Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

piątek, 22 sierpnia 2014

Szybkie i nieznane: Vandenbrink GTO

Fot. seriouswheels.com

Zawsze kiedy temat rozmów ze znajomymi przechodził na samochody Ferrari, wszyscy zgodnie mówili, że model 250 GTO był najładniejszym pojazdem nie tylko wśród aut Cavallino Rampante, ale był też „naj” w ogóle. Ciężko się z tym nie zgodzić, bo jeśli zamknęlibyście oczy i próbowali wyobrazić sobie swój samochód marzeń, to wyglądałby mniej więcej tak jak on – długa maska, łagodnie opadająca linia dachu kończąca się całkiem pokaźnym spoilerem. Naturalnie jako, że jest to auto sportowe, musi mieć skrzela na błotnikach i wielkie aluminiowe felgi.

A że wszyscy kochamy retro, to chcemy mieć samochód nawiązujący do czasów, w których nie było jeszcze nas na świecie uzasadniając to, że wtedy było lepiej. Niezupełnie, jednak samochody powstawały fenomenalne. Najlepsze przy tym wszystkim jest to, że wszystkie miały charakter, który nie był tępiony ekonaciskami. Bolid po prostu musiał być szybki, więc dostawał solidny silnik i w drogę.

Efektem końcowym naszego wyimaginowanego dzieła byłby z całą pewnością ten samochód. To Vandenbrick GTO – auto, które wygląda zupełnie jak historyczne Ferrari 250GTO. Z tą różnicą, że prezentuje się odrobinę współcześniej. Zachowały się wszystkie detale świadczące o wyjątkowości samochodu – długa maska z trzema wlotami powietrza, owalna atrapa chłodnicy, opadająca linia dachu, czy rządek tylnych świateł.

Wszystko jednak zostało odpowiednio powiększone, tak by auto było dostosowane bo współczesności. A GTO ma ku temu solidną bazę, bo płyta podłogowa pochodzi z modelu 599 GTB, tak samo jak przekładnia i jeden z silników. Tak, jeden, bo w ofercie przygotowane są dwa warianty. Pierwszy, 6 litrowy również pochodzi z 599, ma tę samą moc i pozwala na rozwinięcie 100 km/h w 3,6 sekundy, zaś prędkość maksymalna wynosi ok. 330 km/h.

Jest jeszcze mocniejsza wersja. 6,3 litra pojemności, 750 KM mocy, które katapultują 1,5 tonową rzeźbę do 100 km/h w 3,4 sekundy i pozwala na przemieszczanie się jej z prędkością 350 km/h. Pomyśleć, że oryginałowi wystarczało niespełna 280 km/h, by pozostać najszybszym na świecie. Vandenbrink nawet w mocniejszej wersji pozostaje zaledwie jednym z wielu, których stać na ten wyczyn.

Wyczynem można też nazwać sam zakup auta, bo trzeba było przygotować co najmniej 3 899 940 złotych za tańszą wersję. Droższa wersja to już koszt – uwaga – 5 513 344 zł (plus podatki). Przy takiej cenie tylko jedna rzecz kłuje w oczy. Brak skaczącego konia na żółtym tle.

Fot. hdw.eweb4.com
Fot. avtorinok.ru
Fot. seriouswheels.com
Fot. michielvandenbrink.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz