Dogonić małego
Nowe MINI jest nie tylko mocniejsze i szybsze. W końcu doczekaliśmy się
takiego pazura, na jakiego to auto zasługiwało. Czy wszelkie zmiany są jednak
na korzyść najnowszego wcielenia sportowego mieszczucha?
Poprzednia generacja bardzo wysoko postawiła poprzeczkę nie tylko
rywalom, ale też przede wszystkim inżynierom projektującym nowe wcielenie MINI.
Sztywnego, bardzo szybkiego i niezwykle pewnego w prowadzeniu. Jeszcze rok temu
sporo słyszało się, że nowy model miał zerwać z kontynuacją stylu poprzedników
i klasycznego Mini, jednak chyba krytyczne głosy fanów ściągnęły na ziemię
stylistów myślących o niebieskich migdałach. W końcu ludzie chcą nowe MINI
tylko dlatego, że przypomina stare!
Pierwsze oficjalne zdjęcia pozwoliły odetchnąć z ulgą – samochód będzie
wyglądał jak poprzednik. Przy okazji jednak zaczęły pojawiać się głosy, że
styliści jednak postawią na swoim i zmienią coś, co było nienaruszalne, aż do
ostatniej serii MINI. Zegary z klasycznego miejsca po środku deski rozdzielczej
powędrowały przed kierowcę. Niby nic nowego, bo już wcześniej pojawiały się
wersje z prędkościomierzem w najbardziej klasycznym miejscu, jednak zawsze można
było pozostać go w bardziej odpowiednim dla MINI położeniu. Tutaj już nie
będzie takiej możliwości. No nic, czas uruchomić silnik przyciskiem na środku
konsoli centralnej i ruszyć przed siebie.
Długo nie trzeba czekać, by poznać prawdziwie diabelski charakterek
nowego MINI. Cooper S jest jak szalony psiak, który wszędzie musi wetknąć swój
mokry nos. 192 KM wyciśnięte z 2 litrowego silnika wręcz rozsadzają nadwozie ważące
1250 kilogramów, czego efektem jest przekroczenie 100 km/h w niespełna 7 sekund
i prędkość maksymalna na poziomie 235 km/h. Wynik wręcz imponujący zważywszy na
to, że siedzimy w aucie wielkości pchły. Jakbyście oniemieli z zachwytu na
widok tych cyferek, to przypomnę Wam, że MINI nie tyle słynie z świetnych
osiągów, co z prowadzenia na zakrętach.
Nowy model nie tylko sprawniej zmienia kierunek jazdy. Jest też jeszcze
pewniejsze w prowadzeniu przy jednocześnie zdecydowanej poprawie komfortu
jazdy. Oznacza to tyle, że plomby z zębów nie będą już wypadały, a dyski kręgosłupa
pozostaną na swoim miejscu podczas przedzierania się przez „kocie łby”. Jest
jeszcze jedna rzecz, za którą popadłem w tym aucie w stan uwielbienia – nowy
Cooper S wreszcie nauczył się strzelać z wydechu! Radio nie jest już Wam
potrzebne zupełnie do niczego.
A żeby nie było, że nowe MINI przypomina typowy serial z TVN-u, gdzie
albo jest dobrze, albo lepiej, to przygotujcie się na bardzo dużą dawkę
goryczy. Nie trzeba daleko szukać, bo pierwszą wadę znajdziecie na zanim na
dobre zaczniecie się przyglądać nadwoziu. Tak, dobrze myślicie. Wcześniejsze
wersje MINI prezentowały się zgrabnie właściwie z każdego ujęcia. Ten, pod
ogólnym zarysem klasyka nie jest w stanie uchronić Quasimodo z karykaturalnie przerośniętym
nosem, reflektorami i tylnych światłami.
By było jeszcze zabawniej, to dodam, że wlot powietrza na masce nie
pełni już żadnego zadania, gdyż jest zwyczajną atrapą. W środku poza
przeniesionym prędkościomierzem można doszukać się też wreszcie normalnie
wyglądających łopatek, jednak niestety w trybie sekwencyjnym szybkość zmiany
przełożeń trochę trwa, dlatego szybko zdecydowałem się powierzyć zmianę biegów
komputerowi.
A trochę szkoda, bo po samochodzie, który potrafi bardzo szybko jechać
zarówno na prostej, jak i w zakrętach powinno oczekiwać się porządnego trybu
sekwencyjnego, który dorówna temperamentem zawadiackiemu Cooperowi S.
Zwłaszcza, że sportowy automat wymaga dopłaty do podstawowych 101 tysięcy
złotych kolejnych 8,2 tysiąca. Chcecie wyposażyć samochód w to, co miał testowy
model? Przygotujcie się na ostrą jazdę z udziałem następnych 25 tysięcy, za
które kupicie m. in. wielofunkcyjną kierownicę, nawigację, 2 strefową
klimatyzację, czy światła adaptacyjne. Cóż. MINI nigdy nie było tanie, a to
wcale nie chce być wyjątkiem od reguły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz