Chcesz
zajmować się dziennikarstwem motoryzacyjnym w internecie? Szykuj się na wyścig
szczurów
Na początku chciałbym Wam napisać, byście nie rezygnowali
zbyt szybko z czytania dzisiejszego tekstu, tylko dlatego, że postanowiłem
zacząć go dość obszernym felietonem, bo nowości z Detroit (i nie tylko)
wyglądają wyjątkowo smacznie. Zanim jednak do nich wrócę, napiszę o czymś, co
mnie ostatnio bardzo wkurzyło.
Jest takie powiedzenie, że do własnego gniazda się nie sr...
nie wypróżnia się. Mimo wszystko opowiem Wam na co musicie się przygotować,
jeśli chcielibyście założyć choćby bloga o tematyce motoryzacyjnej z pomysłem
testowania samochodów za pośrednictwem salonów dealerskich. Na początku będzie
bardzo przyjemnie – znajomi będą Was poklepywać po plecach pytając o wrażenia z
jazdy najciekawszymi autami, zaś Wy sami zaczniecie pracować nad wyrobieniem
jak najbardziej charakterystycznego dla siebie stylu. Jeśli staniecie się
wystarczająco popularni, by móc zacząć współpracę z oficjalnymi PR-ami,
poczujecie się prawie jak władcy sytuacji. Sam tak początkowo miałem – w końcu
będziecie mogli rozkoszować się nowym, przeważnie pachnącym jeszcze autem o zazwyczaj
symbolicznym przebiegu. Nic, tylko jeździć, a potem pisać, pisać i jeszcze raz
pisać!
No i tutaj zaczynają się pierwsze schody. Czasami warto
uważać na słowa krytyki, bo mogą przerodzić się w co najmniej niezrozumienie
szefa PR-u (bądź innej osoby o podobnej funkcji), od którego otrzymaliśmy
łaskawie samochód. Część z Was z resztą wie, że raz spotkałem się z taką
sytuacją, że osoba z PR-u marki koniecznie musiała się ze mną skontaktować, by
przez 16 minut truć mi głupoty, że nie zgadza się z tym co napisałem, a lwia
część krytyki to czysta złośliwość. No i bardzo dobrze – skoro coś mnie
irytuje, to jestem złośliwy na całej linii, bo uznaję, że samochód jest po
prostu (delikatnie ujmując) okropny. Według takowych powinieneś być dozgodnie
wdzięczny za wspomniany akt łaski i kwieciście wypowiadać się w artykule, który
zobowiązałeś się napisać.
I tutaj znajdziecie drugie schody, bo wedle takowej logiki
pracuje bardzo dużo redakcji, zwłaszcza internetowych. Ile zdążyłem przeczytać
testów o autach (już przetestowanych przeze mnie), w których to, co jest zaletą
jest wychwalane bardziej od szatana na czarnej mszy, zaś o wadach albo się nie
mówi wcale, albo robi się delikatne przytyki w stylu: to mi się nie podoba, ale w sumie, generalnie chyba może być.
Totalnym dnem jest jednak branie samochodów prasowych, by potem napisać za
pomocą translatora artykuł przełożony z języka angielskiego (o tym przypadku z
resztą opowiedział mi znajomy z Mercedesa). Ostatnio jednak przez czyjąś rządzę
dowartościowywania się, zostaliśmy wciągnięci (jako redakcja Moto Collection)
do gówniarskiej bitwy na jedzenie.
Dla jasności dodam, że po internetowych stronach o tematyce
motoryzacyjnej zaczęło panoszyć się 2-3 jegomościów, robiących przytyki w każdy
możliwy sposób, aby tylko ulżyć sobie i możliwie jak najbardziej dowartościować
się. Kiedy jeden z nich zostanie sowicie zripostowany, do zabawy dołącza się
kolejny próbując sprzedać swoje 3, nic nie warte grosze, jednocześnie wskazując
autorom tekstów nieprofesjonalizm. Najbardziej rozśmieszyła mnie odpowiedź na
moje stwierdzenie, iż Leon Cupra jest debilna, a brzała ona mniej więcej tak:
„Ale jak mogła Ci się nie podobać? Przecież to genialne i szybkie auto jest, a
ty nie jesteś Steve-m Sutcliffem, czy Harrisem, by mieć swoje własne i odrębne
zdanie”. No niestety mam swoje zdanie i nie, nie mam erekcji na myśl o jeździe
Cuprą, bo bycie szybkim (po tym, jak auto nie będzie już chciało rozerwać
przednich opon na strzępy) to dla mnie trochę za mało.
To jednak pokazuje do jak niskiego poziomu upadło
dziennikarstwo internetowe, by „koledzy po fachu” musieli ze sobą prowadzić
otwartą wojnę w komentarzach pod tekstami. I żeby chociaż była to otwarta
wojna, ale nie! Nie po to jest internet, by każdy mógł jawnie mówić kim jest i
co tu robi. Najlepiej nazwać się imieniem księcia ołomunieckiego, czy margrabia
Branderburgii, by stworzyć pozór nieusatysfakcjonowanego czytelnika, którego
erudycja i znajomość języka polskiego ograniczają się do tego, co sam 15 minut
wcześniej przeczytał na Wikipedii. Dla osoby, która faktycznie jest
czytelnikiem i widzi takie smarowanie się jedzeniem to żenujący obrazek, który
pokazuje „pismaków” (bo tak jesteśmy nazywani) w jeszcze gorszym świetle.
Ja nie piszę typowego testu, jaki możecie znaleźć na
pierwszej lepszej stronie (nawet takich, jakie zostały określone jako
„konkurencyjne), bo to co tworzę, jest połączeniem felietonu i artykułu
zawierającego moje wrażenia i końcową kalkulację. Nie poświęcam tu uwagi
przełożeniom skrzyni biegów, czy rozmiarom śrub do mocowania silnika, gdyż
prawdę powiedziawszy nikogo to nie interesuje. Z mojego punktu widzenia, dla
odbiorcy istotne jest to jak jeździ i czy mi się ostatecznie spodobał. Słowami
zakończenia chciałbym tylko życzyć moim „kolegom po fachu” większej dojrzałości
i klasy. W internecie na każdego znajdzie się miejsce i wcale nie trzeba zniżać
się do tak mało eleganckich kroków bo bardzo łatwo wpaść w dołek, którego
kopało się dla kogoś innego. A teraz zapraszam na ogłoszenia parafialne.
1. Ford Mustang Shelby GT350R
Fot. Ford
Pod koniec listopada zaprezentowano Mustanga Shelby GT350,
który w moim przeczuciu miał zastąpić Bossa 302. W Detroit przedstawiono zaś
odmianę, która zamiast 500 KM, pod maską skrywa... równo 500 KM. W czym więc
różnica? W zmniejszonej masie, ale nie spodziewajcie się szyb z plexi, czy
maski z włókna węglowego. Karbon posłużył jako budulec felg, dzięki czemu
oszczędzono w sumie 24 kilogramy. Pozostałe 35 kg nadwagi zrzucono poprzez
rezygnację z klimatyzacji, tylnej kanapy, wykładziny bagażnika, wstecznej
kamery i systemu audio. Ponadto popracowano również nad aerodynamiką, co z
resztą widać po spoilerze, dyfuzorze oraz wlotach powietrza.
2. Ford F-150 Raptor
Fot. Ford
Muszę przyznać, że Raptor zawsze mi się szalenie podobał. Ba!
Nawet miałem szczęście go zobaczyć w Macedonii i szczerze powiedziawszy
jadowicie pomarańczowy lakier w połączeniu z bojowo prezentującym się nadwoziem
prezentował się niezwykle. Bardzo żałowałem, że nie miałem okazji pojeździć tym
potworem, ale kto wie... Nie mniej jednak nowy model wygląda jeszcze bardziej
zjawiskowo za sprawą zmienionego grilla i agresywnie narysowanych świateł, ale
na tym nie koniec nowości. Najbardziej zaskakująca siedzi pod maską i nazywa
się EcoBoost. Niestety zamiast wielkiego V8, pod maską tego samochodu siedzi
doładowane V6, który według zapewnień, ma mieć więcej koni mechanicznych, niż
411 z poprzednika, a gromadka niutonometrów ma przekraczać 590. Dobrze będzie, jeśli
usiądziecie, bo skrzynia biegów ma mieć aż 10 przełożeń!
3. Ford GT
Fot. Ford
Zaskoczeni? Ja do teraz przecieram oczy ze zdumienia, że Ford
zrobił coś, co do tej pory odważyłby się wykonać wyłącznie względem samochodów
koncepcyjnych, a tymczasem owe GT ma trafić na drogi publiczne już w przyszłym
roku. Jak sami też widzicie, z klasycznym GT to auto ma jako tako wspólny
którtki przód, z wydatnymi błotnikami, reflektorami i wlotami powietrza na
masce. Cała reszta, włączając w to również wnętrze i napęd to zupełnie inna
bajka, ale po kolei. Mimo tego, że tył auta nie przypomina żadnego innego
samochodu, to mi się nawet podoba. Lubię tą wąską talię i płaty blachy
schodzące z dachu na błotniki. Trochę gorzej prezentuje się sam pas tylny,
bowiem przypomina trochę świnię z gry Angry Birds, ale to nie będzie jeszcze
powodem do szoku.
Szok przeżyjecie teraz, ponieważ za szybą umieszczono
(pierwszy raz w historii) doładowany silnik V6 (EcoBoost), który ma rozwijać
równo 600 KM, ale czy moc w tym wypadku to wszystko? Chyba nie do końca, bo
akurat tutaj V8 było tak mocno wryte w tożsamość auta, jak Big Mac w McDonald’sa.
Żeby jeszcze mocniej odczuć różnicę pomiędzy tym autem, a poprzednikiem, zdecydowano
się na mocną redukcję masy, której ma pomóc konstrukcja samochodu oparta na
aluminium oraz włóknie węglowym.
4. Porsche Cayenne Turbo S
Fot. Porsche
Z zewnątrz Porsche Cayenne Turbo S wyróżnia się zmienionym u
dołu przednim zderzakiem i ogromnymi felgmi aluminiowymi, ale nie o tym
chciałbym pomówić przy okazji topowego SUV-a z Zuffenhausen. Ten gracz ma
komplet asów – 570 KM (+20 KM w stosunku do wcześniejszego modelu), 800 Nm
(tutaj zysk to 50 Nm), 3.9 sekundy do 100 km/h (!) i prędkość maksymalna na
poziomie 284 km/h. Jakby tego było mało, Panowie z Porsche pochwalili się, że
ten kolos jest w stanie pokonać północną pętlę w niespełna 8 minut. Jakieś
pytania? Mnie już wystarczy.
5. Porsche 911 Targa 4 GTS
Fot. Porsche
Dotychczas Porsche 911 Targa prezentowała się bardziej jako
ekskluzywny samochód do spokojnej przejażdżki w słoneczny, czerwcowy dzień i
nie specjalnie mogło od tego odwieźdć nawet 400 koni mechanicznych kryjących
się za tylnymi kołami. Tym razem jednak Porsche ma być bardziej stanowcze, co
mogą sugerować szprychowe felgi, za którymi pobłyskują żółte zaciski
ceramicznych tarcz hamulcowych oraz poszerzone nadwozie (rozstaw kół zwiększył
sięo 1 cm). Ponadto zdecydowanie chętniej stosuje się tu czerń, gdyż ta znalazła
się na końcówkach wydechu, kloszach reflektorów i kratce wylotu powietrza z
silnika.
Ale to jeszcze nie koniec. Pod ową kratką zdołano upchnąć
dodatkowe 30 KM (do 430 KM), dzięki którym – jeśli ktoś napawdę potrzebuje –
można przekroczyć 300 km/h i rozpędzić się do 100 km/h w 4.3 sekundy. Pytanie
tylko czy faktycznie znajdzie się ktoś, kto będzie chciał sprawdzić te
parametry.
6. Acura NSX
Fot. Acura
W końcu doczekaliśmy się produkcyjnej wersji nowego NSX, ale
że premiera miała miejsce w Stanach, to zamiast Hondy (która najprawdopodobniej
ukaże się w Genewie), na masce znalazło się logo Acury. Nie wiem, czy tylko ja
tak mam, ale nie byłem tą premierą ani trochę zaskoczony. Samochód praktycznie
nie zmienił się w stosunku do koncepcyjnego modelu, co nie musi oznaczać, że
wygląda źle. Po prostu brak trochę takiego „wow” towarzyszącego prezentacji
ostatecznej wersji. Pojawiły się głosy, że z przodu styliści za mocno
zapatrzyli się na Audi R8. Być może trochę, ale Honda również ma
charakterystyczny dla siebie grill, który ma kształt pięciokąta (i ten symbol
wprwadziła znacznie wcześniej, niż Audi wróciło do „Single Frame”), więc trudno
tu zainstalować cokolwiek innego.
Oczywiście znak czasów musiał wkraść się do silnika, który co
prawda uchował się przed downsizingiem – motor to nadal V6 – ale już z
podwójnym doładowaniem i 3 dodatkowymi jednostkami elektrycznymi. Niestety nie
wiadomo na co stać taki kwartet, ale dla podkręcenia sytuacji dodano, że
samochód będzie wyposażony w nową, 9 biegową, automatyczną przekładnię
dwusprzęgłową.
7. Lincoln MKX
Fot. Lincoln
Odnoszę wrażenie, że Lincoln MKX mógłby spokojnie wejść na
rynek europejski ciesząc się całkiem dużą popularnością na Starym Kontynencie. Jedynym
warunkiem sukcesu jest jakość wykonania, która nieodbiegałaby od naszych
standardów. Pytanie tylko z jakim autem MKX byłby w stanie rywalizować? Może z Nissanem
Murano, czy Lexusem RX. Ja bym tu jeszcze widział Audi A6 Allroad. Wszystko za
sprawą jednostek benzynowych dostępnych w ofercie – pierwszy, 3.7 litrowy
rozwija równo 300 KM i 379 Nm, zaś drugi (EcoBoost) ma cały litr pojemności
mniej, za to osiąga 330 KM i 501 Nm.
8. Ram 1500 Rebel
Fot. Ram
Dla ścisłości, nie jest już to Dodge. Marka ta po wyparciu
się Vipera, postanowiła również pozbyć się jednego ze swoich znaków firmowych,
jakim z całą pewnością był Ram. Co to miało na celu? Szczerze nie wiem i nie
bardzo rozumiem taki ruch, ale nie o tym chciałem mówić. 6 lat – tyle czasu
musiał czekać Ford na rywala dla swojego Raptora. No i w końcu się doczekał.
Auto jest równie okazałe i podłe z twarzy i nie tylko to sprawia, że nie
chciałbyś z nim zadzierać. W przeciwieństwie do nowego Raptora, ten poza
silnikiem V6 (3.6, 305 KM) otrzyma również jednostkę V8, 5.7 HEMI z Jeepa Grand
Cherokee, o mocy 395 KM. No i tutaj zapał się kończy, bo Ford obiecuje moc
ponad 411 KM, czyli przynajmniej 27 KM więcej.
Na szczęście w tym wypadku moc to nie wszystko. Samochód
otrzymał zawieszenie Blisteina zwiększające prześwit o 2.5 cm, a tylną oś doposażono
o dodatkowy stabilizator. Jakby tego było mało, zbuntowany Ram wozi się na 17
calowych felgach, owiniętych w 33 calowe balony od Toyo.
9. Skoda Fabia Combi
Fot. Skoda
Nowa Fabia może się podobać. Już hatchback miał w sobie coś,
co sprawiało, że patrzyłem na niego przychylniejszym okiem, choć nie ukrywam,
że to tył jest tą częścią auta, która mi się bardziej podoba. Ostro zakończone
światła nadały dużej dawki wyrazistości. Kombi wygląda jeszcze lepiej, bo z
mojego puntku widzenia, jest dopełnieniem tego, co miała do zaoferowania
podstawowa Fabia. A co może znaleźć się pod maską? Tylko i wyłącznie silniki z
przedziału od 1 do 1.4 litra, z czego 1.0 MPI (75 KM) i 1.2 TSI (90 bądź 110
KM) to jednostki benzynowe, zaś turbodiesel 1.4 TDI ma dawać kierowcy do
dyspozycji 90, albo 105 KM. Ceny rozpoczynają się od niespełna 44 tysięcy
złotych.
10. BMW 1
Fot. BMW
Jak sami widzicie, zmiany dotyczą nowych zderzaków, klap
bagażnika, tylnych świateł, ale to jeszcze nie koniec. W wyposażeniu dodatkowym
znajdą się również przednie reflektory LED-owe, co pozwoli dołączyć BMW do
grona budżetowych kompaktów, które już od co najmniej roku oferują takowe
oświetlenie. Wewnątrz zmieniono panel radia i klimatyzacji. Poprawiono też
wyposażenie standardowe samochodów, oferując dodatkowo automatyczną
klimatyzację, czujnik deszczu, system audio Radio Professional, czy też iDrive
z nowym wyświetlaczem.
Na tym nie koniec zmian. Pod maską mają pojawić się po raz
pierwszy 3 cylindrowe silniki 1.5 w wersjach benzynowych oraz diesla (116i i
116d). Topowy wariant M135i został wzmocniony do 333 KM, dzięki czemu sprint do
100 km/h ma trwać o 0.1 sekundy krócej (dla wersji xDrive), czyli 4.7 s.
11. Volkswagen Polo R WRC Racecar
Fot. Volkswagen
Jak już zdążyliście zauważyć, dziś piszę nie tylko o nowościach
z Detroit. Rzadko kiedy też przez owe niuanse przebijają się samochody rajdowe,
ale dziś jest właśnie ten moment. Przed Wami druga odsłona Polo R WRC. I to by
było na tyle dla kogoś, kto nie śledzi rajdów i oczekuje czegoś niesamowitego.
Przepisy dotyczące samochodów WRC nie zmieniły się, dlatego też najistotniejszą
różnicą jest nowy wzór kolorystyczny, w którym dominująca biel ustępuje miejsca
granatowi.
12. Citroen C3-XR
Fot. Citroen
Jeśli jakimś cudem na tyle spodobało Wam się to auto, że już
zbieracie się do wyjścia do najbliższego salonu Citroena, by go kupić, to
zaapeluję o spokój. Najbliższy salon Citroena, gdzie moglibyście kupić C3-XR
znajduje się najprawdopodobniej w Kashgaze (możliwe, że znajdzie się salon
Ciroena gdzieś bliżej w Chinach), który oddalony jest od Warszawy o 17 godzin
lotu samolotem. Jak sami widzicie, auto ma niewiele wspólnego z naszym
europejskim C3 zarówno pod kątem prezencji, jak i wyposażenia standardowego
oraz komfortu, który rzekomo ma równać się z najlepszymi sedanami tej marki
(jak np. C6 – wysoka poprzeczka). Do napędu posłużył 4 cylindrowy silnik
benzynowy 1.6 o mocy 160 KM, który przenosi moc na wszystkie koła za pomocą automatycznej
skrzyni biegów. A i jeszcze jedno – być może w przyszłości producent rozważy
wprowadzenie C3-XR-a na rynki Europy.
13. Buick Avenir Concept
Fot. Buick
Jak patrzę na ten samochód to nie wiem czemu, ale przypomina
mi się jedno z wielu wizualizacji następcy Opla Signum i Omegi. Tam też auto
miało długą maskę, bardzo obszerną kabinę, która najczęściej kończyła się – z grubsza
– jak w Jaguarze E-Type, tylko dużo bardziej tłusto i zwaliście, co
zdecydowanie bardziej przypominało odwłok królowej mrówek. Tutaj aż tak nie
jest, co nie zmienia faktu, że i tak Avenir jest bardzo obłym samochodem, z
reflektorami przypominającymi trochę te z Insigni sprzed modernizacji.
Wewnątrz króluje minimalizm ograniczający się jedynie do dwóch
ekranów ciekłokrystalicznych, paru przycisków, kierownicy i dźwigni przekładni.
Cała reszta to skóra, listwy wykończeniowe i drewno oraz miejscami aluminium. Naturalnie
poza pokazem możliwości i szczerymi chęciami do powrotu do klasy luksusowych
samochodów, nie znajdziecie absolutnie żadnych informacji dotyczących
ewentualnych silników, rodzaju napędu, ani skrzyni biegów, ale nie o to tu
przecież chodzi, a jeśli faktycznie Buick-owi zależy na Avenirze, to będzie
odsłaniać karty z kolejnymi salonami samochodowymi, raczej w Stanach
Zjednoczonych.
14. Volkswagen Cross Coupe GTE Concept
Fot. Volkswagen
Być może to, co widzicie jest odpowiedzią Volkswagena na BMW
X6, czy Mercedesa GLE Coupe. I faktycznie za nic nie jestem w stanie dostrzec
tu zaokrąglonej linii dachu, charakterystycznej dla coupe. Jest za to pionowy
pas przedni z niemalże płaską maską, ogromną płaszczyzną blachy na drzwiach,
efektownie podbitymi błotnikami i równie pionowym co z przodu, pasem tylnym.
Nie to jest jednak najważniejsze dla Volkswagena, bo tutaj pierwsze skrzypce
gra układ hybrydowy, składający się z 3.6 litrowego V6 i dwóch silników
elektrycznych, których łączna moc wynosi 355 KM.
Dzięki napędowi na wszystkie koła i 6 stopniowej,
automatycznej skrzyni DSG, Cross Coupe GTE rozpędza się do „setki” w 6 sekund,
a prędkość maksymalna to 210 km/h. Zasięg samochodu na silnikach elektrycznych
wynosi 32 kilometry.
15. Chevrolet Volt
Fot. Chevrolet
To może na początek kilka parametrów: 149 KM, 398 Nm, 0-100
km/h w 8.6 sekundy, zasięg: ponad 640 km. Tak pokrótce prezentuje się druga
generacja Chevroleta Volta, który (całkiem prawdopodobnie) w Europie będzie nosić
nazwę Opel Ampera (mówię całkiem, gdyż obecny model sprzedaje się fatalnie).
Tak czy siak oba auta będą teraz prezentować się bardziej normalnie, co znaczy,
że nadwozie będzie mieć bardziej opływowe kształty, co niestety nie uchroniło
tyłu przed mocnym zadarciem. Nie powiem, że samochód wygląda zdecydowanie
lepiej, przede wszystkim z tyłu, gdzie w oczy rzucają się światła „spięte” ze
sobą czarnym panelem. Nowy Volt ma trafić do pierwszych nabywców w połowie tego
roku.
16. Mercedes-Benz C350 Plug-in Hybrid Estate
Fot. Mercedes-Benz
Volvo V60 Plug-in Hybrid doczekało się rywala w swoim
segmencie. Ten zaś nie jest jednak „uterenowionym” kombi, ani też turbodieslem.
Właściwie nie wyróżnia się na tle wszystkich innych C-klas kombi praktycznie
niczym, poza klapką na tylnym zderzaku, gdzie schowano gniazdo do ładowania
akumulatorów. Co do konkretów, to pod maską poza benzynowym silnikiem o
pojemności 2 litrów i mocy 211 KM oraz 350 Nm, znalazła się również jednostka
elektryczna (80 KM, 340 Nm).
Razem taki duet produkuje 279 KM i przygniatające do fotela
600 Nm, które jest w stanie okiełznać dopiero ogranicznik prędkości,
tradycyjnie aktywujący się po osiągnięciu 250 km/h. Prędkość ta może jednak
pojawić się dość szybko, bo osiągnięcie 100 km/h wskazówka pokazuje już po 6.2
sekundy (sedan jest szybszy o 0.3 sekundy i tak, również będzie w ofercie).
17. Mercedes-Benz C450 AMG 4MATIC/C450 AMG 4MATIC Estate
Fot. Mercedes-Benz
Wyobrażacie sobie jakie to musi być dobre, skoro jest
sygnowane przez AMG? Wreszcie pojawiła się napawdę szybka C-klasa, która nie
musi być jednak trochę bardziej bezkompromisowym C63 AMG, gotowym zabić każdego
niewprawionego kierowcę. Tym modelem Mercedes chce mierzyć w BMW 335i i Audi
S4.
A działo ma bardzo konkretne, bowiem pod maską skrywa
podwójnie doładowany, 3 litrowy silnik V6 o mocy 367 KM, który napędza
wszystkie koła. Dzięki temu rozpędzenie się do 100 km/h ma trwać niespełna 5
sekund (albo równo 5, jeśli masz Estate-a), zaś prędkość maksymalna... O niej
nawet nie wspomniano w informacji prasowej, gdyż jak wszyscy wiemy, wynosi 250
km/h. Muszę przyznać, że z pośród wymienionej trójki, Mercedes podoba mi się
najbardziej (zwłaszcza czarny Estate ze zdjęć), dlatego bez wahania sięgnąłbym
po kluczyk z gwiazdą. Chyba, że BMW wystawiłoby diesla (335d), który co prawda
ma 54 KM mniej niż Mercedes, ale do setki zgarnia się w 4.8 sekundy zużywając
przy tym jakieś 12-13 litrów na 100 km (przy dynamicznej jeździe).
18. Mercedes-Benz GLE63 AMG Coupe
Fot. Mercedes-Benz
No i tak jak przypuszczałem przed miesiącem, pojawiła się
wersja AMG najbrzydszego Mercedesa w ofercie. Co prawda zderzaki dość mocno
poprawiły spartaczoną robotę projektantów, jednak nadal na tył trudno będzie
się patrzeć ze względu na niezdarnie doklejoną półkę za tylną szybą. No ale
jadąc autem, będziemy siedzieć w środku, a tam Mercedes jak się patrzy – typowa
konsola środkowa, typowy panel klimatyzacji, niezwykle ładna kierownica i bardzo
czytelne zegary (bo cyferek jest mniej), czyli da się tutaj wysiedzieć.
Jeździć też się da. I to bardzo szybko, dzięki 5.5 litrowemu
silnikowi V8, który rozwija 557 KM (700 Nm), albo jeśli macie ochotę na wariant
S, to otrzymacie 585 soczystych kucy (760 Nm) z Affalterbach. Dzięki nim
rozpędzicie GL63 AMG Coupe do 100 km/h w 4.3 (jeśli nie jest to wariant S),
bądź 4.2 s. O prędkości maksymalnej nie powiem, gdyż nie została podana, ale i
tak każdy wie ile ten SUV jest w stanie osiągnąć. Pytanie tylko, czy będzie
możliwość odpłatnego przesunięcia ogranicznika prędkości?
No ja raczej nie zamierzam takim czymś się zajmować, ale dla mnie bardzo ważnym jest to aby wiedzieć, że jak coś to pomoc drogowa https://holowanie.i-poznan.pl/ jest w stanie szybko nam pomóc. Właśnie dlatego ja jestem zdania, że właśnie o takich kwestiach warto jest pamiętać.
OdpowiedzUsuńBez względu na to, gdzie i kiedy potrzebujecie pomocy drogowej, https://wawa-hol.pl/ jest zawsze gotowa służyć pomocą. Ich usługi holowania i awaryjnego wsparcia na drodze są cenione za szybkość, efektywność oraz profesjonalizm. Korzystając z ich usług, możesz mieć pewność, że każda sytuacja na drodze zostanie szybko i skutecznie rozwiązana, minimalizując czas oczekiwania i dyskomfort.
OdpowiedzUsuńWybierając firmę transportową, warto zwrócić uwagę na jakość świadczonych usług oraz opinie innych klientów. Firma przedstawiona na https://transport-gdansk.pl/ jest ceniona za profesjonalizm i terminowość, co jest kluczowe w branży transportowej. Oferują oni transport drogowy, morski oraz lotniczy, co pozwala klientom na wybór najbardziej optymalnej opcji przewozu. Dodatkowo, zapewniają kompleksową obsługę celno-spedycyjną, co jest dużym ułatwieniem w międzynarodowych przewozach.
OdpowiedzUsuń