Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

sobota, 1 marca 2014

Sprinter abstynent


Zużywa tylko 0,2 litra więcej paliwa, niż najoszczędniejsza na rynku Ampera. Za to do 100 km/h rozpędzi się szybciej, niż Opel ruszy z miejsca. Jakby tego było mało, Volvo V60 Plug-in Hybrid jest wręcz najeżony elektronicznymi nowinkami.

Skandynawski klimat wnętrz składa się na chłód prostoty i absolutnie maksymalnej praktyczności, oraz ciepło, jakie niesie ze sobą jasne drewno sosnowe. Nie trudno odgadnąć dlaczego – na północy to drzewo jest popularniejsze, niż hity Abby. Co ciekawe styl z półnycy dobrze przyjmuje się nie tylko tam, gdzie jedyną rośliną w ogrodzie jest sosna. Bardzo nie minąłbym się z prawdą, jeśli stwierdziłbym, że co najmniej 1/3 Europy lubi mieć urządzone mieszkanie po skandynawsku.

Taki też wystrój panował w czasie konferencji prasowej Volvo, podczas której został zaprezentowany hybrydowy model V60 Plug-in Hybrid – auta cieszącego się sporym zainteresowaniem w Europie i właściwie niepotrzebnego nad Wisłą. Dlaczego? Ze względu na cenę, która wynosi 260 tysięcy złotych, ale to już koniec złych wieści.

Lepszą nowiną jest 280 KM (215 KM auto uzyskuje z samego diesla), 660 Nm, 6,1 sekundy do 100 km/h i prędkość maksymalna na poziomie 230 km/h. To jeszcze nie koniec, bowiem dzięki jednemu z trzech trybów pracy zespołu silników (uściślając HYBRID) V60 będzie w stanie zużyć tylko 1,8 litra paliwa na każde 100 km, zaś przy ustawieniu PURE auto przejedzie na samych silnikach elektrycznych około 50 kilometrów przy stałej prędkości 120 km/h.

Sam zasięg nie bez przyczyny pozwala przejechać taki dystans, ponieważ wg. badań, jakimi posłużyło się Volvo, 75% kierowców podróżuje dziennie nie więcej, niż 50 km. Oznacza to, że teoretycznie przez cały czas powinni podróżować bez wydzielania destrukcyjnego dla niedźwiedzi polarnych dwutlenku węgla. Trzeba tylko pamiętać o tym, by w międzyczasie móc podłączyć V60 do gniazda z prądem na jakieś 7,5 godziny. Chyba, że jest w domu stacja szybkiego ładowania – wtedy baterie w aucie są pełne już po 3 godzinach.

Na koniec gratka 2/3 zebranych w czasie konferencji – integracja samochodu z chmurą i internetowymi usługami, które pozwalają na kontrolowanie stanu samochodu, jego lokalizacji (w razie, jakbyśmy zgubili auto na parkingu), otworzyć, bądź zamknąć drzwi, itp.. Niestety nie możemy poczuć się jak James Bond w filmie „Jutro nie umiera nigdy”, ale znając życie – i ku uciesze wspomnianych gadżeciarzy – to będzie tylko kwestią czasu, kiedy będziemy mogli prowadzić auto za pomocą telefonu komórkowego, leżąc na tylnej kanapie.





Fot. Marcin Koński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz