Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

środa, 17 grudnia 2014

Wyścig na ¼ mili – Renault Twingo Energy TCe 90


Warm Hatch, jakiego dawno nie było

Waży mniej, niż tonę, ale pomimo niezbyt imponującej mocy może zwracać na siebie uwagę paroma względami. Silnik z tyłu, napędzający tylną oś. Jeszcze niedawno w Polsce był całkiem podobny samochód – FIAT 126p – ale ten nawet z Warm Hatchem miał tyle wspólnego, co z Porsche 911.

Najpierw pewnie zechcielibyście lekkiego wyjaśnienia, bo od kiedy klasa samochodów GTI rozrosła się do tego stopnia, iż zaczęto nadawać im kolejne nazwy, coraz trudniej się w tym wszystkim połapać. Hot Hatche, to typowe samochody segmentu GTI, które są dość szybkie, a nawet bardzo szybkie, jednak nie mogą się jeszcze pochwalić osiągami godnymi samochodów sportowych z prawdziwego zdarzenia. Przynajmniej według mnie. Takowymi wynikami mogą poszczycić się auta, które określiłem, jako Super Hatch. Są wyposażone w silniki o mocy ponad 300 KM i umieją rozpędzić się do 100 km/h w mniej, niż 5 sekund. To dość młoda kategoria, bowiem tego typu samochody można zliczyć na palcach jednej ręki. Volkswagen Golf R, Audi RS3, BMW M135i, MercedesA45 AMG. W drodze wyjątku można byłoby dodać jeszcze Renault Clio Sport V6, za centralnie umieszczony silnik (zaraz za fotelami) V6. To było chyba najbardziej zwariowane GTI na świecie.

Przerwałem na dłuższy czas pisanie, bo rozmarzyłem się o własnym Clio V6. Koniecznie będę go mieć, ale wracając do tematu. Jak widzicie, poza samochodami klasy GTI, bez problemu znajdziecie w ofercie coś, co znajdzie się pomiędzy zwykłymi, miejskimi autami, a szybkimi Hot Hatchami. Owe samochody nazywa się mianem Warm Hachy. Nie powalają może mocą, ani tym bardziej osiągami, ale stanową idealny wstęp do sporo mocniejszej ligi. Takie auta mają też jedną bardzo ważną zaletę – w dużo łatwiejszy sposób można osiągnąć maksymalny potencjał aut, co wcale nie umniejsza radości za kierownicą, za to bardzo buduje młodych, niedoświadczonych kierowców.

To, co teraz oglądacie, może nie wygląda, jakby miało sprawiać nieziemską radość z jazdy. Nie ma tutaj wielkich kół, spoilerów, ani pokaźnego wydechu. Nawet jeśli popatrzycie na to auto z tyłu, to stwierdzicie, że jest wyższe niż szersze, a pomimo tego idea Warm Hatcha zaszczepiona jest tu perekcyjnie, o czym opowiem Wam za chwilę. Nadwozie nawiązujące do dobrze znanego Renault 5 charakteryzuje się okrągłymi światłami LED-owymi do jazdy dziennej, gdzie na każdy reflektor przypadają cztery żarówki. Element numer dwa, to spadzista, duża szyba pełniąca funkcję klapy bagażnika, trzy to felgi, które wyglądem przypominają te z „resoraków” i to byłoby właściwie na tyle.

Wnętrze z pewnością trudno będzie zaliczyć do nudnych, gdyż typowa czerń dość często przełamuje się z czerwonymi tkaninami i plastikami na desce rozdzielczej, a jeśli popatrzycie na fotele (z zintegrowanymi zagłówkami), obramowanie lewarka zmiany biegów oraz loga i przeszycia na kierownicy, to znajdziecie też trzeci kolor – biały. Pod tym względem kabina Renault Twingo niczym nie ustępuje szalonemu kokpitowi bliźniaczego Smarta fortwo. Znajdziecie tu nawet... torebkę, która wewnątrz pełni rolę schowka przed pasażerem (schowek da się bez problemu wyjąć, zaś w środku znajdziecie pasek do przewieszenia przez ramię). A skoro znajdujemy się środku usportowionego mieszczucha, to znajdą się tu również aluminiowe nakładki na pedałach i gałkę dźwigni zmiany biegów wykonaną z tego samego materiału. Aż chce się przekręcić kluczyk w stacyjce.

Krótkie jęknięcie rozrusznika budzi do życia jeden z najmniejszych silników dostępnych na rynku. I to doskonale słychać i czuć, gdyż turkot trzech cylindrów jest bardzo wyraźnie słyszalny, zaś dla nieprzekonanych, Twingo przygotowało dość silną terapię wstrząsową – wibracje przy wolnych obrotach są więcej, niż odczuwalne, a to znaczy, że mogą irytować. Nie mniej jednak wybaczam jej braki dobrego wychowania, ponieważ silnik: 1. Znajduje się tam, gdzie jest bagażnik; 2. Jest pierońsko skuteczny!

Malutki silnik 0.9 wyposażono w turbodoładowanie, czego efektem jest moc 90 KM i moment obrotowy na poziomie 135 Nm. Jeśli dodacie do tego masę własną wynoszącą mniej, niż tona, otrzymacie samochód, którym naprawdę da się szybko jechać. 100 km/h pojawia się na prędkościomierzu po niespełna 11 sekundach, zaś prędkość maksymalna przekracza 160 km/h. Sam silnik okazuje się być wystarczająco elastyczny przy dość szerokim zakresie obrotów, ale dopiero w górnych partiach pokazuje, na co je stać, czego objawem jest wyraźne kopnięcie w plecy. Od tego momentu wskazówka pnie się po skali w zaskakująco szybkim tempie, co dla pewnych siebie ścigantów staje się już nie lada problemem. W końcu taka miejska zabawka nie może z nimi igrać, a co gorsza – broń Boże! – sponiewierać ich.

Żeby było jeszcze śmieszniej dodam, że w końcu i z takich twardzieli Twingo potrafi spuścić powietrze pokazując, że małe miejskie autko też ma pazury. A jeśli myślicie, że skoro samochód ma mały silnik, to wcale nie brzmi, to Was rozczaruje. Brzmi! I to z pewnością lepiej niż Wasze auto! W zakrętach również nie będzie się gorzej zachowywać, mimo zdecydowanie mniejszych rozmiarów nadwozia i opon. Sztywne zawieszenie bardzo dobrze radzi sobie z utrzymywaniem auta w ryzach, co oznacza, że można je zaatakować z dość sporą prędkością. Szkoda tylko, że jedynym sposobem na dezaktywację kontroli trakcji jest wypięcie odpowiedniego bezpiecznika, bo coś czuję przez skórę, że zarówno w deszczowy dzień, jak i zimą Twingo będzie sprawiać ogromną ilość frajdy.

Znaczy się wiem, że na mokrej nawierzchni można sprowokować do wyjechania tylnej osi przed szereg (co niestety dość szybko, ale łagodnie koryguje ESP). Trzeba przy tym jednak uważać, by nie spalić bardzo delikatnego sprzęgła, bo charakterystyczny, metaliczny swąd szybko dociera do nosa. Podsumowując, Renault Twingo z 90 konnym silnikiem to świetna propozycja, która poza sprawdzeniem się w mieście (przede wszystkim brawa za zwrotność!), potrafi popisać się osiągami, miło Was nimi zaskakując.

Wystarczy, że przygotujecie minimum 46 tysięcy złotych (za wersję 0.9), ale jeśli chcielibyście wyposażyć samochód do poziomu testowego, musielibyście wybrać topową wersję wyposażeniową i dokupić do niej lakier metallic, podgrzewane fotele oraz nabyć kilka pakietów: Sport, Klimat Plus oraz Connect & Go. Cena końcowa powinna zamknąć się na poziomie 58 250 zł.




















Fot. Marcin Koński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz