Samochód z dubbingiem
Czesi kochają podkładać głosy do tego stopnia, że postanowili zagadać po
swojemu nawet silnik Skody Octavii RS. A żeby było ciekawiej, z głośników nie płynie
gang podobny do żadnego tradycyjnego 2 litrowego motoru.
Wyobraźcie
sobie taką sytuacje, że wybieracie się do kina na jakiś film, który wyświetlany
jest w kilku wersjach. Macie do wyboru dubbing, napisy i lektora. Mógłbym się
założyć, że spora część z Was wolałaby zdecydować się na film z napisami (i tu
przybiłbym Wam piątkę, bo też preferuję oryginalne głosy aktorów). Jest pełno
dubbingowanych obrazów, w których np. ośmiolatek ma podłożony głos przez
piętnastolatka z problemem odkładającej się w czasie mutacji. I tak najwięcej
zdziwienia wzbudza dopasowywanie głosów do postaci – cud, że jeszcze nie
zdarzyło się, aby kobieta podkładała dubbingowała mężczyznę i na odwrót.
Oczywiście
wersja z napisami gwarantuje przymusową naukę podzielności uwagi, bo kiedy
akcja zaczyna się dziać, to ciężko znaleźć chwilę, by przeczytać, co jest
napisane na dole ekranu. Lektor z kolei też nie jest idealnym rozwiązaniem,
choć my jesteśmy do niego przyzwyczajeni. W końcu od 20 lat mężczyzna podkłada
głos w tasiemcu „Moda na sukces”, gdzie kobiety również mają coś do
powiedzenia.
W ten
oto sposób przechodzę do czerwonego bohatera artykułu – Skody Octavii RS. Ta
też korzysta z lektora, choć nie jest nim motoryzacyjny odpowiednik Janusza
Szydłowskiego, czy Tomasza Knapika. Głos Skody podkłada – nie uwierzycie –
Subaru. Przynajmniej takie można odnieść wrażenie, po charakterystycznym
pomruku na niskich obrotach. Nie byłoby w tym jednak nic dziwnego, gdyby nie
fakt, iż sztucznie generowany bulgot brzmi lepiej, niż oryginalna orkiestra
grana przez prawdziwego boksera z 4 garami. Nie jest to sztuczka z układem
wydechowym, bo groźne dźwięki towarzyszące do mniej więcej 3 tysięcy obrotów na
minutę wywoływane są drganiami maski i szyby, które są słyszane tylko wewnątrz.
Tak więc nie próbujcie zrobić wrażenia na kimś stojącym obok auta, bo nic
specjalnego nie usłyszy, zaś wy wyjdziecie na głupków.
Sam
generator zamontowany jest pod maską, wprawiając ją i przednią szybę w
wibracje, które mają wzmocnić basowy klang RS-a. Zastanawia mnie tylko jedna
rzecz – jak to się może odbić na samochodzie, skoro po 4 tysiącach kilometrów
słychać było rezonans. Bez wątpienia takie rozwiązanie ma jedną bardzo ważną
zaletę. Zimą nie trzeba będzie odśnieżać maski. Wystarczy wybrać „Sport mode” i
nie przekraczać 2,5 tysiąca obrotów – Skoda sama się otrzepie z białej
pierzyny.
To nie
jest jednak największa zagadka, jaka trapiła mnie w czasie jazdy. Można też
odnieść wrażenie, że Octavia trochę się zagubiła, bo nie bardzo wie, czy chce
być czysto sportowym samochodem ze wszystkimi tego zaletami i wadami, czy
bardziej jej zależy na pozostaniu wygodnym i szybkim pożeraczem kilometrów na
autostradzie. W pierwszym przypadku warto byłoby pomyśleć o bardziej drapieżnym
i surowym designie, bez chromowanych trójkątnych końcówek wydechu i tempomatu z
radarem w wyposażeniu. W innym razie dobrze byłoby darować sobie syntezator
bulgotów, czy trochę zbyt spartańsko wyglądających (ale za to wygodnych)
foteli. Kompromis nigdy tutaj nie skończył się niczym dobrym.
Sam
silnik też ciężko określić mianem ekonomicznego, bo trudno ściąć wynik rzędu 13
litrów na 100 kilometrów, zwłaszcza, że syntezator kusi do obciążania silnika.
Ten jednak rwie przed siebie już od niemal samego dołu obrotów i nie odpuszcza
właściwie do samego końca skali. 220 KM zapożyczonych z Golfa GTI dba o to, by
Octavia mogła rozwinąć 248 km/h, zaś 350 Nm ma za zadanie (poza zmieleniem opon
w drobny mak) rozpędzić samochód do 100 km/h w mniej, niż 7 sekund. I
faktycznie to się Skodzie udaje, zwłaszcza dynamika na czwartym biegu od
wspomnianej „stówy” w górę – wskazówki prędkościomierza i obrotomierza wspinają
się bez najmniejszego zmęczenia, aż poza granicę kreski oddzielającej pierwszą
setkę od drugiej.
Nie
mniej zaskakuje to, że 19 calowe felgi w żadnym stopniu nie pogarszają komfortu
– Skoda jest wygodna nawet na dziurawych drogach, zaś na krętych odcinkach nie
trzeba obawiać się podsterowności (chyba, że rzeczywiście mocno przeholujecie z
prędkością). Odniosłem jednak wrażenie, że benzynowy RS, to zdecydowanie
bardziej autostradowy typ.
Podsumowując,
najbardziej sportowa z usportowionych Skód jest bardzo szybka, obszerna,
komfortowa i dość paliwożerna. Bez kontroli trakcji dość łatwo rozsmarować
opony na asfalcie, zaś generator dźwięków sprawia, że na niskich
obrotach Octavia brzmi bardziej jak stare, dobre Subaru, w przeciwieństwie do
modeli spod znaku plejad. Przy tym wszystkim cena wyjściowa na poziomie 105
tysięcy złotych wydaje się bardzo atrakcyjna, bo ciężko o auto klasy średniej
(ja już tam widzę Octavię) skrywające pod maską taki tabun rumaków. Jeśli
bardzo zależy Wam na syntezatorze, skórzanej tapicerce, nawigacji, 19 calowych
felgach i kilku innych dodatkach wzorem prezentowanego auta, musicie
przygotować już blisko 133 tysiące złotych. Nadal to jednak będą rozsądnie
wydane pieniądze. Resztę odłóżcie sobie na benzynę.
Fot. Łukasz Walas, Marcin Koński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz