Fot. seriouswheels.com |
Zawsze
kiedy temat rozmów ze znajomymi przechodził na samochody Ferrari, wszyscy
zgodnie mówili, że model 250 GTO był najładniejszym pojazdem nie tylko wśród
aut Cavallino Rampante, ale był też „naj” w ogóle. Ciężko się z tym nie
zgodzić, bo jeśli zamknęlibyście oczy i próbowali wyobrazić sobie swój samochód
marzeń, to wyglądałby mniej więcej tak jak on – długa maska, łagodnie opadająca
linia dachu kończąca się całkiem pokaźnym spoilerem. Naturalnie jako, że jest
to auto sportowe, musi mieć skrzela na błotnikach i wielkie aluminiowe felgi.
A że
wszyscy kochamy retro, to chcemy mieć samochód nawiązujący do czasów, w których
nie było jeszcze nas na świecie uzasadniając to, że wtedy było lepiej.
Niezupełnie, jednak samochody powstawały fenomenalne. Najlepsze przy tym
wszystkim jest to, że wszystkie miały charakter, który nie był tępiony ekonaciskami.
Bolid po prostu musiał być szybki, więc dostawał solidny silnik i w drogę.
Efektem
końcowym naszego wyimaginowanego dzieła byłby z całą pewnością ten samochód. To
Vandenbrick GTO – auto, które wygląda zupełnie jak historyczne Ferrari 250GTO. Z
tą różnicą, że prezentuje się odrobinę współcześniej. Zachowały się wszystkie
detale świadczące o wyjątkowości samochodu – długa maska z trzema wlotami
powietrza, owalna atrapa chłodnicy, opadająca linia dachu, czy rządek tylnych
świateł.
Wszystko
jednak zostało odpowiednio powiększone, tak by auto było dostosowane bo współczesności.
A GTO ma ku temu solidną bazę, bo płyta podłogowa pochodzi z modelu 599 GTB,
tak samo jak przekładnia i jeden z silników. Tak, jeden, bo w ofercie
przygotowane są dwa warianty. Pierwszy, 6 litrowy również pochodzi z 599, ma tę
samą moc i pozwala na rozwinięcie 100 km/h w 3,6 sekundy, zaś prędkość
maksymalna wynosi ok. 330 km/h.
Jest
jeszcze mocniejsza wersja. 6,3 litra pojemności, 750 KM mocy, które katapultują
1,5 tonową rzeźbę do 100 km/h w 3,4 sekundy i pozwala na przemieszczanie się
jej z prędkością 350 km/h. Pomyśleć, że oryginałowi wystarczało niespełna 280
km/h, by pozostać najszybszym na świecie. Vandenbrink nawet w mocniejszej
wersji pozostaje zaledwie jednym z wielu, których stać na ten wyczyn.
Wyczynem
można też nazwać sam zakup auta, bo trzeba było przygotować co najmniej 3 899 940
złotych za tańszą wersję. Droższa wersja to już koszt – uwaga – 5 513 344
zł (plus podatki). Przy takiej cenie tylko jedna rzecz kłuje w oczy. Brak
skaczącego konia na żółtym tle.
Fot. hdw.eweb4.com |
Fot. avtorinok.ru |
Fot. seriouswheels.com |
Fot. michielvandenbrink.com |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz