Indywidualista
Decydując się na Hyundaia Velostera Turbo, dołączacie do elitarnego grona czterech
właścicieli tych aut w Polsce. To nie jedyna zaleta, bo samochód potrafi się też
wyróżnić nietypowym lakierem, układem drzwi i dość egzotycznym, jak na Hyundaia
silnikiem z turbo. Dlaczego więc auto stało się handlową porażką producenta?
Odpowiedź znajdziecie kilka akapitów niżej.
Ile
razy po jakiejś porażce, albo życiowym zawodzie mieliście ochotę wynieść się z
Waszego miejsca egzystencji i przenieść się gdzieś, gdzie moglibyście wszystko
zacząć od nowa? Na pewno przynajmniej kilka. Wszystko przez amerykańskie filmy,
w których główny bohater, po – najczęściej – silnym tąpnięciu emocjonalnym
decyduje się na przeniesienie się w jakieś inne miejsce, by móc zapomnieć o
swojej porażce i zacząć wszystko od początku. Jedni pomyślą, że taki bilet w
jedną stronę jest oznaką słabości. I może trochę jest w tym racji, aczkolwiek
po co człowiek ma żyć z takim ciężarem, kiedy dzień w dzień musi oglądać ludzi
i miejsca, które już nie kojarzą się tak dobrze jak kiedyś?
Szczerze
powiedziawszy też naszła mnie ta myśl, ale nie z powodu jakiejś porażki. Mój
problem był trochę inny, ponieważ wyjście z tylnej kanapy Hyundaia Velostera
Tubo wcale nie należy do przyjemności. W sumie dużo bardziej wolałbym być
przeciśnięty przez wyżymaczkę. Już sam pomysł, by z auto miało dwoje drzwi z
prawej strony wydaje się być głupi. Przede wszystkim dlatego, że tych
śmiesznych wrót nie da się zaprojektować tak, by można było przez nie wygodnie
wejść. Dlatego też zastanawiam się co też musieli zażyć projektanci i dlaczego
aż tak dużo, że wpadli na tak absurdalny pomysł. Bardziej logicznym byłoby
zrezygnowanie ze środkowego słupka i zrobienie małych drzwi otwieranych pod
wiatr, tyle, że ktoś wcześniej już taki pomysł miał. Była to Mazda RX-8, która
pod względem łatwości wsiadania na tylną kanapę zostawia Hyundaia daleko w
tyle. Dalej, niż stąd do Seulu.
Tym
bardziej zastanawia mnie fakt, po co Hyundai udziwnia tak bardzo to auto.
Przecież i bez tego, na ulicy bardzo mocno zwraca na siebie uwagę. Ogromna
atrapa chłodnicy przywodząca trochę na myśl Audi, światła z efektownie
wyglądającymi LED-ami, centralnie umieszczone dwie końcówki wydechu, czy matowy
lakier mocno podkreślający wszelkie przetłoczenia prezentują się bardzo
efektownie. Odrobiny efekciarstwa dodaje tylko maska z atrapami wylotów
powietrza – dobrze wygląda, póki ktoś nie zorientuje się, że owe kratki
przykrywają blachę.
Wracam
do środka. Poza całkiem wygodnymi fotelami nie widzę tu jednak zbyt wiele
rzeczy, na których zawiesiłbym oko. Panel klimatyzacji wygląda przeciętnie i
nie jest intuicyjny. Plastiki są raczej równie nijakiej jakości, co można
usłyszeć chwytając za uchwyty drzwi, a zegary praktycznie niczym nie różnią się
od tych w i30. Starter na konsoli centralnej, aluminiowe nakładki na pedały i
napis Turbo na fotelach to jeszcze trochę mało, jak na sportowego mieszczucha,
który zapragnął być jeszcze szybszy.
To
właśnie dlatego dobrze znany silnik 1.6 GDi został doposażony w turbosprężarkę,
czego efektem jest podniesienie mocy o 51 KM. Nie oznacza to, że o Velosterze
można myśleć, jak o prawdziwie rasowym GTI, bo do tego nadal mu bardzo daleko.
To po prostu bardzo sprawnie jeżdżący hatchback, który lubi w mieście dość
sporo wypić. W zamian oferuje sprint do 100 km/h w 8.4 sekundy, a dalsze
rozpędzanie się zakończy się dopiero na wartości „214 km/h”. Powyżej wspomnianej
setki również może być ciekawie. Szczerze zaskoczony byłem tym, jak sprawnie
Veloster Turbo potrafi kłaść wskazówkę prędkościomierza. I jakby tego było
mało, w zakrętach również może być ciekawie. Auto pokonuje je bardzo pewnie,
jednak cały czas w moim mniemaniu jest zbyt miękkie. Co jak co, ale w tym
samochodzie Hyundai mógłby odstawić na bok swoją politykę robienia
„komfortowych samochodów dla Europejczyków”. Takich sportowych hatchbacków my
nie lubimy!
I w
ostatecznym rozrachunku mam lekki dylemat. Jako hot hatch Veloster Turbo nie jest warty uwagi. Jako „Warm hatch” już tak, aczkolwiek cena prawie 108
tysięcy złotych była irracjonalnie wysoka (Velostera Tubo już nie kupicie w
Polsce). Zobaczmy, co można nabyć za te pieniądze. 220 konny Volkswagen Golf
GTI to wydatek tylko o 790 zł wyższy. Nie chcecie wydawać na 180 KM aż takich
pieniędzy? Z pomocą przyjdzie Opel z Astrą Sport, która takie stado „opchnie”
Wam za 92 950 zł.
To
jeszcze nie koniec. Jeśli szukacie czegoś mocniejszego, to za pieniądze
przeznaczone na Velostera będziecie mogli poważnie pozastawiać się co wziąć.
Citroen DS4 1.6 THP o mocy 200 KM kosztuje od 104 tysięcy zł, zaś Kia Pro cee’d
GT z takim samym tabunem koni będzie Wasz za niespełna 87 tysięcy. Mało? A co
powiecie na Forda Focusa ST z 2 litrowym silnikiem o mocy 250 KM? Jeśli
będziecie mieli przygotowane 107 900 zł na Velostera Turbo i zechcecie
zaczepić o salon Forda, to wyjedziecie z niego z zaoszczędzonym w kieszeni
Kazimierzem Wielkim.
Nie
powiedziałem jeszcze ostatniego słowa. Jeśli nic Was nie przekonało, to Renault
ma Megane Sport z 220 konnym silnikiem za uwaga... 88 550 zł. Na tym też
nie koniec, bo za jakieś 1 500 zł mniej od Velostera będziecie mogli
rozważyć też 265 konną wersję, szerzej znaną jako „RS”. Znacie jakiś powód, dla
którego warto zrezygnować z tych wszystkich aut i kupić Velostera Turbo? Ja
nie.
Fot. Marcin Koński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz