Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

środa, 31 grudnia 2014

Wyścig na ¼ mili – Porsche Cayenne S


Benchmark

Ten samochód jest perfekcyjny pod wieloma względami – komfortu, prowadzenia, osiągów, klimatu wnętrza, czy nawet przestronności. Wielu uzna, że za owe przywileje Porsche żąda zdecydowanie za dużo, a ja twierdzę, że to jak najbardziej uczciwa oferta, bo samochód jest warty każdej wydanej złotówki.

Z wiekiem wszystko się zmienia. Nie chcę wskazywać na to, jak sami się fizycznie zmieniamy, bo to byłoby odkrycie na poziomie znalezienia nowego lądu na Google Maps. Widzisz na niej jakąś małą wysepkę bez nazwy i liczysz w duchu, że założysz na niej pierwszą kolonię, gdzie z dumą powiewałaby biało-czerwona flaga. Jednakże problem polega na tym, że zapewne po chwili uświadamiasz sobie, że skoro ten skrawek ziemi faktycznie tam się znajduje, to znaczy, że Google o niej wie. Właściwie to wszyscy o niej wiedzą i z kolonialnych planów nici.

No ale wróćmy do tego, w jaki sposób sami się zmieniamy. Pierwsze, co ma chyba na nas największy wpływ, to gatunki muzyczne. Sam doskonale pamiętam jak gwałtownie przestałem słuchać dobrej, żywej muzyki na rzecz wszelkiej maści rocka, metalu, a nawet polskiego bluesa z Ryśkiem Riedlem na czele. I bardzo dziękuję moim kolegom z gimnazjalnej klasy za ten zwrot, bo gdyby nie oni, z całą pewnością dziś byłbym innym człowiekiem. Ostrzejsza muzyka była świetnym podkreśleniem tego, jak bardzo chciałem się buntować. Nie zawsze z tego powodu, że w czymś nie widziałem sensu, albo zwyczajnie było to głupie. Bunt dla mnie był czymś większym. Ot grzeczny i ułożony chłopak zaczyna sprzeciwiać się i opierać wszystkiemu dla samej zasady sprzeciwiania. Takie jest prawo wieku i tego się nie przeskoczy.

Jakiś czas temu zauważyłem też, że im więcej czasu spędzam na tym padole, tym mniej jest mnie w stanie zaskoczyć. Ostatni, naprawdę ciężki szok, jakiego doznałem, to zapowiedź pierwszego SUV-a marki, na której myśl przychodziło mi tylko jedno. No, właściwie trzy cyfry – 911. A że były to jeszcze takie czasy, że u nas widok Carrery był nie lada szokiem, tak Cayenne było po prostu nieporozumieniem. Poza tym nie dość, że był to pierwszy (nie licząc terenowego LM002) SUV producenta sportowych samochodów, to również był okropnie brzydki.

Doskonale pamiętam, jak wtedy w internecie zawrzało, że „co te Porsche robi?!”, że „nie ma już świętości” i najgłośniejsze z nich: „PROFANACJA!”. Mimo tego samochód sprzedawał się genialnie i przez bardzo długi czas nie miał praktycznie żadnego godnego siebie rywala, zaś – jak już wcześniej wspomniałem – świat zaczął mnie coraz mniej dziwić. Więcej, co coraz to dziwniejszych pomysłów producentów podchodziłem nierzadko z ciekawością, czego najlepszym przykładem jest Ferrari FF. To pierwszy Shooting Brake spod znaku Cavalino Rampante, który też jest pierwszym samochodem włoskiego producenta, wyposażonym w napęd na cztery koła i wydaje mi się, że również nie cierpi na brak zainteresowania. Mimo, że nie jest SUV-em.

A skoro wróciłem na temat SUV-a, to dodam, że najciekawsze przy tym wszystkim jest to, jak z każdym odświeżeniem modelu i z każdą nową generacją Porsche Cayenne staje się ładniejsze. Kiedy zapytałem ojca, co myśli na temat pierwszej generacji SUV-a z Zuffenhausen, po parsknięciu stwierdził, że jest okropny i nie może na niego patrzeć. Kolejna generacja największego z Porsche wyglądała już zdecydowanie lepiej, co nie znaczy, że nie udało się ustrzec przed drobnymi niedoróbkami, jak na przykład tylne światła, które zbyt mocno przypominają te, w samochodach z Korei. Na szczęście po prezentacji genialnego Macana, postanowiono odświeżyć Cayenne-a, co było strzałem w dziesiątkę. Nie tylko poprawiono wygląd tylnych świateł, ale również końcówek wydechu, przednich reflektorów oraz zderzaków. Auto prezentowałoby się świetnie, gdyby nie zadziwiająco małe felgi, które ledwie są w stanie ukryć dość pokaźne tarcze hamulcowe z równie solidnymi zaciskami.

Wewnątrz jest za to zdecydowanie lepiej, gdyż niezbyt rzucające się w oczy nadwozie skrywa prawdziwy skarb. Bardzo obszerne wnętrze ze wspaniałymi fotelami, podsufitką z alcantary, wyborną, idealnie okrągłą kierownicą, zapożyczoną z modelu 918. Masywną konsolą centralną, która wspina się do ekranu nawigacji, by ponad nią znalazł się duży zegar, pełniący rolę stopera. Wisienką na torcie jest zestaw pięciu zegarów, jak w 911, z tą różnicą, że tutaj wartości na prędkościomierzu i obrotomierzu są odrobinę skromniejsze. Ale jeśli nie macie tyle szczęścia, by siedzieć za kierownicą, to zdradzę Wam, że z tyłu też jest bardzo przyjemnie. Siedzenia można dowolnie rozsuwać, więc nie trzeba obawiać się wysokiego pasażera przed sobą.

Ciężko jest również cokolwiek zarzucić komfortowi podróżowania. Samochód zgrabnie wybiera nierówności, ale nie w francuski sposób, bujając się we wszystkie strony niczym żaglówka Omega przy 12 stopniowym sztormie. Auto jest monolitowo stabilne i betonowo pewne w prowadzeniu. Rzekłbym wręcz, że pod tym względem w klasie SUV stanowi benchmark i kropka. Nawet przy maksymalnie (i błyskawicznie) podniesionym, pneumatycznym zawieszeniu, Cayenne nie bije na nierównościach zachowując wysoki poziom komfortu, a taką sztuczkę nie każdy potrafi.

Ale oczywiście nie będę poświęcać zawieszeniu aż tyle miejsca, bowiem jest tu coś znacznie ciekawszego. Podpowiem delikatnie, że odpowiada za robienie fantastycznego hałasu i za błyskawiczne znikanie za horyzontem. To 3.6 litrowy motor, który w postaci 420 KM i 550 Nm dostarcza endorfin kierowcy i katapultuje go powyżej 100 km/h w 5.5 sekundy, rozpędzając go do niczym nieskrępowanych 259 km/h.

I to jest w tym samochodzie najlepsze – nikt nie bawi się w konwenanse, nakładając na swoje samochody kaganiec ograniczający jazdę do 250 km/h. W Cayenne S możesz się poczuć lepszy od zdecydowanej większości o co najmniej owe 9 km/h, zaś na zakrętach różnica może sięgać całych wieków. I nie ma co bać się ceny, która wynosi tutaj minimum 400 tysięcy złotych. W ostatecznym rozrachunku (czyli po dodaniu opcji) samochód jest tylko niewiele droższy od reszty niemieckiej konkurencji, a taka różnica nie powinna być powodem, by nie wybrać Cayenne S. Wybierzcie, a gwarantuję Wam, że nie pożałujecie – samochód jest wart każdej zainwestowanej złotówki.

To tak słowem zakończenia dodam, ile tych złotówek potrzeba, by móc cieszyć się samochodem skonfigurowanym na wzór modelu testowego. Otóż prawidłowa odpowiedź brzmi: 589 225. To, co podniosło wartość auta o cenę nowego lekko doposażonego Audi S3 Sportback? M. in. wspomniana podsufitka z alcantary, skórzana tapicerka, podgrzewane wszystkie siedzenia, w tym dodatkowo przednie klimatyzowane, system audio Bose, pneumatyczne zawieszenie, reflektory LED-owe, pakiet Offroadowy, komfortowe fotele, system domykania drzwi i 20 calowe felgi (te czekają na sezon letni).





























Fot. Marcin Koński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz