Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

środa, 29 stycznia 2014

Wyścig na ¼ mili – Volvo S80 T6 AWD Polestar


Dwulicowy

To określenie w połączeniu z największą limuzyną Volvo wcale nie musi mieć negatywnego znaczenia, bo pod blaszanym poszyciem samochód skrywa nie jedną twarz. Postaram się jak najlepiej przybliżyć Wam dwie natury modelu S80 z topowym silnikiem T6 po kuracji wzmacniającej od Polestara.

Pierwsze oblicze – prawdziwa limuzyna

Jest takie powiedzenie „wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”. Na pewno wszyscy teraz potakujecie zgadzając się z tą prawdą życiową, choćby z tego powodu, że we własnych włościach czujecie się najbezpieczniej. To tam macie swój ulubiony fotel, na którym możecie siedzieć godzinami. Z pewnością też macie szpargały, którymi nie bardzo chcecie się chwalić przed innymi, ale przede wszystkim to, co Was tam otacza jest tylko i wyłącznie Wasze.

Zupełnie tak samo czułem się za kierownicą flagowej limuzyny – S80. Otwierasz drzwi, siadasz na fotelu wygodnym jak wspomniana ulubiona kanapa, kładziesz nogi na dywanikach tak puszystych, że stopy znikają w nich do kostek, kładziesz ręce na ciepłej kierownicy. Brakuje tylko kominka w rogu, ale i nad tym można popracować. Auto jest zniewalająco komfortowe zarówno dla kierowcy, jak i pasażera. Bez względu na to, które miejsce wybrałby dla siebie, jednak to pasażerowie tylnej kanapy mogą poszczycić się prawdziwym komfortem. Nie wspominam o ogromnej ilości miejsca na kolana, bo to oczywista rzecz. Kiedy pasażer będzie znudzony jazdą, będzie mógł założyć na uszy słuchawki, włączyć monitor w zagłówku fotela i obejrzeć w spokoju film. A jeśli kanapa będzie za zimna, zawsze może ją podgrzać.

Długo jednak nie rozkoszowałem się jazdą na miejscu prezesa, bo nie mogłem się powstrzymać na dźwięk rozkręcającego się 6 cylindrowego silnika o pojemności 3 litrów pieszczącego uszy przyjemnym mruczeniem. Jak zahipnotyzowany wróciłem za kierownicę, jednak zanim ruszyłem, trochę dokładniej rozejrzałem się po kokpicie. Początkowo miałem za złe Volvo, że w tak poważnej limuzynie zastosowano takie same zegary, jak w mniejszych modelach. W V40, czy S60 wyglądają one jak najbardziej w porządku, jednak w reprezentacyjnym S80 wydawały mi się lekko infantylne. Sytuacja zmieniła się po tym, jak pokonałem autem pierwsze kilometry i do tej pory utrzymuję, że to rozwiązanie jak najbardziej pasuje do wizerunku samochodu. Zwłaszcza, kiedy zegary mają szare tarcze. Inną uwagą jest kąt ustawienia ekranu nawigacji z cofniętą w głąb kokpitu dolną częścią, jednak i do tego można się przyzwyczaić. Ostatnią rzeczą są przyciski w dolnej części konsoli centralnej. Żeby móc nauczyć się swobodnie poruszać po wszystkich ustawieniach, należy zatrzymać się na parkingu (jeśli postanowiliście zgłębić wiedzę w czasie jazdy) i poświęcić co najmniej 15 minut na naukę obsługi.

Zacząłem już opowiadać o pierwszych kilometrach, a jeszcze nie wspomniałem nic o tym jak jeździ S80 Polestar. Samochód prowadzi się wręcz z majestatycznym wdziękiem. Skrzynia biegów w normalnym trybie jest nawet lekko ospała, jednak przy spokojnej jeździe w zupełności to nie przeszkadza. Nie oznacza to jednak, że jeśli pociągniemy drążek w naszą stronę aktywując tryb sportowy, to przekładnia nadal będzie przypominała Kłapouchego z Kubusia Puchatka. O nie...

Drugie oblicze – auto WRC klasy wyższej



Przestawiając dźwignię na tryb „sport” zmieniamy reprezentacyjną limuzynę w prawdziwy pogrom samochodów GTI. Start z pedałem gazu przybitym do podłogi skutkuje natychmiastowym buksowaniem przednich kół, zaś po nieco ponad 6 sekundach na prędkościomierzu przekraczamy 100 km/h. I to nie koniec, bo szaleńcze tempo rozpędzania się ważącego ponad 1800 kg kolosa trwa w najlepsze, póki nie osiągnie 250 km/h. Na suchej nawierzchni S80 trzyma się drogi w niebywały sposób. Jakby pod asfaltem przemieszczał się magnes.

To Volvo obrazuje typowego Szweda, którego wszyscy uważają za stonowanego, praktycznego do bólu i lekko nieśmiałego człowieka. Sęk tylko w tym, że pod takim lekko introwertycznym płaszczykiem często kryją się łowcy adrenaliny, albo po prostu wariaci. Nie inaczej jest z S80. Wyłączcie kontrolę trakcji i wjedźcie na szutrową drogę. Tam ta góra żelastwa pokaże Wam jeszcze inną naturę – w zakrętach auto chętnie będzie chciało zamiatać tyłem, zaś na prostych odcinkach ciągle będzie szaleńczo szybkie nie tracąc znacząco na stateczności. Znajdźcie fajny odcinek, gdzie nikt nie będzie Wam wchodził w drogę i spróbujcie wycisnąć z auta ile się da, a z przyjemnością zostawi na szutrze swój podpis.

Pokochacie ten samochód całym sercem, tak jak ja polubiłem kompromis (pierwszy raz w życiu) w wydaniu Szwedów pomiędzy luksusową limuzyną a prywatnym drogowym autem WRC. A jaki kapitał pozwala na zakup nowego S80 z topowym silnikiem? Co najmniej 212 tysięcy złotych (2 900 zł kosztuje nieoferowany oficjalnie pakiet Polestar), zaś prezentowany egzemplarz kosztuje już 90 tysięcy więcej. Co tak wywindowało cenę? To topowa wersja wyposażeniowa z ogromną górą dodatków, ponadto znalazło się tu m. in. sportowe zawieszenie, aktywne wspomaganie kierownicy, podgrzewana kierownica, czy lodówka. Niemiecka konkurencja za podobnie wyposażone auta o tej samej mocy życzy sobie co najmniej 350 tysięcy zł.

Przerwa po pierwszym OS-ie
Jak na rajdówkę, S80 ma ogromne felgi







A gdzie jest klatka?!
Wewnątrz panuje typowo szwedzka surowość



Nietypowy stoper do mierzenia czasu przejazdów


Dwa miejsca dla zapasowych pilotów





Fot. Krystian A. Kwaśniewski, Marcin Koński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz