Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

wtorek, 18 listopada 2014

Wyścig na ¼ mili – Volkswagen Polo R WRC


„WuRC” prawie pełną gębą

Ten samochód powstał z dwóch ważnych powodów. Pierwszy – wymogi FIA, by auta, na których bazują rajdówki zostały wyprodukowane w serii co najmniej 2,5 tysiąca sztuk. Drugi – ma upamiętnić sukces Volkswagena w rajdowym sezonie 2013. Czy to oznacza, że niemiecki producent przygotował nie lada gratkę dla łowców specjalnych okazji?

I tak, i nie, a już w ogóle najbardziej odpowiednim stwierdzeniem jest „prawie”. Z jednej strony otrzymujecie jeden z najmocniejszych miejskich hot hatchy na świecie, któremu przetransplantowano silne serducho prosto z Golfa GTI i dostosowano do mocy 220 KM zawieszenie tak bardzo, jak to tylko było możliwe. Z drugiej zaś poza barwami wojennymi, lekko przestylizowanymi zderzakami, pięknymi, szprychowymi felgami i całkiem dużym spoilerem z zewnątrz nie dzieje się zbyt wiele. Można byłoby nawet pomyśleć, że to właśnie srebrno-niebieskie pasy robią tu największą robotę, bo bez nich auto wyglądałoby całkiem normalnie, a tego raczej nie oczekiwałbyś po miejskim autku wartym 180,5 tysiąca złotych! Nie, nie pomyliłem się. To Polo kosztuje tyle, co Audi S1, o którym mogliście przeczytać. Różnica jednak polega na tym, że czerwony niedorobiony hot hatch z Ingolstadt osiągnął tyle po doposażeniu, zaś dla Polo R WRC to cena startowa, którą już raczej ciężko podnieść o cokolwiek.

Szkoda tylko, że za solidną górę pieniędzy nie otrzymuje się czegoś więcej. W końcu ten samochód kosztuje tyle, co np. BMW 428i Gran Coupe, albo dwa Volkswageny Polo GTI. To znaczy, że można byłoby oczekiwać od producenta czegoś naprawdę wyjątkowego. Choćby specjalnego body kitu solidnie poszerzającego nadwozie. W końcu jeśli to ma być baza, na której buduje się rajdówki, to czemu nie? Nawet na zwykłych drogach wypadałoby prezentować 220 KM w trochę bardziej bojowy sposób.

W środku zmian w stosunku do zwykłego Polo, bądź Polo GTI jest bardzo niewiele. Nowe są siedzenia, gałka zmiany biegów, niebieskie wskazówki zegarów i kierownica pokryta alcantarą. I to by było na tyle. Miłą niespodzianką jest fakt, że dźwignia pracuje zdecydowanie krócej, niż w Audi S1, przez co można pozwolić sobie na szybszą zmianę przełożeń, ale to nie ona jest moim numerem 1. Faworytką jest kierownica – co prawda trochę duża, ale dzięki temu, że jest pokryta alcantarą, nie jest śliska nawet wtedy, kiedy mocno pocą się dłonie. No i zapomniałbym o absolutnie rajdowym elemencie, jakim jest pasek wszyty na godzinie dwunastej. Brakuje tylko klatki bezpieczeństwa i na OS!

A skoro trafiliśmy już na odcinek specjalny to powiem Wam, że jest tylko jeden rodzaj podłoża, na którym wykorzystanłbym bez problemu potencjał, jaki daje zestaw 220 KM. Mowa o asfalcie i nie jest to jedyny warunek, jaki dobrze byłoby spełnić. Inny jest taki, że jezdnia powinna być sucha jak pustynia Atacama. Mało tego, powinna być też czysta jak pas startowy lotniska. Tylko w takich warunkach Polo osiągnie 100 km/h w 6.4 sekundy i będzie rozpędzać się, póki nie osiągnie 243 km/h. Powiem Wam nawet, że pokonywanie zakrętów też jest możliwe, jeśli tylko spełnicie wymagania postawione na początku tego akapitu. Przypomnę – asfalt musi być suchy i tak czysty, że perfekcyjna pani domu nie zawaha się użyć go jako talerza obiadowego. Nie oznacza to jednak, że obejdzie się bez walki z silnikiem o to, kto ma prowadzić tę ucywilizowaną rajdówkę. Tu trzeba przygotować się na naprawdę silny torquesteer – przynajmniej równie mocy jak zarzucenie przez emerytkę siatek na siedzenie autobusu, w celu zajęcia sobie ostatniego wolnego miejsca.

Jeśli tak dzieje się na – jak to określiłem – suchym i perfekcyjnie wyczyszczonym asfalcie, to pomyślcie, co robi taki sprzęt na szutrze. Wyobrażacie sobie? To teraz pomnóżcie to razy 1000. Rozwiązanie skrótu WRC w postaci „Warcy Rycy Czeszczy” jest w pełni uzasadnione. Silnik na początku basowo warczy, potem po ruszeniu od razu zaczyna ryczeć, bez względu na to, który bieg zostaje załączony, a przez kamienie na drodze wszystko zaczyna trzeszczeć.

Buksowanie kołami będzie wszechobecne. I choć mogłem co najwyżej sprawdzić 4 bieg (koła non stop mieliły mieszankę piachu i kamieni) to pewny jestem, że to samo czekałoby mnie dwa przełożenia wyżej, z tą różnicą, że jechałbym jeszcze szybciej. Nie mniej jednak narzucaniem ręcznym kierunku jazdy na wirażach zapewniało nie lada frajdę. Zwłaszcza, że niewyłączalne ESP nie bardzo wiedziało co w tej sytuacji robić, więc robiło to, co wychodziło mu najlepiej – nie wtrącało się.

Mimo tego i tak nie bardzo wiem co o nim myśleć. Polo R WRC jest niesłychanie szybkie, pedał gazu ma nieuleczalną i bardzo zaawansowaną chorobę powszechnie znaną jako ADHD, ale poza mocnym silnikiem, malowaniem i paroma emblematami wyróżniającymi tę wersję z pośród innych nie bardzo widać, by coś tu poprawiono. Tym bardziej niezrozumiały dla mnie jest fakt, że samochód kosztował grubo ponad 180 tysięcy złotych (dokładnie słownie sto osiemdziesiąt tysięcy pięćset sześćdziesiąt złotych!). A auto nie ma nic w wyposażeniu dodatkowym. Audi S1, którym się tak ekscytowałem na początku jest tylko 1060 złotych droższe a ma niemal kompletnie dobrane wyposażenie dodatkowe (mimo tego ani w S1, ani w Polo nie można dokupić kolorowego wyświetlacza między zegarami. Sic!).

Wiem jednak gdzie leży problem między tymi dwoma samochodami. S1 nie ma w sobie żadnego nośnika emocji – jest jak pokerzysta nawet wtedy, kiedy za kierownicą robisz najbardziej szaloną rzecz w życiu. Dlatego też jest okropnie nudne. Wierzcie mi, że nie ma nudniejszego hot hatcha na świecie. Polo jest jego zupełnym przeciwieństwem, dlatego też jeśli miałbym wydać na miejskiego hot hatcha 180 tysięcy, to mój wybór z całą pewnością padłby na niego. I nie przekona mnie argument, że jest sens jeździć nim tylko przez 2-3 miesiące w roku.




















Fot. Marcin Koński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz