Grzmiący chuligan
Groźnie brzmiące odgłosy słychać na długo przed tym, zanim auto zjawi
się na horyzoncie. Pojawia się znienacka i atakuje gradobiciem strzałów z
wydechu nie tylko kierowcę, ale wszystkich w koło. Mercedes C63 AMG Edition 507
pokazuje, co potrafiłyby Muscle cary, gdyby powstawały za naszą zachodnią
granicą.
Pomówmy
tym razem o burzach. Na pewno są wśród Was osoby, które boją się tego zjawiska,
inne na pewno zaprzeczą temu, choć na widok nadciągającej grzmiącej,
ciemno-granatowej chmury nogi zaczynają mięknąć i kierować się do najbliższego
schronienia. Inni zaś na ten sam sygnał wyciągają kamery i aparaty w
oczekiwaniu na piorunujące zdobycze błyskawic przeszywających niebo, bądź
uderzających w ziemię, albo inny obiekt.
Ja
chyba zaliczyłbym się częściowo w drugiej i trzeciej grupie. Przede wszystkim
dlatego, że kilka razy przeżyłem dość bliskie spotkanie z piorunem. Raz uderzył
za plecami, mniej więcej 20 metrów ode mnie – w tym czasie o mało nie połknąłem
kubka z napojem. Innym razem biały niszczyciel uderzył parę razy w sąsiedztwie
mojego domu. Raz spalił połowę elektroniki, następnym razem (dosłownie kilka
dni po poprzednim zdarzeniu) zniszczeniu uległ router (drugi w ciągu tygodnia),
choć wcale nie był podłączony do prądu. Takie doświadczenia odcisnęły we mnie
piętno ciarek na placach, które prawie zawsze mimowolnie robią się, przy
grzmocie dochodzącym gdzieś z bliska.
Tak
samo włosy zjeżyły mi się, kiedy pierwszy raz usłyszałem w garażu uruchamiane,
6,2 litrowe monstrum, ukryte pod maską Mercedesa C63 AMG. Nie jest to jednak
„zwykłe” C63 AMG o mocy 457 KM. To ma w sobie trochę prezentów od ekstremalnego
SLS-a – kute tłoki i korbowody, oraz lżejszy wał korbowy, przez co auto zyskało
dodatkowe 50 KM. Przyrost momentu obrotowego nie jest już tak spektakularny,
jednak kolejne 10 Nm do standardowych 600 pozwala bez najmniejszego wysiłku
zamienić tylne opony w długopisy do zostawiania autografów na asfaltowym
arkuszu.
To nie
jedyne zmiany. Dodatkowa moc wymaga solidniejszego układu hamulcowego, dlatego
też felgi ukrywają nawiercane tarcze hamulcowe z 6-cio tłoczkowymi z przodu i
4-ro tłoczkowymi zaciskami z tyłu. Nie po tym jednak rozpoznacie wersję
„Edition 507”. Samochód ma kierownicę pokrytą alcantarą, maskę pożyczoną z
wersji Black Series, nowe aluminiowe felgi i czarny pas ciągnący się przez dół
nadwozia. Mam wrażenie, że nie jest on tu bez przyczyny i przy gwałtownym
przyspieszeniu, C63 – jak przystało na właściciela stopnia mistrzowskiego –
boleśnie kopnie mnie w plecy.
Tak
też się stało. Gdybym prowadził samochód na stojąco, z pewnością ten biały
chuligan swoim kopniakiem przybliżyłby mi strukturę materiałowych dywaników. W
sumie mocy do takich aktów ma aż nadto, bo na prostej przy odkręconym do końca
kurkowi z gazem, auto przy wtórze ryczącej V8 majestatycznie buja biodrami na
boki. W tym wypadku raczej nie ma co liczyć na sprint do 100 km/h w nieco ponad
4 sekundy, jednak jeśli pod kołami macie ciepły i suchy asfalt i uruchomicie
magiczną procedurę Launch Control, gwarantuję Wam, że będziecie mocno trzymać
się kierownicy, a 4,2 sekundy później na liczniku pojawi się trzycyfrowa
wartość.
Później
i tak możecie się trochę zdziwić, kiedy zobaczycie jak Mercedes gładko mija
kreskę oznaczającą „250 km/h”, mocno zbliża się do „260”. Tę też przekracza nie
robiąc sobie z tego osiągnięcia zbyt wiele, by spocząć dopiero przy numerze
„280”. Możecie mówić, że prosta to prawdziwe terytorium C63, jednak moim
zdaniem prawdziwym rewirem dla tego jegomościa są zakręty. I im ciaśniejsze,
tym lepsze. Wtedy kierownica właściwie nie służy do skręcania, a wskazania
kierunku zwrotu Mercedesa. Resztę roboty wykonuje się prawą stopą, gdyż to
właściwie chora na ADHD tylna oś odpowiada za kierowanie auta.
Jeśli
tego nigdy wcześniej nie robiłeś tak mocnym autem, pozostaw kontrolę trakcji na
trybie sportowym. W innym wypadku C63 pokaże ci, kto tu nad kim ma kontrolę, sprawdzając
wytrzymałość żołądka na szybkość wykonywanych piruetów. To absolutnie wściekła
maszyna – ryczy, strzela, rwie się w każdą możliwą stronę i grzmi groźniej, niż
najgorsza burza, jaką kiedykolwiek doświadczyłeś. Mógłbym nawet założyć się, że
jeśli wyjechałbym nim na miasto, straszyłby małe dzieci, zwierzęta i wprawiałby
w drgania szyby w mijanych budynkach. I za to właściwie uwielbiam AMG – to
najlepsze muscle cary, jakie wydała na świat Europa.
Jeśli
chcecie przygarnąć pod swój dach to groźnie brzmiące, szalone zwierzę, które
czasami ma ogromny apetyt na swoje opony, musicie się pospieszyć – ciężko
powiedzieć jak długo C Coupe pozostanie w ofercie producenta, a z całą
pewnością wolnossący, 6,2 litrowy mięsień przejdzie do historii razem z tą
generacją. Wystarczy, że macie do dyspozycji przynajmniej 416 tysięcy złotych,
jednak jeśli chcielibyście, by w garażu stał identyczny samochód, jak na
zdjęciach, musicie przygotować już blisko 470 tysięcy złotych. W zamian
otrzymacie powiew luksusu w postaci np. elektrycznie regulowanych foteli,
inteligentnych reflektorów bi-ksenonowych i skórzanej tapicerki.
Fot. Marcin Koński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz