Nie
wiem, czy liczyliście, ale według mojej analizy, to już sto jedenasty piątek, w
który serwuję Wam porcję wiadomości na temat szybkich (to na pewno) i mało
popularnych (choć nie zawsze starych) samochodów. Pewnie nie byłoby w tym nic
dziwnego, gdyby nie fakt, że do tej pory w cyklu nie pojawił się żaden Aston
Martin. A przecież producent z Gaydon ma w portfolio trochę więcej projektów,
niż modele DB9, DB7, legendarny DB5 czy nawet Lagondy.
I tym
oto odkryciem przechodzę do dzisiejszego bohatera, którym jest Aston Martin
DBSC. Jak widzicie na zdjęciach, DBS nie tylko obecnie był flagowym modelem
Brytyjczyków, ale i blisko pół wieku temu. Wtedy to samochód z założenia miał
być następcą modelu DB6, jednak zarówno ten model, jak i DBS były produkowane
równolegle przez 3 lata. Pod względem technicznym te dwa auta nie różniły się
właściwie wcale. Prawdę powiedziawszy model DB6 był nawet nieznacznie
mocniejszy od swojego rzekomego następcy, aż do momentu zaprezentowania mocniejszej
odmiany z silnikiem V8, który produkuje 320 KM.
Historia
modelu DBSC sięga trochę wcześniej, bo auto powstało zanim jeszcze DBS wyjechał
z fabryki. Jak już wcześniej wspomniałem Brytyjczycy intensywnie myśleli nad
zastąpieniem DB6 godnym następcą. Dlatego też mając w pamięci piękny model DB4
projektu Carrozzeria Touring (dokładnie tego samego, jak w przypadku
ubiegłotygodniowego Lamborghini 400GT Flying Star II) inżynierowie
postanowi drugi raz powierzyć nadwozie włoskim rzemieślnikom.
Zamówiono
więc dwa prototypy wysyłając skrócone podwozia Astonów DB6. Te zostały
zmodyfikowane, zaś silniki umiejscowiono 10 centymetrów dalej. Wprowadzono
również poprawki zawieszenia i samej jednostki napędowej, która została
„pokręcona” do 365 KM. Sama karoseria była bardzo lekka, dzięki konstrukcji
stalowych rur, na które osadzano panele nadwozia. Dzięki temu DBSC było lżejsze
od BD6 o aż 400 kg!
To, co
najmniej podoba mi się z zewnątrz, to spłaszczony grill, który ma w sobie za
mało Astona Martina. Właściwie to nie ma w sobie nic. Z tył samochód nie
przypomina zupełnie niczego, co wcześniej wyjechało z Gaydon. Łagodnie
opadająca tylna szyba spotyka się przetłoczeniem zaczynającym się od drzwi i
łączy się na tylnej klapie. Potem nadwozie schodzi ostro w dół. Może i mało
włosko to wygląda, jednak jest tu pewien element zdradzający pochodzenie
nadwozia – okrągłe reflektory.
Powróćmy
jednak do silnika, a właściwie do tego, co potrafi zrobić z ciałem odchudzonym
o 400 kg. 365 KM rozpędza to auto do 240 km/h. Gnanie 240 km/h Astonem DBSC nie
będzie jednak łatwym zadaniem, bo auto występuje w tylko jednym egzemplarzu,
który 5 lat temu na aukcji osiągnął cenę ponad 320 tysięcy funtów (czyli 1,6
mln zł).
Fot. Aston Martin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz