Doskonałość!
Mając do dyspozycji 100-110 tysięcy złotych i poszukując czegoś
nietuzinkowego za te pieniądze, wcale nie trzeba ograniczać się jedynie do hot
hatchy, bądź prestiżowych kompaktów. Mazda ma bowiem do zaoferowania coś bardzo
wyjątkowego.
Wyobraźcie
sobie, że znowu jest początek sierpnia, wspaniałe słońce i niemalże tropikalne
upały. Szkoda byłoby siedzieć pod przykrywką blaszanego dachu samochodu z
rozkręconą do granic możliwości klimatyzacją, zwłaszcza jeśli jest to sportowy
hot hatch, za którego zapłaciliście niemałe pieniądze. W sumie to mogliście
poczuć się trochę rozczarowani swoim wyborem, bo przecież nie jeździcie tym
autem non stop z prędkością miliona kilometrów na godzinę, zgodnie z jego
przeznaczeniem. Częściej przychodzi jeździć w sznurku za innymi autami z
całkiem cywilizowaną prędkością 70-80 km/h. Wtedy przynajmniej można byłoby
zdjąć dach i poczuć wiatr we włosach, bo i tak prędkość nie urwie głowy.
I tu
przychodzę z pomocą, a właściwie genialną propozycją, bo co powiedzielibyście
na auto kosztujące mniej więcej tyle, co Renault Megane RS, czy Volkswagen Golf
GTI? Jasne, na pewno nie będzie miało aż tyle mocy, ALE! W wyposażeniu jest
szpera (prawdziwa!) i napęd na tylną oś! Czy może być coś fajniejszego od Mazdy
MX-5? Szczerze śmiem wątpić.
Popatrzcie
tylko na nadwozie. Krótkie, niskie, z długą maską, bez efekciarskich
przetłoczeń, za to z bardzo napompowanymi nadkolami skrywającymi piękne,
szprychowe felgi. Ciężko powiedzieć mi która strona wygląda lepiej. Przód z
lekko wyzywającym spojrzeniem, czy tył, który najbardziej przypomina poprzednie
wcielenia MX-5. Jedna jest rzecz, do której ciężko było mi się początkowo
przyzwyczaić – metalowy (za to pomalowany na inny, niż nadwozie kolorze) dach,
który chowa się za tylnymi fotelami w ciągu 12 sekund. Zanim jednak dojdzie do
efektownego striptizu, trzeba będzie zatrzymać samochód, zrzucić go z biegu i
odryglować zabezpieczenie.
Zdjęty
dach odsłania tylko z pozoru ciasne wnętrze. Po zajęciu miejsca w wygodnym
fotelu można dojść do wniosku, że samochód jest szyty na miarę i nie ma tu ani
za mało, ani za dużo miejsca. Poza tym siedzi się tu tak nisko, że jadący za
wami wspomniany hot hatch we wstecznym lusterku wygląda jak minivan. Przed oczami
niewielka kierownica, trochę dalej zestaw ładnych, analogowych zegarów, konsola
centralna to przede wszystkim radio i mały panel klimatyzacji, zaś solidnych
rozmiarów tunel środkowy przyozdobiono długą dźwignią hamulca ręcznego i
króciutką oraz mega precyzyjną skrzyni biegów. W sumie to nie przesadziłbym,
jeśli stwierdziłbym, iż to prawdziwy majstersztyk – bóg precyzji i dawca
ogromnej satysfakcji z jazdy. Ty pewnie za to marudziłbyś, że jest tu staro i
trąci myszką, że nie ma gdzie podłączyć pen drive-a z muzyką, a parowanie
telefonu odbywa się za pomocą komend głosowych. Gadaj zdrów! Tu jest tylko i aż
to, co jest potrzebne. Bez niepotrzebnych i efekciarskich gadżetów. A jak
chcesz posłuchać własnej muzyki, to kup kabel do gniazda AUX i przestań narzekać.
Rozrusznik
budzi do życia 2 litrowy silnik o mocy 160 KM, który potrafi się kręcić do 7200
obrotów na minutę i nie. Nie brzmi on jakoś szczególnie przyjemnie, ale też nie
o to tu chyba do końca chodzi. Tak samo, priorytetem nie są osiągi, bo te
pozwalają na sprint do 100 km/h w niespełna 8 sekund, zaś po dłuższym
rozpędzaniu się wskazówka prędkościomierza ustaje przy 218 km/h. Praktyka
pokazuje jednak, że te wszystkie cyferki nie mają większego znaczenia. Samochód
jest szybki, jeśli trzeba i wcale nie na potrzeby kręcić go przy tym pod
czerwone pole – w końcu waży niespełna 1,1 tony, a to tyle, co worek pierzy.
Z
resztą jazda bez dachu przy prędkości powyżej 130 km/h nie jest już zbyt wielką
przyjemnością ze względu na hałas opływającego powietrza, który przy
odpowiednio wysokim wzroście targa włosami z bezwzględnością huraganu Katrina.
Wystarczy trochę zwolnić, a cała przyjemność z jazdy roadsterem wraca tam,
gdzie jego miejsce. Ten samochód jest nieziemsko dobry – jeśli trzeba, potrafi
się sprawnie rozpędzić, jednak szybkość staje się jego prawdziwym atutem na
krętej drodze. Bardzo nisko położony środek ciężkości pozwala atakować zakręty
mając na prędkościomierzu takie wartości, przy których typowy Kowalski uznałby
Was za dawców organów (o ile coś by jeszcze z nich zostało). Sam samochód
charakteryzuje się stabilnością kontynentu. Żeby móc w ogóle wyprowadzić go z
równowagi, musielibyście pewnie sięgać po sztuczki typu piasek na asfalcie, czy
deszcz, ew. śnieg, choć to ostatnie już naprawdę ciężko pogodzić z otwartym
dachem.
Najlepsze
przy tym wszystkim jest jednak to, że zapewne spodziewacie się iż tak pewne
prowadzenie wymaga betonowo twardego zawieszenia, który zrobi z kręgosłupów
wieżę z Jengi, chwilę po runięciu na ziemię. Nic bardziej mylnego – auto jest
zaskakująco komfortowe. Z jedwabistą starannością wybiera nierówności pomimo
niezbyt imponujących wymiarów i czysto sportowego charakteru.
Uwielbiam
ten samochód i śmiało mogę stwierdzić, że to jeden z najlepszych aut, jakie
możecie sobie kupić. Zalecałbym też nie zwlekać z jego zakupem, bo następca na
pewno nie będzie już taki oldschoolowy, jak ten MX-5, no i ma się pojawić w
przyszłym roku. Cały czas wynoszę samochód pod niebiosa, więc pewnie jesteście
ciekawi, czy w ogóle ma jakieś minusy. Nie, no może właściwie tylko jeden –
dość spore zużycie paliwa w mieście, ale przy całym wachlarzu zalet
przymknąłbym na to oko, bo ta Mazda oferuje chyba wszystko to, czego oczekuję
od samochodu. Jest tu wysokoobrotowy, wolnossący silnik, niska masa,
fantastyczna skrzynia biegów, bardzo dobre osiągi, pozycja za kierownicą
mikrometry nad ziemią, tylny napęd, szpera, wspaniała przyczepność, ale też i
całkiem przyjemne zawieszenie oraz bonus w postaci składanego dachu, co by móc się
trochę poopalać w słoneczne dni. Kocham to MX-5!
Na
koniec kilka faktów. Samochód w salonie kosztuje niespełna 108 tysięcy złotych.
Za podobne pieniądze można przebierać w ogromnej ofercie hot hatchy zaczynając
od SEATA Ibizy Cupry, czy Peugeota 208 GTi, a kończąc na Volkswagenie Golfie
GTI, jednak te samochody bardzo dużo tracą w porównaniu do tej jeżdżącej
doskonałości (no i wspomnę jeszcze, że przy MX-5 wszystkie wyglądają jak
przerośnięte minivany). Jeśli jesteś zainteresowany akurat wyposażeniem
samochodu ze zdjęć, to wystarczy doinwestować 136 złotych do białych bocznych
kierunkowskazów. Warto chyba też dopłacić 2 225 zł do sportowego wydechu
dla lepszych wrażeń, choć i tak tych będzie pod dostatkiem. Gwarantuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz