![]() |
Fot. auto-blog.pl |

Dlatego
też tak bardzo zafascynowali się prędkością i przyspieszeniem. Tam nawet
popularne pick-up-y rozpędzają się do 60 mil na godzinę (96 km/h) w około 6-8
sekund. Wyobrażacie to sobie? U nas wrażenie robi samochód, który setkę osiąga
dopiero po 10 sekundach, a tam zwyczajna ciężarówka spod świateł zmiotłaby go w
pył. A co powiedzielibyście na drogową płaszczę w wersji coupe, bądź roadster,
która 100 km/h osiąga w... 1,5 sekundy?
Mowa o
raczej niedoszłym projekcie Amerykanów, w którego wplątano nawet NASA. Auto
jest płaskie jak naleśnik, ma bardzo okazałe błotniki, solidnych rozmiarów
wloty powietrza i trójkątne tylne światła. Z której strony by nie spojrzeć, to
z pewnością zrobiłby piorunujące wrażenie. W środku – abolutny minimalizm.
Kilka otworów wentylacyjnych, wyświetlacz, parę zegarów i bardzo mocno
spłaszczona u dołu kierownica.
Ogólnie
wnętrze musi spełniać dwa założenia – fotele muszą być bardzo wygodne, a
kierownica ma nie dawać się puścić z rąk. Dlaczego? Tu dopiero Dagger zrobi na
Was wrażenie. Pod maską ważącego nieco ponad 900 kg samochodu zamontowano
silnik V8 z układem Twin Turbo. O pojemności (uwaga) 9,4 litra i mocy (uwaga!)
2000 KM! Jak już wspomniałem pierwsze 100 km/h pada łupem po 1,5 sekundy, zaś prędkość
maksymalna teoretycznie wynosi ponad 480 km/h. Jeśli szczęki nie opadły Wam
wystarczająco nisko, to dodam jeszcze, że torową wersję ma ciągnąć zaprzęg
bogatszy o kolejnych 500 koni. To drogowy odpowiednik poczwórnego Bypass
Burgera.
Trzy
lata temu auto miało bić rekord prędkości ustanowiony przez Bugatti Veyrona
Super Sport. W tym samym czasie Dagger GT miał trafić na rynek, gdzie kosztowałby
od mniej więcej 1 515 000 złotych. Jak na potwora kpiącego z Veyrona, to bezczelnie
śmiesznie niska cena.
![]() |
Fot. performancedrive.com.au |
![]() |
Fot. sub5zero.com |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz