Brakujące ogniwo
Mercedes CLA wygląda szybko, a z 360 konnym silnikiem zaserwowanym przez
AMG rzeczywiście takie jest. Pytanie, czy zachował brutalność i nieokiełznanie
A45 AMG?
Nie
chcę odpowiadać na to pytanie już na samym początku artykułu. Wolałbym
ponarzekać trochę na sylwetkę Mercedesa CLA. Jest ona nieproporcjonalnie długa.
I na pewno dojdziecie do tego wniosku po przejściu z boku, przed auto. Coś, co
przed chwilą prezentowało się jako auto dłuższe, niż C klasa poprzedniej
generacji, teraz jest zbyt wysokie i wąskie. Właściwie to można go porównać do
Zebrasomy niebiesko-zółtej. Tylko takiej białej, z czarnym pasem na dole.
Właściwie
do linii kabiny przód prezentuje się zupełnie tak samo, jak w A45 – jest
groźnie, ale nie tak bardzo jak w mniejszym modelu. Co prawda w CLA również
siedzi zestaw nazywający się „Edition 1”, jednak tutaj pozbawiony jest
skrzydełek na zderzaku i czarnego pasa ciągnącego się od maski przez cały dach.
Dalszych podobieństw należy szukać w linii okien, choć i tutaj CLA szczyci się
indywidualizmem – w jego drzwiach nie ma ramek. Cała reszta prezentuje się inaczej.
Linia dachu mocno zaczyna opadać, tak samo kreska klapy bagażnika, zakończonej
dyskretną lotką. Najciekawszy detal? Trzeba byłoby poczekać do nocy. Wtedy
oczom ukazują się cztery piękne, czerwone lassa tylnych świateł. Przy nich nawet sportowy układ wydechowy fenomenalnie
straszący wystrzałami ludzi przy drogach znika gdzieś niezauważony.
W
środku jest całkiem przestronnie, a fotele z uczuciem przytulają do siebie
każdy fragment ciała narażony na przeciążenia. Ale tylko z przodu. Z tyłu
będzie ciasno, a jeśli nie zapniecie pasów, na krętej drodze kierowca będzie
wami rzucał z lewej na prawą stronę i na odwrót. Poza świetnym kubełkiem,
szczęśliwiec siedzący na lewym fotelu ma do dyspozycji również dźwignię zmiany
biegów z SLS-a, podciętą z góry i dołu kierownicę, oraz... okropny ekran na
konsoli centralnej. Cóż. Nie ma rzeczy idealnych. Przekręcam więc kluczyk w
stacyjce budząc do życia krótkim grzmotem 2 litrowego potwora, a ten krótką
demonstracją siły nawet w połowie nie pokazuje tego, na co stać to 360 konne
monstrum.
Nawet
same liczby nie są w stanie oddać tego, co czuje się na żywo – 4,6 sekundy potrzeba,
by przekroczyć 100 km/h, a przed przekroczeniem 250 km/h broni ogranicznik
prędkości. Wrażenie przyspieszenia potęguje jednak coś innego – wspomniana przy
okazji A45 AMG salwa armatnia, która strzela przy każdej nadającej się do tego
okazji, choć w tym wypadku wystrzały są jakby trochę bardziej zagłuszone. Nie
tylko to też sprawia, że uśmiech pojawia się mimowolnie na twarzy. Wystarczy
wyciągnąć CLA45 na tor kartingowy, by zobaczyć jak przedni napęd z dołączaną
tylną osią lubi odpowiadać na zaczepki dryftem. Może niezbyt widowiskowo
długim, bo napęd rozdzielany jest na poszczególne koła, ale cały czas robiącym
spore wrażenie.
CLA45
AMG może nie jest aż tak narwane, co A45, jednak cały czas śmiem twierdzić, że
to szalony samochód. Nie jestem do końca pewien, czy byłbym w stanie dopłacić
do każdego dodanego kilograma masy własnej ponad 1233 zł (co w sumie daje jakieś 37
tysięcy) ekstra. Oznacza to, że decydując się na sedana-coupe Mercedesa, trzeba
przygotować nie 185, a 222 tysiące złotych, zaś po doposażeniu samochodu do
poziomu prezentowanego CLA45 AMG, wartość końcowa osiągnie 280,5 tysiąca
złotych – bardzo dużo. W zamian otrzymacie m. in. pakiet Edition 1, sportowe
zawieszenie, okno dachowe, kamerę cofania, elektrycznie regulowane fotele i automatyczną
klimatyzację.
Fot. Marcin Koński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz