Wielkie
odliczanie i garstka podsumowań
Oto ostatni RedliNEWS w tym roku, a także jeden z ostatnich w
ogóle. To samo tyczy się środowych testów oraz „Szybkich i nieznanych”, co
oznacza, że do mniej więcej końca stycznia praktycznie przestanę tutaj regularnie
pisać. Nie oznacza to całkowitego końca bloga – w końcu będzie to miejsce, w
którym planuję pisać o imprezach motoryzacyjnych, na których miałem przyjemność
uczestniczyć, ale też chciałbym, by to miejsce było ciągle jakąś tam skarbnicą
wiedzy. Co więcej, obiecałem Wam również test Lotusa Esprit Turbo SE, więc jak
tylko zaliczę nim jazdę, to pierwsi się o tym dowiecie. Na pewno też
przeczytacie moje zestawienie 10 najlepszych samochodów, o których mogliście
przeczytać w na blogu w mijającym roku. Zastanawiam się, czy nie powrócić do
koncepcji publikowania felietonów, jednakże trudno będzie mi pisać je regulanie
co tydzień. Tak, czy siak, forma bloga, jakiego znacie od blisko pięciu lat
musi się zmienić. W końcu początkowo myślałem o nim tylko przez pryzmat ładnego
dodatku do CV, kiedy będę chciał aplikować do którejś z redakcji
motoryzacyjnych. I wiecie co? Jeśli tylko będziecie ciężko pracować, na pewno
ktoś Was zauważy. Ja mogę się pochwalić pracą w redakcjach motofakty.pl/moto.gratka.pl,
motopodprad.pl oraz w Moto Collection, a MC zapewnia mi naprawdę bardzo dużo
pracy. Jeśli więc chcecie mnie dalej czytać, zapraszam do magazynu, który
ukazuje się w okolicach 20 dnia miesiąca.
Podsumowując powyższe słowa – dużo pewności i jeszcze więcej
niepewności. Zdecydowanie więcej do powiedzenia ma Cadillac, o którym
przeczytacie poniżej.
1. Cadillac CTS-V
Fot. Cadillac
Nie wiem, czy zauważyliście, ale na przestrzeni lat zaszła
jedna, bardzo poważna zmiana. Do tej pory w Cadillacu CTS zawsze przednie światła
były mniejsze od tylnych. Tym razem dokonano wielkiego przewrotu i zdecydowano
się na odwrócenie tego porządku. Od teraz duże są tylko reflektory, bo sięgają
prawie za nadkola. Tylne światła właściwie ledwo, co widać. Zwłaszcza, kiedy
porówna się je z gigantyczną, karbonową lotką na klapie bagażnika. Z resztą to
nie koniec krzykliwych detali i nie jest to wydech, bo ten nie jest wcale
ogromny. Co innego maska z ogromnym wybrzuszeniem, na którego szczycie znajduje
się wlot powietrza. Do tego monstrualnych rozmiarów grill dostarczający
powietrze do 6.2 litrowego silnia V8, który dzięki kompresorowi dostarcza pod
prawą stopę 640 KM i 855 Nm.
Te liczby zapewniają sprint do 100 km/h 3.7 sekundy i
prędkość maksymalna na poziomie 322 km/h. Dodam, że auto ma napęd na tylne koła
i jest tylko 0.1 sekundy wolniejsze do „setki” od piekielnie szybkiego
Mercedesa E63 AMG S 4MATIC. Mało tego, żaden z rywali nie pędzi więcej, niż 305
km/h, co oznacza, że 322 km/h w wydaniu Cadallaca, to jakaś totalna abstrakcja.
I może właśnie dlatego warto zainteresować się tym krążownikiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz