Warm Hatch, jakiego dawno nie było
Waży mniej, niż tonę, ale pomimo niezbyt imponującej mocy może zwracać
na siebie uwagę paroma względami. Silnik z tyłu, napędzający tylną oś. Jeszcze niedawno
w Polsce był całkiem podobny samochód – FIAT 126p – ale ten nawet z Warm
Hatchem miał tyle wspólnego, co z Porsche 911.
Najpierw
pewnie zechcielibyście lekkiego wyjaśnienia, bo od kiedy klasa samochodów GTI
rozrosła się do tego stopnia, iż zaczęto nadawać im kolejne nazwy, coraz
trudniej się w tym wszystkim połapać. Hot Hatche, to typowe samochody segmentu
GTI, które są dość szybkie, a nawet bardzo szybkie, jednak nie mogą się jeszcze
pochwalić osiągami godnymi samochodów sportowych z prawdziwego zdarzenia.
Przynajmniej według mnie. Takowymi wynikami mogą poszczycić się auta, które
określiłem, jako Super Hatch. Są wyposażone w silniki o mocy ponad 300 KM i umieją
rozpędzić się do 100 km/h w mniej, niż 5 sekund. To dość młoda kategoria,
bowiem tego typu samochody można zliczyć na palcach jednej ręki. Volkswagen Golf R, Audi RS3, BMW M135i, MercedesA45 AMG. W
drodze wyjątku można byłoby dodać jeszcze Renault Clio Sport V6, za centralnie
umieszczony silnik (zaraz za fotelami) V6. To było chyba najbardziej zwariowane
GTI na świecie.
Przerwałem
na dłuższy czas pisanie, bo rozmarzyłem się o własnym Clio V6. Koniecznie będę
go mieć, ale wracając do tematu. Jak widzicie, poza samochodami klasy GTI, bez
problemu znajdziecie w ofercie coś, co znajdzie się pomiędzy zwykłymi,
miejskimi autami, a szybkimi Hot Hatchami. Owe samochody nazywa się mianem Warm
Hachy. Nie powalają może mocą, ani tym bardziej osiągami, ale stanową idealny
wstęp do sporo mocniejszej ligi. Takie auta mają też jedną bardzo ważną zaletę
– w dużo łatwiejszy sposób można osiągnąć maksymalny potencjał aut, co wcale
nie umniejsza radości za kierownicą, za to bardzo buduje młodych,
niedoświadczonych kierowców.
To, co
teraz oglądacie, może nie wygląda, jakby miało sprawiać nieziemską radość z
jazdy. Nie ma tutaj wielkich kół, spoilerów, ani pokaźnego wydechu. Nawet jeśli
popatrzycie na to auto z tyłu, to stwierdzicie, że jest wyższe niż szersze, a
pomimo tego idea Warm Hatcha zaszczepiona jest tu perekcyjnie, o czym opowiem
Wam za chwilę. Nadwozie nawiązujące do dobrze znanego Renault 5 charakteryzuje
się okrągłymi światłami LED-owymi do jazdy dziennej, gdzie na każdy reflektor
przypadają cztery żarówki. Element numer dwa, to spadzista, duża szyba pełniąca
funkcję klapy bagażnika, trzy to felgi, które wyglądem przypominają te z
„resoraków” i to byłoby właściwie na tyle.
Wnętrze
z pewnością trudno będzie zaliczyć do nudnych, gdyż typowa czerń dość często
przełamuje się z czerwonymi tkaninami i plastikami na desce rozdzielczej, a
jeśli popatrzycie na fotele (z zintegrowanymi zagłówkami), obramowanie lewarka
zmiany biegów oraz loga i przeszycia na kierownicy, to znajdziecie też trzeci
kolor – biały. Pod tym względem kabina Renault Twingo niczym nie ustępuje
szalonemu kokpitowi bliźniaczego Smarta fortwo. Znajdziecie tu nawet...
torebkę, która wewnątrz pełni rolę schowka przed pasażerem (schowek da się bez
problemu wyjąć, zaś w środku znajdziecie pasek do przewieszenia przez ramię). A
skoro znajdujemy się środku usportowionego mieszczucha, to znajdą się tu
również aluminiowe nakładki na pedałach i gałkę dźwigni zmiany biegów wykonaną
z tego samego materiału. Aż chce się przekręcić kluczyk w stacyjce.
Krótkie
jęknięcie rozrusznika budzi do życia jeden z najmniejszych silników dostępnych
na rynku. I to doskonale słychać i czuć, gdyż turkot trzech cylindrów jest
bardzo wyraźnie słyszalny, zaś dla nieprzekonanych, Twingo przygotowało dość
silną terapię wstrząsową – wibracje przy wolnych obrotach są więcej, niż
odczuwalne, a to znaczy, że mogą irytować. Nie mniej jednak wybaczam jej braki
dobrego wychowania, ponieważ silnik: 1. Znajduje się tam, gdzie jest bagażnik;
2. Jest pierońsko skuteczny!
Malutki
silnik 0.9 wyposażono w turbodoładowanie, czego efektem jest moc 90 KM i moment
obrotowy na poziomie 135 Nm. Jeśli dodacie do tego masę własną wynoszącą mniej,
niż tona, otrzymacie samochód, którym naprawdę da się szybko jechać. 100 km/h
pojawia się na prędkościomierzu po niespełna 11 sekundach, zaś prędkość
maksymalna przekracza 160 km/h. Sam silnik okazuje się być wystarczająco
elastyczny przy dość szerokim zakresie obrotów, ale dopiero w górnych partiach
pokazuje, na co je stać, czego objawem jest wyraźne kopnięcie w plecy. Od tego
momentu wskazówka pnie się po skali w zaskakująco szybkim tempie, co dla
pewnych siebie ścigantów staje się już nie lada problemem. W końcu taka miejska
zabawka nie może z nimi igrać, a co gorsza – broń Boże! – sponiewierać ich.
Żeby
było jeszcze śmieszniej dodam, że w końcu i z takich twardzieli Twingo potrafi
spuścić powietrze pokazując, że małe miejskie autko też ma pazury. A jeśli
myślicie, że skoro samochód ma mały silnik, to wcale nie brzmi, to Was
rozczaruje. Brzmi! I to z pewnością lepiej niż Wasze auto! W zakrętach również
nie będzie się gorzej zachowywać, mimo zdecydowanie mniejszych rozmiarów
nadwozia i opon. Sztywne zawieszenie bardzo dobrze radzi sobie z utrzymywaniem
auta w ryzach, co oznacza, że można je zaatakować z dość sporą prędkością.
Szkoda tylko, że jedynym sposobem na dezaktywację kontroli trakcji jest
wypięcie odpowiedniego bezpiecznika, bo coś czuję przez skórę, że zarówno w
deszczowy dzień, jak i zimą Twingo będzie sprawiać ogromną ilość frajdy.
Znaczy
się wiem, że na mokrej nawierzchni można sprowokować do wyjechania tylnej osi
przed szereg (co niestety dość szybko, ale łagodnie koryguje ESP). Trzeba przy
tym jednak uważać, by nie spalić bardzo delikatnego sprzęgła, bo
charakterystyczny, metaliczny swąd szybko dociera do nosa. Podsumowując,
Renault Twingo z 90 konnym silnikiem to świetna propozycja, która poza
sprawdzeniem się w mieście (przede wszystkim brawa za zwrotność!), potrafi
popisać się osiągami, miło Was nimi zaskakując.
Wystarczy,
że przygotujecie minimum 46 tysięcy złotych (za wersję 0.9), ale jeśli chcielibyście
wyposażyć samochód do poziomu testowego, musielibyście wybrać topową wersję
wyposażeniową i dokupić do niej lakier metallic, podgrzewane fotele oraz nabyć
kilka pakietów: Sport, Klimat Plus oraz Connect & Go. Cena końcowa powinna
zamknąć się na poziomie 58 250 zł.
Fot. Marcin Koński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz