Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

środa, 24 grudnia 2014

Wyścig na ¼ mili – BMW 750d xDrive


Pogodzić niemożliwe


BMW 750d xDrive łączy kilka sprzecznych rzeczy. Komfort, sportowe doznania, ogromną moc i zużycie paliwa samochodu o rozmiar mniejszego. Jak też zdążyliście zauważyć, nie jest to hybryda, a supernowoczesny turbodiesel. Czy to limuzyna marzeń?


Mówi się, że teatr nie jest rozrywką dla każdego, że należy się odpowiednio do niego ubrać, nie wspominając o zachowaniu, ale tego już chyba nie muszę nikomu przybliżać. Oczywiście to Teatr Narodowy jest swego rodzaju największą świątynią patrona Apollo, co oznacza, że do dziś, wybierając się na Królową Margot obowiązuje nas tam niepisany dresscode, wymagający do najmniej stroju wieczorowego.


Oczywiście zawsze można wybrać inny spektakl, w innym teatrze i raczej na pewno nie będziecie już zobowiązani do zakładania na siebie garnituru, bądź sukni wieczorowej, co nie oznacza, że można pojawić się tam w dresie. Wyglądałoby to tak głupio, jak dobranie do garnituru kolorowych Airmaxów.


Podobne dopasowanie może się wydawać równie bezsensowne, jeśli weźmiecie pod uwagę luksusową limuzynę i sportowe osiągi, a absolutnym szczytem tego jest BMW serii 7. Chyba nie muszę nikomu mówić, że samochody oznaczone biało-niebieską szachownicą są wręcz symbolami świetnego prowadzenia i bezkresnej radości z jazdy, ale te cechy w odniesieniu do limuzyny są tak potrzebne, jak spawaczowi umiejętności szydełkowania.


Najzabawniejsze przy tym wszystkim jest to, jak praktyka może zmienić oczekiwania. Z jednej strony mamy tu komfortową limuzynę z adaptacyjnym zawieszeniem, skórzaną tapicerką, która sięga prawie wszędzie tam, gdzie oko oraz czterostrefową klimatyzację, ale (przynajmniej testowy egzemplarz) auto nie jest do końca skierowane do kogoś, kto lubi podróżować na kanapie. I nie będę wypominać tutaj braku podgrzewanej i klimatyzowanej kanapy. Kto choć raz przejedzie się tym samochodem, nie będzie chciał wracać na tył.


Wszystko za sprawą pogodzenia ze sobą dwóch przeciwieństw. Z jednej strony jest meganowoczesny silnik o pojemności 3 litrów, który za pomocą trzech, powtarzam – trzech turbosprężarek osiąga gigantyczny, jak na turbodiesla współczynnik „wyciśnięcia” koni mechanicznych z każdego litra pojemności skokowej. Ten wynik to 127 i pozwala postawić 750d xDrive-a w szeregu razem z Ferrari 458 Italia, Porsche 911 GT3, czy Jaguarem F-Type V6S. Ten samochód jest tak szybki, że nawet dość spora masa, zdrowo przekraczająca 1800 kilogramów nie przeszkadza w rozpędzeniu się do 100 km/h w mniej, niż 5 sekund, zaś prędkość maksymalna, tradycyjnie już została zablokowana przy 250 km/h.


Z drugiej strony to wciąż rozpieszczająca pasażerów limuzyna, której staranności wybierania nierówności nie można nic zarzucić, jednocześnie też oferując właściwie niekończące się rezerwy przyczepności. Co więcej, dość konserwatywnie wyglądające wnętrze sprawia, że atmosfera, jaka panuje wewnątrz uspokaja. Na tyle, że chętnie włączacie tryb jazdy Comfort+ i odpływacie w bezkresie spokoju. Co więcej, owe wyciszenie nie tylko wynika z wygody, jaką dostarcza „siódemka”, ale i ze wspomnianego bezkresu pokładów mocy i niutonometrów.


To samochód, w którym faktycznie się nie męczysz, bo też nie ma tu absolutnie niczego, co miałoby wywołać choćby odrobiny zdenerwowania. Nawet zużycie paliwa sprawi, że będziesz czuć się spokojnie. Czy kiedykolwiek wyobrażałeś sobie, że 380 konna limuzyna jest w stanie zadowolić się zużyciem paliwa na poziomie 8.8 litra na 100 km? Co więcej, nie jest to wynik uzyskany podczas głaskania pedału gazu w trybie Eco Pro, a przy normalnej jeździe, gdzie zdarzało się jechać ze stałą prędkością  150 km/h. W mieście spalanie rośnie do mniej więcej 10.5 l/100 km. Czasami trudno takie wyniki osiągnąć w samochodzie o dwa razy mniejszej mocy! Wróćmy jednak do wnętrza 750d. Wspominałem na początku akapitu, że nic nie jest w stanie wprawić kierowcę, czy pasażera w zdenerwowanie. Naturalnie tyczy się to również ergonomii przełączników – wszystko jest umieszczone i zgrupowane bardzo logicznie. Nawet system iDrive nie sprawia najmniejszego problemu, a wszystko to służy komfortowi przemierzania kolejnych kilometrów.


Wszystko to obudowano blachami nadającymi nadwoziu możliwie jak najbardziej konserwatywny wygląd, przy czym nie omieszkano się trzymać sztandarowej dewizy projektantów z Monachium, dotyczącej zachowania odpowiednich proporcji nadwozia. Dzięki temu możecie podziwiać bezkreśnie długą maskę, kończącą się dużymi i nowoczesnymi reflektorami wykonanymi w technologii LED. Co ciekawe, wyglądają one jak najzwyklejsze w świecie reflektory, przynajmniej do momentu nastania zmierzchu. Wtedy to „ringi” odpowiadające za oświetlenie dzienne zaczynają pełnić funkcję świateł mijania, dając przy tym niezwykle białą plamę światła.


Między reflektorami znajdziecie chyba największe nerki, jakie znalazły się w produkcyjnym BMW od czasów modelu 502 V8 (1954 r.). Są one również integralną częścią zadziornie podciętego spoilerami zderzaka, który dostępny jest w pakiecie M. Tylna część samochodu prezentuje się najbardziej szlachetnie. Duże, LED-owe światła uformowano na kształt litery „L” i spięto są ze sobą chromowaną listwą, skrywającą światła cofania. W zderzak zaś wkomponowano dwie końcówki układu wydechowego, które dosadnie informują wyprzedzonych, że szkoda zachodu na dogonienie tego samochodu. „To BMW jest dla ciebie za szybkie. Odpuść sobie gonitwę”.


Całość osadzona jest na pięknych, szprychowych felgach, wzorowanych na swego czasu bardzo popularnych BBS-ach, które były dostępne, jako oficjalna opcja. Co prawda rozmiar nie robi wrażenia, gdyż przepastne nadkola są w stanie ukryć dużo większy, niż 19 calowy komplet. Na przykład producent oferuje dość bogaty wybór felg 20 calowych, a cała masa firm tuningowych jest w stanie osadzić samochód na większych o 2 cale obręczach, jednak odbije się to na komforcie podróżowania i drastycznie zwiększy ryzyko zniszczenia nie tylko opon, ale i samych felg.


Na zakończenie dodam, że BMW 750d xDrive, to rewelacyjne połączenie dwóch odmiennych światów – komfortu i sportowego zacięcia, przy czym z tego drugiego będziecie korzystać raczej sporadycznie. Mogę zagwarantować, że poczujecie się tutaj jak u siebie w domu, delektując się rozleniwiającą atmosferą. Nie jest to może do końca godny rywal dla Mercedesa klasy S, ale to tylko dlatego, że gwiazda ze Stuttgartu jest konstrukcyjnie dużo młodszym samochodem, a premiera nowej serii 7 zapowiadana jest na nadchodzący rok.


Jeśli nie chcecie czekać, a nieszczególnie robi Wam różnicę, której generacji „siódemką” będziecie podróżować, to przygotujcie minimum 449 600 zł. Tyle bowiem kosztuje topowa wersja z silnikiem wysokoprężnym i napędem na wszystkie koła. Prezentowany model jest droższy o kolejne 86 300 zł i jest doposażona o m. in. ogrzewanie kierownicy, podgrzewane i klimatyzowane fotele, 4 strefową klimatyzację, zestaw HiFi Harman Kardon, Pakiet M Sport Edition, czy Pakiet Innowacji, zawierający np. wyświetlacz Head-Up.

















Fot. Marcin Koński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz