Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

środa, 21 maja 2014

Wyścig na ¼ mili – Volvo S60 T6 AWD Polestar


Downzising? (Jeszcze) Nie, dziękuję

W ofercie Volvo S60 można znaleźć 2 silniki o tej samej mocy, przypisane do jednej oznaczenia T6 – 2 i 3 litrowy. Czy to oznacza, że Szwedzi nie do końca są przekonani do idei downsizingu?

Ten wstęp nie wniesie zbyt dużo nowego, toteż zapewne będziecie kręcić z niezadowoleniem, że wykazałem się niespecjalną kreatywnością przy doborze przemyśleń. Z drugiej strony na pewno część z Was przy okazji kręcenia głową z lewa na prawo i z powrotem, zaczniecie też wykonywać ruchy w górę i w dół wyrażając zgodę z tym, co mam do przekazania. Wszystko przez downsizing. Tak – uważam, że zabija motoryzację, bo wiąże ręce wszystkim producentom, którzy przez przypadek rocznie sprzedadzą więcej, niż 10 tysięcy aut.

Też zgodzę się z zarzutem, że wszyscy lubimy jak zwiększa się ilość koni mechanicznych pod maską tylko dlatego, że trafia tam solidnie pracujący ślimak turbosprężarki, jednak jest też druga strona medalu – dużo krótsza żywotność i zdecydowanie większa awaryjność. Ale co z tego, skoro auto z mniejszym silnikiem, będzie zużywać o litr paliwa mniej, może dwa, ale tylko na papierze? W rzeczywistości rezultaty zarówno mniejszych, jak i większych silników w ilości przepitego paliwa na 100 km są bardzo podobne.

Dlatego też Amerykanie (jeszcze) zdecydowanie twierdzą, że nic nie zastąpi pojemności. Dodam do tego, że chodzi tu o moment obrotowy. Przykład? Proszę bardzo. Stary silnik T6 (w prezentowanym aucie) ma 3 litry pojemności i 306 KM w standardzie. Nowy – litr mniejszy – ma 2 KM więcej, za to aż 40 Nm momentu mniej, co przekłada się na identyczne przyspieszenie, ale gorszą prędkość maksymalną. Drive-E może tylko pomarzyć o ograniczniku prędkości do 250 km/h, bowiem jego możliwości kończą się 20 km/h wcześniej. Na autostradzie to już ma jakieś znaczenie.

Co ciekawe, w ofercie Volvo można zamówić 306 konnego 2.0, albo 304 konny wariant o pojemności 3 litrów. Mało tego – ciut mocniejszej wersji nie da się połączyć z napędem na cztery koła. To odsłania dwie bardzo ważne zalety silnika za nic mającego ekologię i niedźwiedzie polarne. Pierwsza – już w standardzie znajdziecie tu „czterołap”. Druga nazywa się Polestar i wzmacnia szwedzki agregat: Moc o 25 KM, moment o 40 Nm.

To sprawia, że S60 w kolorze tabletki viagry jest nie tylko porywająco szybki, ale też zmusza do wzmożenia uwagi na patrole policji, na które błękit działa jak płachta na byka. Pierwsze wrażenie, jakie odniosłem patrząc na to auto, to muskulatura. Zwłaszcza tylnego błotnika przywodzącego trochę na myśl kształty kojarzone z Dodgem Chargerem. W połączeniu z czarnymi felgami o średnicy 19 cali otrzymujemy auto wyglądające na takie, z którym zadzieranie nie ma sensu.

Takie samo wrażenie można odnieść zaglądając do środka. Kubełkowe, skórzano-welurowe, ciasno trzymające fotele, ciemna podsufitka i gdzieniegdzie przebijający się blask aluminiowych wstawek. Tak krótko można scharakteryzować wnętrze usportowionego szwedzkiego „średniaka”. Patrząc na kokpit, od razu można dojść do wniosku, że wszystko kręci się wokół (a właściwie skupione jest na) kierowcy – jak w aucie sportowym. Przy tym wszystkim najmniej sportowy jest rozmiar kierownicy. Dlaczego?

Bo w przeciwieństwie do choćby S80 od Polestara, który jeśli trzeba, potrafi utopić w luksusie, ta „niebieska strzała” zawsze i wszędzie jest sportowa i nieokrzesana. Wystarczy lekko musnąć pedał gazu, by auto wręcz eksplodowało przed siebie przyjemnie dociskając do fotela. Start spod świateł? 100 km/h pada łupem S60 w mniej, niż 6 sekund. Szybko, jednak prawdziwe szaleńcze tempo zaczyna się dopiero po drugiej stronie.

130, 150, 180, czy grubo ponad 200 km/h nie robi właściwie żadnego wrażenia na samochodzie, który z każdego pułapu jest w stanie przystąpić do szarży, tylko po to, by przechylić strzałkę prędkościomierza na drugi koniec skali. Przy okazji można byłoby popracować nad usztywnieniem zbyt czułego wspomagania kierownicy przy prędkościach odpowiadających jedynie na niemieckich autostradach. Na szczęście napęd nie wymaga poprawek. No może tylko drobnych, ponieważ na ciasnych zakrętach S60 zdecydowanie bardziej woli podsterowność, ale wyprowadzenie tylnej osi S60 z równowagi graniczy niemal z cudem.

Gdyby Thor – nordycki bóg burzy i piorunów – miał wybrać sobie samochód. Z pewnością byłby to właśnie S60 Polestar. Pierońsko szybki, gwałtowny, a jednocześnie stabilny i bezpieczny. Niespełna 203 tysiące złotych za 330 KM to bardzo dobra propozycja, a doposażenie auta do poziomu jak na zdjęciach winduje cenę do poziomu 250,5 tysiąca złotych. W zamian znajdziecie nawigację, klimatyzację 2 strefową, cztery podgrzewane fotele, piękny niebieski lakier, skórzaną tapicerkę i wiele, wiele więcej.


















Fot. Marcin Koński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz