„WuRC” prawie pełną gębą
Ten samochód powstał z dwóch ważnych powodów. Pierwszy – wymogi FIA, by
auta, na których bazują rajdówki zostały wyprodukowane w serii co najmniej 2,5
tysiąca sztuk. Drugi – ma upamiętnić sukces Volkswagena w rajdowym sezonie
2013. Czy to oznacza, że niemiecki producent przygotował nie lada gratkę dla
łowców specjalnych okazji?
I tak,
i nie, a już w ogóle najbardziej odpowiednim stwierdzeniem jest „prawie”. Z
jednej strony otrzymujecie jeden z najmocniejszych miejskich hot hatchy na
świecie, któremu przetransplantowano silne serducho prosto z Golfa GTI i
dostosowano do mocy 220 KM zawieszenie tak bardzo, jak to tylko było możliwe. Z
drugiej zaś poza barwami wojennymi, lekko przestylizowanymi zderzakami,
pięknymi, szprychowymi felgami i całkiem dużym spoilerem z zewnątrz nie dzieje
się zbyt wiele. Można byłoby nawet pomyśleć, że to właśnie srebrno-niebieskie
pasy robią tu największą robotę, bo bez nich auto wyglądałoby całkiem
normalnie, a tego raczej nie oczekiwałbyś po miejskim autku wartym 180,5
tysiąca złotych! Nie, nie pomyliłem się. To Polo kosztuje tyle, co Audi S1, o
którym mogliście przeczytać. Różnica jednak polega na tym, że czerwony
niedorobiony hot hatch z Ingolstadt osiągnął tyle po doposażeniu, zaś dla Polo
R WRC to cena startowa, którą już raczej ciężko podnieść o cokolwiek.
Szkoda
tylko, że za solidną górę pieniędzy nie otrzymuje się czegoś więcej. W końcu
ten samochód kosztuje tyle, co np. BMW 428i Gran Coupe, albo dwa Volkswageny
Polo GTI. To znaczy, że można byłoby oczekiwać od producenta czegoś naprawdę
wyjątkowego. Choćby specjalnego body kitu solidnie poszerzającego nadwozie. W
końcu jeśli to ma być baza, na której buduje się rajdówki, to czemu nie? Nawet
na zwykłych drogach wypadałoby prezentować 220 KM w trochę bardziej bojowy
sposób.
W
środku zmian w stosunku do zwykłego Polo, bądź Polo GTI jest bardzo niewiele. Nowe
są siedzenia, gałka zmiany biegów, niebieskie wskazówki zegarów i kierownica
pokryta alcantarą. I to by było na tyle. Miłą niespodzianką jest fakt, że
dźwignia pracuje zdecydowanie krócej, niż w Audi S1, przez co można pozwolić
sobie na szybszą zmianę przełożeń, ale to nie ona jest moim numerem 1.
Faworytką jest kierownica – co prawda trochę duża, ale dzięki temu, że jest
pokryta alcantarą, nie jest śliska nawet wtedy, kiedy mocno pocą się dłonie. No
i zapomniałbym o absolutnie rajdowym elemencie, jakim jest pasek wszyty na
godzinie dwunastej. Brakuje tylko klatki bezpieczeństwa i na OS!
A
skoro trafiliśmy już na odcinek specjalny to powiem Wam, że jest tylko jeden
rodzaj podłoża, na którym wykorzystanłbym bez problemu potencjał, jaki daje
zestaw 220 KM. Mowa o asfalcie i nie jest to jedyny warunek, jaki dobrze byłoby
spełnić. Inny jest taki, że jezdnia powinna być sucha jak pustynia Atacama.
Mało tego, powinna być też czysta jak pas startowy lotniska. Tylko w takich
warunkach Polo osiągnie 100 km/h w 6.4 sekundy i będzie rozpędzać się, póki nie
osiągnie 243 km/h. Powiem Wam nawet, że pokonywanie zakrętów też jest możliwe,
jeśli tylko spełnicie wymagania postawione na początku tego akapitu. Przypomnę
– asfalt musi być suchy i tak czysty, że perfekcyjna pani domu nie zawaha się
użyć go jako talerza obiadowego. Nie oznacza to jednak, że obejdzie się bez
walki z silnikiem o to, kto ma prowadzić tę ucywilizowaną rajdówkę. Tu trzeba
przygotować się na naprawdę silny torquesteer – przynajmniej równie mocy jak
zarzucenie przez emerytkę siatek na siedzenie autobusu, w celu zajęcia sobie
ostatniego wolnego miejsca.
Jeśli
tak dzieje się na – jak to określiłem – suchym i perfekcyjnie wyczyszczonym
asfalcie, to pomyślcie, co robi taki sprzęt na szutrze. Wyobrażacie sobie? To
teraz pomnóżcie to razy 1000. Rozwiązanie skrótu WRC w postaci „Warcy Rycy
Czeszczy” jest w pełni uzasadnione. Silnik na początku basowo warczy, potem po
ruszeniu od razu zaczyna ryczeć, bez względu na to, który bieg zostaje
załączony, a przez kamienie na drodze wszystko zaczyna trzeszczeć.
Buksowanie
kołami będzie wszechobecne. I choć mogłem co najwyżej sprawdzić 4 bieg (koła
non stop mieliły mieszankę piachu i kamieni) to pewny jestem, że to samo
czekałoby mnie dwa przełożenia wyżej, z tą różnicą, że jechałbym jeszcze
szybciej. Nie mniej jednak narzucaniem ręcznym kierunku jazdy na wirażach
zapewniało nie lada frajdę. Zwłaszcza, że niewyłączalne ESP nie bardzo
wiedziało co w tej sytuacji robić, więc robiło to, co wychodziło mu najlepiej –
nie wtrącało się.
Mimo
tego i tak nie bardzo wiem co o nim myśleć. Polo R WRC jest niesłychanie
szybkie, pedał gazu ma nieuleczalną i bardzo zaawansowaną chorobę powszechnie
znaną jako ADHD, ale poza mocnym silnikiem, malowaniem i paroma emblematami
wyróżniającymi tę wersję z pośród innych nie bardzo widać, by coś tu
poprawiono. Tym bardziej niezrozumiały dla mnie jest fakt, że samochód
kosztował grubo ponad 180 tysięcy złotych (dokładnie słownie sto osiemdziesiąt
tysięcy pięćset sześćdziesiąt złotych!). A auto nie ma nic w wyposażeniu
dodatkowym. Audi S1, którym się tak ekscytowałem na początku jest tylko 1060
złotych droższe a ma niemal kompletnie dobrane wyposażenie dodatkowe (mimo tego
ani w S1, ani w Polo nie można dokupić kolorowego wyświetlacza między zegarami.
Sic!).
Wiem
jednak gdzie leży problem między tymi dwoma samochodami. S1 nie ma w sobie
żadnego nośnika emocji – jest jak pokerzysta nawet wtedy, kiedy za kierownicą
robisz najbardziej szaloną rzecz w życiu. Dlatego też jest okropnie nudne.
Wierzcie mi, że nie ma nudniejszego hot hatcha na świecie. Polo jest jego
zupełnym przeciwieństwem, dlatego też jeśli miałbym wydać na miejskiego hot
hatcha 180 tysięcy, to mój wybór z całą pewnością padłby na niego. I nie
przekona mnie argument, że jest sens jeździć nim tylko przez 2-3 miesiące w
roku.
Fot. Marcin Koński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz