Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

środa, 13 listopada 2013

Wyścig na ¼ mili – Mercedes-Benz A45 AMG


Rasowiec w pigułce


Czy jest coś, co byłoby połączeniem prawdziwego auta sportowego i niepozornego hatchbacka? Ten oferuje prawdziwie godziwe emocje za stosunkowo niewielkie pieniądze. Przed Państem najmniejszy AMG świata!


Do tej pory Affalterbach broniło się rękami i nogami, by tylko Mercedes nie zażyczył sobie zmodyfikowania najmniejszych swoich samochodów. Nic dziwnego – mikrovany kojarzone raczej ze starszą częścią społeczeństwa to raczej ostatnia rzecz, jaką mogliby sobie wyobrazić w swoich garażach spece z AMG. Nawet jeśli tak by się stało, to zastanawialiście się, jak w poprzedniku zamontować silnik V8 o solidnej pojemności 6 litrów z niewiele mniejszą przekładnią? Gwarantuję Wam, że to, co by z tego wyszło najpierw zamieniałoby w pył opony, a potem przeganiałoby Veyrona, GT-R-a, czy Aventadora na samych aluminiowych felgach.


Jednak od wprowadzenia aktualnej generacji A klasy, inżynierowie z AMG zmienili swoje podejście do najmniejszej „gwiazdy”. Może to za sprawą zupełnie innego designu, może przez BMW, który dość mocno zamieszał za sprawą 1M Coupe i M135i, bo jak do tej pory Audi nie zdołało zmusić Mercedesa do tak odważnego kroku.


A był bardzo odważny, bo wymagał zbudowania zupełnie nowego silnika. Miał mieć największą moc w klasie, ale z założenia zużycie paliwa powinno być możliwe jak najmniejsze. Dlatego też wybrano najlepsze z możliwych rozwiązań – silnik o pojemności 2 litrów z solidną turbosprężarką (świetny ruch! Dzięki temu stawki podatkowe są niższe, przez co auto nie kosztuje zatrważająco dużo, ale o tym później) rozwija 180 KM... z każdego litra pojemności.


Łatwo więc przekalkulować, że do dyspozycji prawej stopy mamy tutaj 360 KM! To o 20 więcej, niż miał 1M Coupe. W normalnych warunkach moc przekazywana jest na przednie koła za pośrednictwem 7 biegowej skrzyni automatycznej, jednak kiedy nadmiar koni mechanicznych rozsmarowuje opony o rozmiarze 235/40 R18 na asfalcie, do akcji dołącza się tylna oś. Dzięki temu ta torpeda rozpędza się do setki w 4,6 sekundy (w kompakcie!), zaś prędkość maksymalna kończy się tam, gdzie wkracza szeryf ze swoją blokadą – przy 250 km/h.


Jednak suche dane, to jedno, a wrażenia z jazdy – drugie. Pierwsze spokojne kilometry zupełnie nie zdradzały potencjału auta. To była prawdziwa cisza przed burzą, bo kiedy przełączymy się z trybu komfortowego na sportowy i wciśniemy gaz w podłogę, otrzymamy solidnego kopniaka w postaci 450 Nm momentu obrotowego. Wskazówka obrotomierza pnie się w górę w szaleńczym tempie i zanim odbije się od czerwonego pola, pociągam za łopatkę. Ta zaś odpowiada za opuszczenie szablą, na znak którego odbywa się prawdziwy ostrzał altylerski, w towarzystwie którego załącza się kolejny bieg. Niezwykła zabawa! Mały, czterocylindrowy silnik robi większy raban, niż rasowym GT-R, czy nawet w niezwykłym Maserati Quattroporte GTS. Ten hałas nie tylko przekrzykuje twoje myśli. Wręcz doprowadza do eksplozji uszu, zaś sam toniesz w morzu podniecenia ratując się głośnym śmiechem.


Co prawda auto jest niezwykle sztywne, przez co skakanie na fotelu może okazać się momentami irytujące, jednak na drodze z drugiego bieguna jakości samochód prowadzi się bardzo pewnie i maksymalnie przewidywalnie. Nawet podczas przyspieszania na łuku A45 AMG będzie jasno dawać do zrozumienia na ile możesz sobie pozwolić, jednocześnie też nie dopuszczając do (zbyt) bliskiego kontaktu z rowem, bądź drzewem. Na wszelki wypadek przygotowano tarcze hamulcowe wielkości dużej pizzy, które zatrzymują auto niemal w miejscu.


Mimo wszystko zdecydowanie lepiej zastosować się do zaleceń auta, ponieważ szkoda go narażać na uszczerbek. Na pierwszy rzut oka A45 AMG wydaje się być lekko cichociemny, jednak odznacza się ciekawymi detalami, jak np. aluminiowe felgi AMG, solidny układ wydechowy z poczwórną końcówką, agresywne zderzaki czy całkiem pokaźny spoiler. Wewnątrz jest dużo ciekawiej – kubełkowe (i bardzo wygodne) fotele, czerwone pasy bezpieczeństwa, zegary z odpowiednią skalą, tapicerka na desce rozdzielczej o fakturze włókna węglowego, metalowe nakładki na pedały, czy choćby czerwone obwódki kratek wentylacyjnych nadają wręcz wyścigowy klimat, który prezentuje się też bardzo elegancko. Prawdziwym smaczkiem jest jednak króciutka dźwigienka skrzyni biegów – prezentuje się niezwykle wdzięcznie.


A45 AMG można porównać do Cocker Spaniela – ten samochód nie robiłby właściwie nic innego, jak tylko bawił się z kierowcą w ciągłe wyścigi na prostej i pokonywanie krętych odcinków na czas. Jednocześnie też jest chyba jedynym niemieckim autem, który nie ma powagi w nadmiarze. Każdy kilometr pokonasz z bananem na twarzy bez względu na to, czy jedziesz nim do pracy z samego rana, czy wyjeżdżasz na weekendowy odpoczynek.


Pora więc wrócić do kwestii, której gentelmani nie poruszają. Z racji tego, że jednak zawsze piszę ile trzeba przygotować na takie auto, w tym wypadku zdradzę następujące liczby: 184 200 i 211 315 zł. Pierwsza to cena podstawowego modelu, druga zaś, to wartość prezentowanego auta. Ten zaś w wyposażeniu ma dodatkowo m. in. kamerę cofania, podgrzewane przednie fotele, sportowy układ wydechowy (konieczny „MUST HAVE” – kosztuje niespełna 2 tysiące złotych, a diametralnie zmienia wrażenia akustyczne), czy lakierowane na czerwono zaciski hamulców. Auto chyba jak żadne zasługuje na maksymalną notę 5 gwiazdek, choć bez przeszkód przyznałbym ich nawet z 16.


Najmocniejsza A klasa uśpi czujność nie jednego ściganta
Z tej perspektywy tylko kilka detali zdradza, że to AMG




Można się wystraszyć


Wiadomo - bez gwiazdy nie ma jazdy



Większego zagęszczenia loga AMG nie udało nam się znaleźć



Te końcówki grają wyśmienicie

Te kubełki potrafią być bardzo wygodne
i świetnie trzymać na zakrętach















Miejsca z tyłu jest całkiem sporo, tylko kogo
to obchodzi?

Tu nie widać jak mała jest dźwigienka...
...ale z tej perspektywy robi już wrażenie

Oto fabryka 360 koni mechanicznych
A45 AMG powinien być tak oznaczony
na każdym kawałku blachy

Dziękujemy temu Panu za skonstruowanie
tego fantastycznego źródła endrofin

Fot. Marcin Koński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz