Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

piątek, 17 października 2014

Szybkie i nieznane: Pegaso Z-102

Fot. pueche.com

W czasach panowania na Półwyspie Iberyjskim Hispano Suizy i raczkowania bardziej plebejskiego SEAT-a, istniał producent samochodów sportowych, którego nazwa była zainspirowana chyba jednym z najbardziej fascynujących stworów wymyślonych przez człowieka – pegazem. Marka Pegaso została założona zaraz po wojnie, w 1946 roku. 6 lat później zaprezentowano sportowy model Z-102.

Ten samochód powstał w czasach, kiedy karoserie nie zostały jeszcze na stałe przypisane do auta. Oczywiście można było zamówić standardowy samochód, ale istniała też możliwość odebrania od producenta samego podwozia z silnikiem i powierzenia dalszych prac nad autem w jednym z wielu biur projektowych. Jesteście ciekawi kto przyłożył ołówek do projektu Pegaso? Carozzeria Touring, czy Saoutchik. Tak czy siak auto było swego czasu tym, czym do niedawna był jeszcze Bugatti Veyron – najdroższym, najbardziej zaawansowanym technicznie i najszybszym autem swoich czasów. Pegaso było tak niezwykłe, że nawet ponoć sam Ferrari zabrał głos krytyki w kierunku hiszpańskiego auta, które jego zdaniem zbyt mocno izolowało mózg od wstrząsów.

Najciekawsze jest w tym wszystkim to, że podobnie jak Lamborghini, Pegaso również zajmowało się w przeszłości wytwarzaniem zgoła odmiennych pojazdów. Jak dobrze pamiętacie, producent z Sant’Agata Bolognese do dnia dzisiejszego produkuje również traktory. Pegaso zajmowało się zaś ciężarówkami.

Jako, że powstało kilka odmian P-102, przedstawię Wam najbardziej klasyczną – z pionową atrapą chłodnicy, długą maską, przetłoczeniami wychodzącymi z nadkoli i drzwiami otwieranymi pod wiatr. Auto szybko kończyło się za tylnymi oknami, mocno opadając z linią bagażnika.

Pod względem technicznym samochód zaskakiwał jeszcze mocniej. Największe silniki miały pojemność 3,2 litra i dzięki zamontowanemu kompresorowi były w stanie rozwinąć nawet 360 KM, dzięki czemu przyspieszenie do 100 km/h znacznie spadało poniżej umownych 7 sekund, zaś prędkość maksymalna oscylowała w granicach 260 km/h. Ciekawostką było to, że dla lepszego rozłożenia masy, zastosowano układ trans axle, cofając skrzynię biegów aż za tylny dyferencjał. Samo zawieszenie odpowiedzialne za „izolowanie mózgu od wstrząsów” również było bardzo futurystycznym – jak na owe czasy – rozwiązaniem de Dion.

Jak na klasyczny samochód z lat 50, auto nie jest astronomicznie drogie. Ceny rozpoczynają się od co najmniej miliona złotych, jednak w trakcie licytacji wartość może osiągnąć zawrotne kwoty. Wszystko przez to, że powstało zaledwie 100 egzemplarzy Z-102 (przez co na sprzedaż trafiają niezmiernie rzadko). To niewiele, zważywszy, że producent planował roczną sprzedaż na poziomie 200 sztuk.

Fot. wikimedia.org
Fot. toplowridersites.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz