Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

środa, 29 października 2014

Wyścig na ¼ mili – Mazda MX-5 2.0 MZR


Doskonałość!

Mając do dyspozycji 100-110 tysięcy złotych i poszukując czegoś nietuzinkowego za te pieniądze, wcale nie trzeba ograniczać się jedynie do hot hatchy, bądź prestiżowych kompaktów. Mazda ma bowiem do zaoferowania coś bardzo wyjątkowego.

Wyobraźcie sobie, że znowu jest początek sierpnia, wspaniałe słońce i niemalże tropikalne upały. Szkoda byłoby siedzieć pod przykrywką blaszanego dachu samochodu z rozkręconą do granic możliwości klimatyzacją, zwłaszcza jeśli jest to sportowy hot hatch, za którego zapłaciliście niemałe pieniądze. W sumie to mogliście poczuć się trochę rozczarowani swoim wyborem, bo przecież nie jeździcie tym autem non stop z prędkością miliona kilometrów na godzinę, zgodnie z jego przeznaczeniem. Częściej przychodzi jeździć w sznurku za innymi autami z całkiem cywilizowaną prędkością 70-80 km/h. Wtedy przynajmniej można byłoby zdjąć dach i poczuć wiatr we włosach, bo i tak prędkość nie urwie głowy.

I tu przychodzę z pomocą, a właściwie genialną propozycją, bo co powiedzielibyście na auto kosztujące mniej więcej tyle, co Renault Megane RS, czy Volkswagen Golf GTI? Jasne, na pewno nie będzie miało aż tyle mocy, ALE! W wyposażeniu jest szpera (prawdziwa!) i napęd na tylną oś! Czy może być coś fajniejszego od Mazdy MX-5? Szczerze śmiem wątpić.

Popatrzcie tylko na nadwozie. Krótkie, niskie, z długą maską, bez efekciarskich przetłoczeń, za to z bardzo napompowanymi nadkolami skrywającymi piękne, szprychowe felgi. Ciężko powiedzieć mi która strona wygląda lepiej. Przód z lekko wyzywającym spojrzeniem, czy tył, który najbardziej przypomina poprzednie wcielenia MX-5. Jedna jest rzecz, do której ciężko było mi się początkowo przyzwyczaić – metalowy (za to pomalowany na inny, niż nadwozie kolorze) dach, który chowa się za tylnymi fotelami w ciągu 12 sekund. Zanim jednak dojdzie do efektownego striptizu, trzeba będzie zatrzymać samochód, zrzucić go z biegu i odryglować zabezpieczenie.

Zdjęty dach odsłania tylko z pozoru ciasne wnętrze. Po zajęciu miejsca w wygodnym fotelu można dojść do wniosku, że samochód jest szyty na miarę i nie ma tu ani za mało, ani za dużo miejsca. Poza tym siedzi się tu tak nisko, że jadący za wami wspomniany hot hatch we wstecznym lusterku wygląda jak minivan. Przed oczami niewielka kierownica, trochę dalej zestaw ładnych, analogowych zegarów, konsola centralna to przede wszystkim radio i mały panel klimatyzacji, zaś solidnych rozmiarów tunel środkowy przyozdobiono długą dźwignią hamulca ręcznego i króciutką oraz mega precyzyjną skrzyni biegów. W sumie to nie przesadziłbym, jeśli stwierdziłbym, iż to prawdziwy majstersztyk – bóg precyzji i dawca ogromnej satysfakcji z jazdy. Ty pewnie za to marudziłbyś, że jest tu staro i trąci myszką, że nie ma gdzie podłączyć pen drive-a z muzyką, a parowanie telefonu odbywa się za pomocą komend głosowych. Gadaj zdrów! Tu jest tylko i aż to, co jest potrzebne. Bez niepotrzebnych i efekciarskich gadżetów. A jak chcesz posłuchać własnej muzyki, to kup kabel do gniazda AUX i przestań narzekać.

Rozrusznik budzi do życia 2 litrowy silnik o mocy 160 KM, który potrafi się kręcić do 7200 obrotów na minutę i nie. Nie brzmi on jakoś szczególnie przyjemnie, ale też nie o to tu chyba do końca chodzi. Tak samo, priorytetem nie są osiągi, bo te pozwalają na sprint do 100 km/h w niespełna 8 sekund, zaś po dłuższym rozpędzaniu się wskazówka prędkościomierza ustaje przy 218 km/h. Praktyka pokazuje jednak, że te wszystkie cyferki nie mają większego znaczenia. Samochód jest szybki, jeśli trzeba i wcale nie na potrzeby kręcić go przy tym pod czerwone pole – w końcu waży niespełna 1,1 tony, a to tyle, co worek pierzy.

Z resztą jazda bez dachu przy prędkości powyżej 130 km/h nie jest już zbyt wielką przyjemnością ze względu na hałas opływającego powietrza, który przy odpowiednio wysokim wzroście targa włosami z bezwzględnością huraganu Katrina. Wystarczy trochę zwolnić, a cała przyjemność z jazdy roadsterem wraca tam, gdzie jego miejsce. Ten samochód jest nieziemsko dobry – jeśli trzeba, potrafi się sprawnie rozpędzić, jednak szybkość staje się jego prawdziwym atutem na krętej drodze. Bardzo nisko położony środek ciężkości pozwala atakować zakręty mając na prędkościomierzu takie wartości, przy których typowy Kowalski uznałby Was za dawców organów (o ile coś by jeszcze z nich zostało). Sam samochód charakteryzuje się stabilnością kontynentu. Żeby móc w ogóle wyprowadzić go z równowagi, musielibyście pewnie sięgać po sztuczki typu piasek na asfalcie, czy deszcz, ew. śnieg, choć to ostatnie już naprawdę ciężko pogodzić z otwartym dachem.

Najlepsze przy tym wszystkim jest jednak to, że zapewne spodziewacie się iż tak pewne prowadzenie wymaga betonowo twardego zawieszenia, który zrobi z kręgosłupów wieżę z Jengi, chwilę po runięciu na ziemię. Nic bardziej mylnego – auto jest zaskakująco komfortowe. Z jedwabistą starannością wybiera nierówności pomimo niezbyt imponujących wymiarów i czysto sportowego charakteru.

Uwielbiam ten samochód i śmiało mogę stwierdzić, że to jeden z najlepszych aut, jakie możecie sobie kupić. Zalecałbym też nie zwlekać z jego zakupem, bo następca na pewno nie będzie już taki oldschoolowy, jak ten MX-5, no i ma się pojawić w przyszłym roku. Cały czas wynoszę samochód pod niebiosa, więc pewnie jesteście ciekawi, czy w ogóle ma jakieś minusy. Nie, no może właściwie tylko jeden – dość spore zużycie paliwa w mieście, ale przy całym wachlarzu zalet przymknąłbym na to oko, bo ta Mazda oferuje chyba wszystko to, czego oczekuję od samochodu. Jest tu wysokoobrotowy, wolnossący silnik, niska masa, fantastyczna skrzynia biegów, bardzo dobre osiągi, pozycja za kierownicą mikrometry nad ziemią, tylny napęd, szpera, wspaniała przyczepność, ale też i całkiem przyjemne zawieszenie oraz bonus w postaci składanego dachu, co by móc się trochę poopalać w słoneczne dni. Kocham to MX-5!

Na koniec kilka faktów. Samochód w salonie kosztuje niespełna 108 tysięcy złotych. Za podobne pieniądze można przebierać w ogromnej ofercie hot hatchy zaczynając od SEATA Ibizy Cupry, czy Peugeota 208 GTi, a kończąc na Volkswagenie Golfie GTI, jednak te samochody bardzo dużo tracą w porównaniu do tej jeżdżącej doskonałości (no i wspomnę jeszcze, że przy MX-5 wszystkie wyglądają jak przerośnięte minivany). Jeśli jesteś zainteresowany akurat wyposażeniem samochodu ze zdjęć, to wystarczy doinwestować 136 złotych do białych bocznych kierunkowskazów. Warto chyba też dopłacić 2 225 zł do sportowego wydechu dla lepszych wrażeń, choć i tak tych będzie pod dostatkiem. Gwarantuję.












Fot. Marcin Koński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz