Rasowiec w pigułce
Czy jest coś, co byłoby połączeniem prawdziwego auta sportowego i
niepozornego hatchbacka? Ten oferuje prawdziwie godziwe emocje za stosunkowo
niewielkie pieniądze. Przed Państem najmniejszy AMG świata!
Do tej pory Affalterbach broniło się rękami i nogami, by tylko Mercedes
nie zażyczył sobie zmodyfikowania najmniejszych swoich samochodów. Nic dziwnego
– mikrovany kojarzone raczej ze starszą częścią społeczeństwa to raczej
ostatnia rzecz, jaką mogliby sobie wyobrazić w swoich garażach spece z AMG.
Nawet jeśli tak by się stało, to zastanawialiście się, jak w poprzedniku
zamontować silnik V8 o solidnej pojemności 6 litrów z niewiele mniejszą
przekładnią? Gwarantuję Wam, że to, co by z tego wyszło najpierw zamieniałoby w
pył opony, a potem przeganiałoby Veyrona, GT-R-a, czy Aventadora na samych aluminiowych
felgach.
Jednak od wprowadzenia aktualnej generacji A klasy, inżynierowie z AMG
zmienili swoje podejście do najmniejszej „gwiazdy”. Może to za sprawą zupełnie
innego designu, może przez BMW, który dość mocno zamieszał za sprawą 1M Coupe i
M135i, bo jak do tej pory Audi nie zdołało zmusić Mercedesa do tak odważnego
kroku.
A był bardzo odważny, bo wymagał zbudowania zupełnie nowego silnika.
Miał mieć największą moc w klasie, ale z założenia zużycie paliwa powinno być
możliwe jak najmniejsze. Dlatego też wybrano najlepsze z możliwych rozwiązań –
silnik o pojemności 2 litrów z solidną turbosprężarką (świetny ruch! Dzięki
temu stawki podatkowe są niższe, przez co auto nie kosztuje zatrważająco dużo,
ale o tym później) rozwija 180 KM... z każdego litra pojemności.
Łatwo więc przekalkulować, że do dyspozycji prawej stopy mamy tutaj 360
KM! To o 20 więcej, niż miał 1M Coupe. W normalnych warunkach moc przekazywana
jest na przednie koła za pośrednictwem 7 biegowej skrzyni automatycznej, jednak
kiedy nadmiar koni mechanicznych rozsmarowuje opony o rozmiarze 235/40 R18 na
asfalcie, do akcji dołącza się tylna oś. Dzięki temu ta torpeda rozpędza się do
setki w 4,6 sekundy (w kompakcie!), zaś prędkość maksymalna kończy się tam,
gdzie wkracza szeryf ze swoją blokadą – przy 250 km/h.
Jednak suche dane, to jedno, a wrażenia z jazdy – drugie. Pierwsze
spokojne kilometry zupełnie nie zdradzały potencjału auta. To była prawdziwa
cisza przed burzą, bo kiedy przełączymy się z trybu komfortowego na sportowy i
wciśniemy gaz w podłogę, otrzymamy solidnego kopniaka w postaci 450 Nm momentu
obrotowego. Wskazówka obrotomierza pnie się w górę w szaleńczym tempie i zanim odbije
się od czerwonego pola, pociągam za łopatkę. Ta zaś odpowiada za opuszczenie
szablą, na znak którego odbywa się prawdziwy ostrzał altylerski, w towarzystwie
którego załącza się kolejny bieg. Niezwykła zabawa! Mały, czterocylindrowy
silnik robi większy raban, niż rasowym GT-R, czy nawet w niezwykłym Maserati
Quattroporte GTS. Ten hałas nie tylko przekrzykuje twoje myśli. Wręcz
doprowadza do eksplozji uszu, zaś sam toniesz w morzu podniecenia ratując się
głośnym śmiechem.
Co prawda auto jest niezwykle sztywne, przez co skakanie na fotelu może
okazać się momentami irytujące, jednak na drodze z drugiego bieguna jakości
samochód prowadzi się bardzo pewnie i maksymalnie przewidywalnie. Nawet podczas
przyspieszania na łuku A45 AMG będzie jasno dawać do zrozumienia na ile możesz
sobie pozwolić, jednocześnie też nie dopuszczając do (zbyt) bliskiego kontaktu
z rowem, bądź drzewem. Na wszelki wypadek przygotowano tarcze hamulcowe
wielkości dużej pizzy, które zatrzymują auto niemal w miejscu.
Mimo wszystko zdecydowanie lepiej zastosować się do zaleceń auta,
ponieważ szkoda go narażać na uszczerbek. Na pierwszy rzut oka A45 AMG wydaje
się być lekko cichociemny, jednak odznacza się ciekawymi detalami, jak np.
aluminiowe felgi AMG, solidny układ wydechowy z poczwórną końcówką, agresywne
zderzaki czy całkiem pokaźny spoiler. Wewnątrz jest dużo ciekawiej – kubełkowe
(i bardzo wygodne) fotele, czerwone pasy bezpieczeństwa, zegary z odpowiednią
skalą, tapicerka na desce rozdzielczej o fakturze włókna węglowego, metalowe
nakładki na pedały, czy choćby czerwone obwódki kratek wentylacyjnych nadają
wręcz wyścigowy klimat, który prezentuje się też bardzo elegancko. Prawdziwym
smaczkiem jest jednak króciutka dźwigienka skrzyni biegów – prezentuje się
niezwykle wdzięcznie.
A45 AMG można porównać do Cocker Spaniela – ten samochód nie robiłby
właściwie nic innego, jak tylko bawił się z kierowcą w ciągłe wyścigi na
prostej i pokonywanie krętych odcinków na czas. Jednocześnie też jest chyba
jedynym niemieckim autem, który nie ma powagi w nadmiarze. Każdy kilometr
pokonasz z bananem na twarzy bez względu na to, czy jedziesz nim do pracy z
samego rana, czy wyjeżdżasz na weekendowy odpoczynek.
Pora więc wrócić do kwestii, której gentelmani nie poruszają. Z racji
tego, że jednak zawsze piszę ile trzeba przygotować na takie auto, w tym
wypadku zdradzę następujące liczby: 184 200 i 211 315 zł. Pierwsza to
cena podstawowego modelu, druga zaś, to wartość prezentowanego auta. Ten zaś w
wyposażeniu ma dodatkowo m. in. kamerę cofania, podgrzewane przednie fotele,
sportowy układ wydechowy (konieczny „MUST HAVE” – kosztuje niespełna 2 tysiące
złotych, a diametralnie zmienia wrażenia akustyczne), czy lakierowane na
czerwono zaciski hamulców. Auto chyba jak żadne zasługuje na maksymalną notę 5
gwiazdek, choć bez przeszkód przyznałbym ich nawet z 16.
Najmocniejsza A klasa uśpi czujność nie jednego ściganta |
Z tej perspektywy tylko kilka detali zdradza, że to AMG |
Można się wystraszyć |
Wiadomo - bez gwiazdy nie ma jazdy |
Większego zagęszczenia loga AMG nie udało nam się znaleźć |
Te końcówki grają wyśmienicie |
Te kubełki potrafią być bardzo wygodne i świetnie trzymać na zakrętach |
Miejsca z tyłu jest całkiem sporo, tylko kogo to obchodzi? |
Tu nie widać jak mała jest dźwigienka... |
...ale z tej perspektywy robi już wrażenie |
Oto fabryka 360 koni mechanicznych |
A45 AMG powinien być tak oznaczony na każdym kawałku blachy |
Dziękujemy temu Panu za skonstruowanie tego fantastycznego źródła endrofin |
Fot. Marcin Koński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz