Fot. startwin.com |
W końcu
zdecydowano się nazwać pojazd w taki sposób, by osoby z wadą wymowy mogły bez
problemu wymówić czym jeżdżą. Faktem jest to, że jak powiedzą, czym się
poruszają, to każdy sobie pomyśli, że pomyka po mieście rowerem. Zdziwienie
ogarnie dopiero wtedy, kiedy spodziewający się roweru zobaczą takiego oto
dziwaka.
Mikrus
ma obły krótki pysk, wielką przednią szybę, za nią jeden fotel. Oczywiście jak
na dziwaka przystało, auto nie ma drzwi, zaś z tyłu po środku sterczy ogromne
koło. F-20 ma dużo więcej powiązań z motocyklem. Naturalnie silnik, to
konstrukcja również przeniesiona z jednośladu i jak wynika z moich dogłębnych
badań, pochodzi z asortymentów Kawasaki, której pojemność 1 litra odpowiada 145
koniom mechanicznym mocy. Sekwencyjna przekładnia o 5 biegach jest tylko lekką
przeróbką tego, co można spotkać w każdego rodzaju jednośladach, z tą różnicą,
że tu przełożenia zmienia się dźwignią.
Największe
wrażenie robi jednak masa, gdyż ta wynosi równo 360 kg i jeśli narzekaliście na
145 KM mocy, to tu Was usatysfakcjonuję. Przelicznik mocy na jedną tonę masy
wynosi 403 KM, a to może sugerować piorunujące osiągi. I tak też jest, bo Lovel
F-20 pod względem przyspieszenia 0-100 km/h może równać się z Ferrari Enzo. W
obu autach bowiem do osiągnięcia trzycyfrowej prędkości potrzeba zaledwie 3,5
sekundy. Prędkość maksymalna? 240 km/h – to zupełnie wystarcza zarówno na
drogi, jak i na tor, gdzie dziwak bez problemu spierze tyłki dużo mocniejszym
rywalom.
Fot. startwin.com |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz