jak w raju. Nie sądziłem, że jakikolwiek Opel może mnie tak
pozytywne zaskoczyć. Ciekawy kokpit, piękne wykończenie każdego elementu, aż
drapię się po głowie i zastanawiam czy to naprawdę Opel? Powiecie, że do
szczęścia zabrakło gwiazdki na niebie? I tu Was mile zaskoczę, ponieważ cały
sufit jest wypełniony gwiazdami. Nie wiem jaka to dokładnie konstelacja, bo
nigdy nie byłem dobry z astronomii, ale widok jest naprawdę niesamowity.
Silnikowo nie jest źle, zrywny, dynamiczny, ale chyba nie o moc tutaj chodzi.
11,5s do 100km/h wystarczy, aby ten samochód cieszył każdego użytkownika. Cała
gama pakietów stylizacyjnych tego auta, sprawi że będziecie mieć jedyne w swoim
rodzaju autko i nie spotkacie drugiego takiego na mieście. Skoro ADAM jest taki
dobry, to ja czekam na Ewę.
Pełny
test Opla ADAM-a znajduje się tutaj.
Korzystając
z tego, że mogę naskrobać tu jeszcze parę słów i wierzę, że Naczelny Koński mi
tego nie wytnie życzę wszystkim czytelnikom Redline MotoBlog samych wspaniałych
aut na nadchodzący 2014 rok!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz