Nowy idol
BMW M235i w piękny sposób odwołuje się do najlepszych cech pierwszego
M3. Z tego też powodu zaczynam obawiać się, że w przyszłości seria 2 będzie najchętniej
oznaczanym literą „M” samochodem w gamie.
Spieszmy się kochać samochody sportowe. Tak szybko odchodzą. Tymi
słowami chyba najlepiej mogę podsumować żywot najmniejszego coupe w ofercie BMW
– serii 1. Mały, zwinny i bardzo szybki (tu przede wszystkim o 1M Coupe). Śmiało
mógł być okrzyknięty spadkobiercą wszystkich idei, jakimi przyświecała budowa
pierwszej odsłony BMW M3 i przy wszystkich jego zaletach (i wadach – w Polsce jest podobno więcej M3 E30, niż
kiedykolwiek powstało na świecie), nawet niezbyt wyględny przód przestawał mieć
znaczenie.
Niestety jednak wszystko co dobre, szybko się kończy. Siedem lat (w tym
wypadku minęły one właściwie niepostrzeżenie) po premierze, przyszła kolej na
drugą odsłonę kompaktowego coupe. Zanim jednak o nim opowiem, poużalam się nad
losem tego naj, ponieważ z taśm produkcyjnych 1M Coupe zjeżdżał tylko przez dwa
lata. W tym czasie swoich właścicieli znalazło 6309 egzemplarzy bardzo
kąśliwego, 340 konnego kompaktowego potwora.
Następca – już z dwójką w nazwie – nie uchronił się od przypadłości
poprzednika. Różnica polega na tym, że tutaj zamiast przodu, styliści zepsuli
tył auta. Dokładnie chodzi mi o światła, które z grubsza odpowiadają
bawarskiemu „dress code-owi” kształtu litery „L”. Mało tego, bardzo nieładnie
wnikają w klapę bagażnika, co oznacza, że ciężko będzie zapakować wakacyjną
walizkę bez zahaczenia o którąś z lamp.
Cała reszta prezentuje się perfekcyjnie. Wystarczy spojrzeć na proporcje
– długa maska, krótki tył, wyraziste przetłoczenia z boku, bystre spojrzenie i
gniewny wyraz atrap chłodnicy. W środku znajduje się tylko to, co jest
najlepszego w Monachium. Gruba, mięsista kierownica i świetne materiały
wykończeniowe dla rąk, dla oczu wyśmienicie czytelne zegary, zaś dla prawej
stopy – bardzo skuteczne hamulce i...
... 326 najlepszy niemieckich koni mechanicznych do naszej dyspozycji.
To zaś oznacza sprint do 100 km/h w mniej, niż 5 sekund i prędkość maksymalną
tradycyjnie ograniczoną do 250 km/h. Jeszcze większe wrażenie robi to, w jakim
stylu M235i pokonuje zakręty czarując zwrotością i pewnością prowadzenia. Ten
samochód zachowuje się, jakby miał ADHD, bo najlepszą zabawą jest nieustanna
zmiana kierunku jazdy. Nie zdziwcie się, że odcinek drogi pomiędzy Miężeninem,
a Babinem (jakieś 30 km prostej jak drut drogi) samochód potraktuje jak „Trasę
tysiąca zakrętów” z Połczyna-zdroju do Czaplina. Co ciekawe, Wy też będziecie
tym zachwyceni.
Wystarczy, że przed wyjechaniem swoim nowym M235i zapłacicie co najmniej
206 tysięcy złotych, ale mógłbym dać sobie głowę uciąć, że na tym Wasz
kosztorys na pewno się nie zamknie. Jeśli chcielibyście – wzorem prezentowanego
auta – wyposażyć je w m.in. automatyczną klimatyzację z podgrzewanymi fotelami,
automatyczną skrzynię biegów, czy czujniki parkowania, świateł i wycieraczek,
musielibyście przygotować jeszcze 57,5 tysiąca złotych, przy czym cennik
ostatecznie powinien zamknąć się na poziomie 263 tysięcy złotych. Wierzcie mi,
że M235i jest absolutnie wart tych pieniędzy. Tym bardziej, że nigdy nie
wiadomo jak długo pozostanie w sprzedaży.
Fot. Krystian A. Kwaśniewski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz