Więzień miasta
Jeśli chcielibyście uwolnić się Smartem fortwo z wielkomiejskich korków,
to na trasie szybko za nimi zatęsknicie. Ten samochód właściwie nie powinien
przekraczać rogatek betonowej dżungli, w której czuje się jak Tarzan.
Ile razy zdarzyło Wam się zrobić coś nienaturalnego? Coś, czego nie
zrobilibyście bez zażycia różnego rodzaju środków, bądź też po prostu grupki
przyjaciół, która chcąc, nie chcąc wpływa na Was w dość znaczny sposób. Jeśli
nie macie zapuszczonych i tłustych włosów, kraciastej koszuli w tragicznym
wzorze oraz sztruksowych spodni, to z całą pewnością możecie wspominać coś
więcej, jak 2-3 dni spędzone przed komputerem.
Mogę założyć się, że macie przynajmniej jedno
wspomnienie, w którym zrobiliście coś głupiego, a teraz chętnie do tego
wracacie, choćby po to, by uśmiechnąć się pod nosem. Absolutnie całkowicie
jestem też pewien tego, że nie wszystkie wspomnienia nadają się do
uzewnętrznienia. W jakiekolwiek byłyby formie. Przynajmniej nie pod Waszym
imieniem i nazwiskiem, żeby pracodawca nie mógł się przyczepić do tego, że
kiedyś bawiliście się lepiej od niego, albo z marketingowego punktu widzenia
wasze zdjęcie może negatywnie wpływać na postrzeganie firmy. I nikogo nie
interesuje wtedy, że głupkowaty wyraz twarzy spowodowany został logiem, którego
przecież nie ma na zdjęciu. Ale co tam!
Sam zauważam, że na profilach znajomych z czasem
zaczynają znikać zdjęcia z wakacji, bądź po prostu szalonych wypadów w miasto.
Zamiast nich zaczynają dominować neutralne uśmieszki i zdjęcia niczym z
CV, bo przecież pracodawca patrzy! I to wcześniej, niż ci się zdaje. I tym
akcentem przechodzę do Smarta, ponieważ jeśli nie wiecie, to zdradzę Wam, że za
projektem mikrosamochodu do miasta stoją panowie z Mercedesa (choć pomysłodawcą
jest dyrektor generalny marki produkującej zegarki Swatch). Dokładnie ci sami, którzy robią samochody dla dojrzałych
i poważnych ludzi.
Pewnego dnia zainspirował ich Nicolas Hayek (pan
od Swatcha) i postanowili zbudować samochód, który zaczyna się tuż przed
kolanami i kończy się zaraz za plecami. Auto potrafi zawracać jak rower, a
żeby choć odrobinę przypominało samochód sportowy, dostało silnik z tyłu
i napęd na tylną oś. Co więcej, między jednym, a drugim znalazła się
automatyczna skrzynia biegów. Tak oto w 1997 roku światło dzienne ujrzał Smart
City Coupe. Mikrus mierzący równo 2,5 metra długości oraz 1,5 szerokości (+1
cm) i wysokości. Samochód zyskał ogromną popularność w Europie, jednak w
Polsce długo trzeba było czekać na jego debiut. Oczywiście powodem była cena
wprost odwrotnie proporcjonalna do wielkości samochodu. Jak się jednak później
okazało, nie było to do końca prawdą.
Jest jednak pewna kwestia, którą potwierdzą
chyba wszyscy użytkownicy pierwszych dwóch generacji tego mikrusa. Chodzi o
skrzynię biegów, która była tak wolna, że można byłoby porównać jej szybkość to
tempa, z jaką przesuwają się kontynenty. W czasie, kiedy przekładnia zmieniała
bieg, kierowca mógł bez skrępowania wyjść z samochodu i napić się kawy,
albo zjeść kanapkę. A że to była skrzynia sześciostopniowa, to sami widzicie,
że kierowcy mieli bardzo dużo możliwości korzystania z wszelkiego rodzaju
atrakcji.
W nowym Smarcie przekładnia nie będzie dawała aż
tylu możliwości, gdyż mamy tu do czynienia z pięciobiegową konstrukcją. Mało
tego, jest ręczna! Chyba, że tęsknicie za automatami, to takowy również
istnieje. I to dwusprzęgłowy. Świat stanął na głowie! Pytanie tylko, czy jeśli
Smart pozbył się swojego zrobotyzowanego odpowiednika ukwiału, to z miejsca
stał się doskonały? Żeby zbyt szybko nie kończyć mojego artykułu dodam, że
odpowiem na to trochę później.
Trzecia generacja Smarta, to znacznie więcej,
jak tylko zmieniona skrzynia biegów. To, co oglądacie na zdjęciach, w bardzo
dużej części nie przypomina Mercedesa, lecz Renault. Poza starą przekładnią nie
znajdziecie tu również silnika diesla, gdyż ten w obecnych realiach jest po
prostu bez sensu (przez filtr cząstek stałych, który zapychałby się częściej,
niż Twój nos w czasie zimowego przeziębienia). Wystarczy spojrzeć na przód, by
dojść do wniosku, że zaszła tu spora rewolucja. Światła są duże, kwadratowe,
atrapa chłodnicy też jest większa, jak również maska, która wreszcie istnieje.
Profil jednak dobitnie zdradza, że to, na co
patrzycie jest Smartem. Szkielet nadwozia pomalowany jest w kontrastowym
kolorze (ale można też dobrać wariant w pełni biały, czarny, bądź srebrny),
drzwi stanowią ponad połowę długości samochodu, zaś za nimi znalazły się
niewielkie wloty powietrza. Tył mimo wyraźnych zmian również ciężko pomylić –
głównie przez to, że jest praktycznie pionowy, a światła okalają wstawki w kolorze
szkieletu.
Wnętrze za to zostało przeprojektowane właściwie
od samego początku. I tutaj też widać największy wkład Renault, gdyż wyświetlacz
na konsoli środkowej oraz zegary są wzięte z zapasów francuskiego producenta.
Podobnie też lewarek zmiany biegów. A skoro jesteśmy przy Twingo, to dziwić
może fakt, iż dźwignia tam jest dużo ładniejsza, jednak małe Renault może
pozazdrościć Smartowi obrotomierza, materiałów oraz panelu klimatyzacji. Po
prostu nie chce się stąd wysiadać. Kierownica wygląda fantastycznie i świetnie
się trzyma, zaś pedały mają aluminiowe, nadające sportowego charakteru
nakładki.
Szkoda tylko, że tak mało go pod maską, wróć!
Pod podłogą bagażnika. Litrowy, 3 cylindrowy silnik wytwarza 71 koni
mechanicznych i 91 niutunometrów momentu obrotowego, które przenoszą 800
kilogramowego malucha na drugą stronę 100 km/h w 14.4 sekundy, zaś sprint
kończy się po osiągnięciu 151 km/h. Jeśli myślicie, że taka prędkość będzie
odczuwalna w postaci np. drżenia jak przed erupcją wulkanu, to uspokoję Was –
nie będzie, gdyż zwyczajnie nie czuć prędkości za sterami fortwo. Bez względu,
czy jedziecie 40, 90, czy 140 km/h.
Oczywiście w trasie taki zestaw ma bardzo trudną
przeprawę do pokonania, gdyż wszelkie wyprzedzanie musi wiązać się z
wypatrzeniem odpowiednio dużej luki znad przeciwka oraz redukcją o dwa biegi,
by obroty silnika w najlepszym wypadku przekroczyły 4 tysiące. W mieście jest
już dużo lepiej, ponieważ do sprawnego przemieszczania się nie trzeba tak
wysoko wspinać się po skali obrotomierza.
Prowadzenie również powinno się Wam spodobać –
układ kierowniczy jest bezpośredni, a hamulce są tak skuteczne, że nie raz
miałem wrażenie, iż podniosę nimi tył Smarta. Problem mogą mieć za to ci,
którzy mieszkają przy zniszczonych drogach. Zawieszenie jest dość sztywne, zaś
bliskość wszystkich kół będzie potęgować wstrząsy i wszelkiego rodzaju
dyskomfort. Nawet ten wywołany przez wiatry. Już spieszę z wyjaśnieniem o co mi
chodzi, żebyście mnie właściwie zrozumieli. fortwo wyposażony jest w asystent
bocznego wiatru, którego zadaniem jest niwelowanie skutków groźnego podmuchu.
Odniosłem wrażenie, że nie jest on doskonały, gdyż raz, silny podmuch niemalże
cisnął mną na sąsiedni pas drogi krajowej 61 w Zegrzu, a to było już dość
groźne. Na szczęście jak pokazują testy zderzeniowe, Smart fortwo to bardzo
bezpieczna konstrukcja, co powinno mnie uspokoić i załóżmy, że w jakimś
stopniu byłem spokojny.
Jak już widzicie, Smart fortwo nie jest
doskonałym mikrusem – pozwala miotać sobą przez wiatry oraz ma silnik, który nie
radzi sobie w trasie. Tyle, że fortwo powstał z myślą o mieście, dlatego też
moim zdaniem jest absolutnie fantastyczny. Zawraca niemalże w miejscu, do tego jesteś
w stanie zaparkować nim prostopadle przy jezdni, gdzie wszyscy parkują
równolegle. Ponadto jest nafaszerowany gadżetami i prezentuje się bardzo
efektownie. Jest tak fajny, że chciałbym go mieć.
Najpierw jednak musiałbym przeskoczyć przez dość
wysoki próg, jakim jest cena - minimum 47,5 tysiąca złotych. Chyba że nie
jesteście tak sprytni jak Smart, zainteresuje was wersja edition #1 z m. in.
nawigacją, podgrzewanymi siedzeniami, automatyczną klimatyzacją
i efektownymi szprychowymi felgami, która kosztuje mniej więcej 80 tysięcy
złotych.
Fot. Marcin Koński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz