Fot. pueche.com |
W czasach
panowania na Półwyspie Iberyjskim Hispano Suizy i raczkowania bardziej
plebejskiego SEAT-a, istniał producent samochodów sportowych, którego nazwa
była zainspirowana chyba jednym z najbardziej fascynujących stworów wymyślonych
przez człowieka – pegazem. Marka Pegaso została założona zaraz po wojnie, w 1946
roku. 6 lat później zaprezentowano sportowy model Z-102.
Ten
samochód powstał w czasach, kiedy karoserie nie zostały jeszcze na stałe
przypisane do auta. Oczywiście można było zamówić standardowy samochód, ale istniała
też możliwość odebrania od producenta samego podwozia z silnikiem i powierzenia
dalszych prac nad autem w jednym z wielu biur projektowych. Jesteście ciekawi
kto przyłożył ołówek do projektu Pegaso? Carozzeria Touring, czy Saoutchik. Tak
czy siak auto było swego czasu tym, czym do niedawna był jeszcze Bugatti Veyron
– najdroższym, najbardziej zaawansowanym technicznie i najszybszym autem swoich
czasów. Pegaso było tak niezwykłe, że nawet ponoć sam Ferrari zabrał głos
krytyki w kierunku hiszpańskiego auta, które jego zdaniem zbyt mocno izolowało
mózg od wstrząsów.
Najciekawsze
jest w tym wszystkim to, że podobnie jak Lamborghini, Pegaso również zajmowało
się w przeszłości wytwarzaniem zgoła odmiennych pojazdów. Jak dobrze
pamiętacie, producent z Sant’Agata Bolognese do dnia dzisiejszego produkuje
również traktory. Pegaso zajmowało się zaś ciężarówkami.
Jako,
że powstało kilka odmian P-102, przedstawię Wam najbardziej klasyczną – z
pionową atrapą chłodnicy, długą maską, przetłoczeniami wychodzącymi z nadkoli i
drzwiami otwieranymi pod wiatr. Auto szybko kończyło się za tylnymi oknami,
mocno opadając z linią bagażnika.
Pod
względem technicznym samochód zaskakiwał jeszcze mocniej. Największe silniki
miały pojemność 3,2 litra i dzięki zamontowanemu kompresorowi były w stanie
rozwinąć nawet 360 KM, dzięki czemu przyspieszenie do 100 km/h znacznie spadało
poniżej umownych 7 sekund, zaś prędkość maksymalna oscylowała w granicach 260
km/h. Ciekawostką było to, że dla lepszego rozłożenia masy, zastosowano układ
trans axle, cofając skrzynię biegów aż za tylny dyferencjał. Samo zawieszenie
odpowiedzialne za „izolowanie mózgu od wstrząsów” również było bardzo
futurystycznym – jak na owe czasy – rozwiązaniem de Dion.
Jak na
klasyczny samochód z lat 50, auto nie jest astronomicznie drogie. Ceny rozpoczynają
się od co najmniej miliona złotych, jednak w trakcie licytacji wartość może
osiągnąć zawrotne kwoty. Wszystko przez to, że powstało zaledwie 100
egzemplarzy Z-102 (przez co na sprzedaż trafiają niezmiernie rzadko). To
niewiele, zważywszy, że producent planował roczną sprzedaż na poziomie 200
sztuk.
Fot. wikimedia.org |
Fot. toplowridersites.com |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz