Bestia
Jeśli myślisz, że tak nazwany może być jedynie samochód prezydenta USA, to wierz mi, że przy Jeepie Grand Cherokee SRT ta limuzyna będzie co najwyżej diabłem tasmańskim.
Na początku przybliżę rysopis Cadillaca One, na wypadek, jakbyście nie kojarzyli auta. Wielka, czarna limuzyna z gigantycznym grillem i równie okazałymi kołami. Krótko mówiąc jakieś 5,5 metra długości i 177 cm wysokości. Ponadto samochód „uzbrojony” jest w 5 centymetrowe opancerzenie, zaś same szyby są grubości 12,5 cm. Ponadto w wyposażeniu są butle z tlenem oraz krwią dla głowy państwa amerykańskiego, zaś w razie ataku auto może bronić się zasłoną dymną i podczerwonymi granatami dymnymi. Całość waży 8 ton i kosztowało około 1,5 miliona złotych.
Przyznam szczerze, że niezbyt trudno o droższą opancerzoną limuzynę, więc wartość tzw. Bestii z całym osprzętem można uznać za promocyjną. Co więcej, osiągi również ciężko uznać za elitarne. Fakt, turbodiesel V8 o pojemności 6.6 litra robi wrażenie, ale moc oscylująca w granicach 300-330 KM już nie. Zupełnie inaczej wygląda sprawa z momentem obrotowym, który wynosi albo 705, albo 841 Nm (w zależności od wersji silnika). Jeśli jednak pamiętacie ile ten samochód waży, z pewnością zrozumiecie, że do najszybszych to on nie należy. Z drugiej jednak strony to chyba jeden z najszybciej rozpędzających się do prędkości maksymalnej pojazdów na świecie. Do 96 km/h „Bestia” rozpędza się w 15 sekund.
To skoro przedstawiłem Wam bestię tylko z nazwy, to pora przejść do auta, któremu zdecydowanie bardziej należy się ten tytuł. Panie i Panowie, oto Jeep Grand Cherokee SRT. Nie jest może tak duży jak Cadillac One prezydenta Obamy, ale i tak swoimi rozmiarami budzi nie tylko szacunek, ale i strach. Wystarczy spojrzeć w lusterku wstecznym na szybko zbliżające się gniewne LED-owe oczy i bardzo agresywnie narysowany spoiler, by ze strachu automatycznie zjechać na prawy pas. O masce nie wspominałem, bo we wstecznym lusterku normalnego samochodu praktycznie nie ma szans jej dostrzec. A to właśnie tam znajdują się ogromne wyloty wściekle gorącego powietrza. Z profilu auto nie zmieniło się praktycznie wcale względem grzeczniejszych Grand Cherokee. Jedyne, co zauważyłem, to plastikowe wstawki w tylnych nadkolach, których zadaniem jest całkowite ukrycie szerokich walców oraz gigantycznych rozmiarów tarcze hamulcowe z niewiele mniejszymi zaciskami od Brembo.
Tył zdradza chyba najwięcej bestialskiego zacięcia i chyba nawet wiem dlaczego. To ta strona będzie najczęściej oglądana przez innych użytkowników dróg. Dlatego też tutaj znajdziecie lekko przestylizowane światła, ogromną lotkę dachową, bardzo masywny zderzak oraz dwie, rozszerzające się końcówki wydechu, który przemawia soczyście, groźnie i gęsto – wręcz dżdżyście, ale o tym trochę później. Dla jasności na klapie widnieją tylko trzy literki będące potwierdzeniem najgorszych obaw dla tych, którzy zadarli z niewłaściwym Jeepem pod światłami.
Ale to nie jedyne miejsce, gdzie znajduje się skrót „Street & Racing Technology”. Wewnątrz jest ich kilka, począwszy od oparć siedzeń, a kończąc na kierownicy. Samo wnętrze robi dużo lepsze wrażenie, niż w np. Overlandzie, jednak nadal nie udało się uniknąć plastiku spływającego na tunel środkowy, czy absurdalnie przeładowanej kierownicy. Pomijając jednak te drobne szczegóły, wszystko wygląda tak, jak powinno się prezentować od początku. Jest tu wszechobecna skóra, listwy wykończeniowe utrzymane w sportowym szyku, odpowiednio wyskalowane zegary, aluminiowe nakładki na pedały, bardzo przyjemnie grające audio, poprawione polskie menu (podobno jestem pierwszy, który testował zaktualizowany system i stwierdzam, że teraz nie mam do czego się przyczepić), całe mnóstwo przestrzeni, zwłaszcza na tylnej kanapie i najważniejsze – przycisk, który równie dobrze mógłby wystrzelić rakiety z głowicami jądrowymi, jednak został zamontowany, by budzić do życia ciut słabsze serce.
Nie znaczy, że nie jest odpowiednio wybuchowe, bo jest. I to jak! Potwór zbudowany według starej dobrej receptury, która nazywa się HEMI ma 6.4 litra pojemności, 468 najsilniejszych amerykańskich koni mechanicznych i 624 rwących asfalt niutonometrów. Taki zestaw rozpędza do 100 km/h ważącą ponad 2300 kilogramów górę żelastwa w 5 sekund i ustaje w przyspieszeniu dopiero po osiągnięciu 257 km/h. Czuć to dosłownie zawsze i wszędzie, czy przemierzacie wiejską szutrową drogę, czy też autostradę, Grand ma niewyobrażalnie dużo mocy. Wystarczy tylko wdusić czerwony guzik zagłady, by usłyszeć jęknięcie rozrusznika podobnego do tego, jaki uruchamia potężne dragstery, by chwilę potem ustąpił miejsca grzmotu.
Oczywiście uruchamiam silnik wedle starej zasady – przy otwartych drzwiach, by móc w pełni delektować się głębią pomruku niedestylowanego przez nadwozie. Grzmoty dobiegające z wydechu po uruchomieniu są tłuste i przeładowane testosteronem, ale to nic w porównaniu z tym, jak brutalnie i głośno potrafi zaryczeć SRT przy obciążeniu. To trzeba przeżyć na własnej skórze, bo żadne video na YouTube nie odda w pełni tych wszystkich smaczków, jakie towarzyszą wgniataniu pedału gazu. A jeśli przeholowalibyście z gazem przed zakrętem, to zdradzę, że to chyba pierwszy Jeep, który nie boi się szybko wjechać w wiraż. Poważnie! Jeep zdaje się pokonywać zakręty niewzruszenie, jakby wcale nie urodził się w Toledo w Ohio, a pochodził z Monachium w Bawarii.
Do tego spalanie. W mieście faktycznie osiągnąłem lekką ręką 30 litrów na 100 km, jednak po wyjechaniu na trasę, spokojnie można zredukować konsumpcję silnika o połowę, dzięki systemowi odłączania cylindrów. Co więcej, przy spokojnej jeździe poza trasą, możliwe jest osiągnięcie spalania – uwaga – niższego, niż 10l/100 km. Jeśli więc twierdzicie, że Grand Cherokee jest zupełnie bezsensownym samochodem, to z czystym sumieniem mówię Wam, że taki nie jest. Ogromny silnik tylko pozornie wydaje się być zupełnie nie przystający do naszych realiów. Jeep jednak pokazuje, że nawet taka bestia wyposażona w odpowiednie nowinki techniczne, może zadowolić się racjonalnymi ilościami paliwa.
Tradycyjnie na koniec pozostawiam kwestię finansową. Jeep Grand Cherokee SRT to najtańszy SUV wyposażony w tak mocny silnik. W sumie to ciężko czymkolwiek z mocą ok. 470 KM przebić cenę 338 tysięcy złotych. Co więcej, wyposażenie auta jest praktycznie kompletne. Jedynymi płatnymi opcjami są lakiery metalizowane, bądź perłowe, beżowa, skórzana tapicerka i odtwarzacz DVD montowany w zagłówkach. Testowy samochód był wyposażony dodatkowo jedynie w głęboki, czarny lakier, co wywindowało wartość SRT do poziomu 342 200 zł. Chyba nie muszę mówić, że rywale z Niemiec kosztowaliby mniej więcej 150-200 tysięcy zł więcej. Przekonani? Bo ja chyba tak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz