Nie pierwszy raz piszę o
parkingowych grzechach Polaków, bo chyba tych mamy za uszami najwięcej. Ciężko
jest wszak walczyć z czymś, co jest tak wstydliwym problemem, zaś wyrządzenie
szkody bez udziału właściciela poszkodowanego auta wśród naszych rodaków jest
wyjątkowo kuszącą sposobnością do tchórzliwej ucieczki.
Inaczej jest jednak, kiedy osoba,
która jest pewna, że właściciela nie ma w pobliżu uderza drzwiami w auto. I
nawet nie chodzi o jakieś delikatne dotknięcie, tylko walnięcie nimi z impetem.
Ostatnio sam byłem w takiej sytuacji w roli poszkodowanego, kiedy na parkingu
jednej z sieciowych restauracji zostałem uderzony przez Panią, która jak to
mówiła: „nie mogłam się zmieścić, bo pan tak zaparkował”. Sam zaparkowałem
między dwiema białymi liniami, więc nie widziałem w swoim parkowaniu niczego
złego. Co więcej, mój przyjaciel, który do niskich nie należy (zaś do chudych
już tak) nie miał żadnych problemów z zajęciem miejsca bez dewastowania
otoczenia moimi drzwiami.
Zanim jednak doszło do wszelkiej
rozmowy, zrównałem się na parkingu z Panią obok i poprosiłem o opuszczenie
szyby, by zwrócić uwagę na rozważniejsze otwieranie drzwi. Ta jednak na moją
prośbę zareagowała wrzuceniem biegu wstecznego i próbą ucieczki z miejsca
parkingowego. Sam niewiele myśląc również zacząłem cofać tarasując jej wyjazd.
To jednak na niewiele się zdało, ponieważ desperatka postanowiła cofać na
drodze jednokierunkowej i wyjechać przejazdem dla zamawiających na wynos.
Poprosiłem przyjaciela, by ten szybko wyszedł blokując jej przejazd, zaś sam
postanowiłem zaparkować auto i udać się do tej kobiety.
Kiedy już doszedłem do niej
powiedziałem na dzień dobry coś w rodzaju: „Rozumiem, że Pani jeździ samochodem
służbowym i rozwala go sobie nieodpowiedzialnie, o co popadnie, ale to nie
znaczy, że musi to Pani robić o inne samochody”. Ta zaś odpowiedziała, że jak
nie ona to, kto inny by to zrobił. Po krótkiej przepychance słownej uznałem, że
rozmawiam z ignorantką i totalną idiotką, więc po prostu poszedłem sobie.
Zastanawiałem się, co zrobić, by ta kobieta zapamiętała tę sytuację na dłużej i
wyciągnęła z tego jakieś wnioski. Nie znalazłem żadnych uszkodzeń na karoserii,
więc nie dzwoniłem na policję zgłaszając próbę ucieczki z miejsca kolizji. Pozostało mi tylko jedno – po powrocie do domu napisałem e-maila do firmy
zgłaszając sprawę podając miejsce, godzinę zdarzenia oraz numery rejestracyjne
samochodu (które zapisał przyjaciel). Ze znalezieniem owej firmy nie było
problemu, gdyż auto było cały oblepione logiem Panoramy Firm.
We wiadomości zwróciłem uwagę nie
tylko na to, komu firma powierza samochody, ale też na kulturę osobistą
pracowników, ponieważ w odpowiedzi nie usłyszałem żadnego słowa „przepraszam”.
Wiem, że taki irytujący precedens, jak obijanie i rysowanie aut na parkingach i
późniejsza ucieczka to norma, jednak inaczej zachowujemy się, jako sprawcy, a
inaczej, jako poszkodowani. A czy tak dużym problemem jest większa uwaga? Nawet,
jeśli nie interesują nas samochody w koło, to jednak pamiętajmy, że uszkadzamy
również nasze auto. Taka ignorancja sprawia, że tego typu ludzi jak wspomniana Pani
najchętniej pociągnąłbym za samochodem po asfalcie. Choćby przez 50 metrów.
Foto. vitay.pl
Faktem jest, że to głupota ludzi. Ostatnio zaparkowałem samochód na osiedlu poszedłem do sklepu. Przychodząc do samochodu zobaczyłem coś zadziwiającego z prawej 2 miejsca wolne a z lewej zaparkowany samochód w taki sposób, że nawet bokiem nie mogę dojść do drzwi kierowcy w efekcie musiałem wejść do samochodu od strony pasażera wyjechać z parkingu po trawniku, ponieważ tamten samochód był długi i stał w taki sposób, że milimetr cofnę i walne go w bagażnik nawet jeślibym skręcił w miejscu koła na max lub maską w bok stojącego wozu. Żałowałem tylko, że nie miałem naklejek z "karnym kutasem" ani markera aby napisać właścicielowi mistrzowsko zaparkowanego wozu wiadomość i ulżyć sobie przy tym trochę :)
OdpowiedzUsuń