Sportowiec na ropę
Audi stale próbuje przepchnąć diesle do świata samochodów sportowych.
Było tak w przypadku modeli R8, Q7, a teraz przyszła pora na SQ5. Kręcących
głowami z niezadowolenia szczególnie proszę o przebrnięcie do końca artykułu.
Od samego początku, kiedy do sprzedaży trafił usportowiony model Q5
zastanawiałem się dlaczego amerykański rynek otrzymał w darze od Niemców
benzynową wersję, zaś właściwa strona świata na prawo od Atlantyku otrzymała podkręconego
diesla. Przecież czasy, kiedy usportowione wersje otrzymywały silniki
wysokoprężne już dawno temu miały swoje 5 minut i na pewno miały nie wrócić. Producent
z Ingolstadt pokazał jednak, że na „Starym Kontynencie” pojęcie „sportowy
diesel” cięgle może brzmieć sensownie.
I może faktycznie 313 KM brzmi sportowo, jednak 354 rącze konie
wyglądają i ciągną jeszcze lepiej. A przynajmniej powinny lepiej ciągnąć, bo o
ile diesel rozpędza się do 100 km/h w nieco ponad 5 sekund, tak benzynowe SQ5
potrzebuje 5,3 sekundy do rozpędzenia się do 96 km/h (bądź, jak kto woli 60 mil
na godzinę). Ci bardziej znający temat na pewno powiedzą, że moc to nie
wszystko. I tutaj na pierwsze miejsce wysuwają się tabuny niutonometrów.
Tradycyjnie większą gromadkę zbierze silnik diesla – tu jest ich 650.
Amerykański odpowiednik ma ich aż o 180 mniej.
I to dzięki tej nadwyżce nie będziecie tęsknić za benzynowym SQ5.
Europejski jest po prostu nadpobudliwym dzikusem czekającym na zakłucie ostrogą
w pedał gazu. Każde szturchnięcie to uaktywnienie grawitacji foteli, bo ile
byście się opierali, to zawsze podczas przyspieszenia głowa będzie ściągana do
zagłówka. Wspaniałe uczucie. Ciekawostką jest tu skrzynia biegów, bo jest to
ośmiobiegowa dwusprzęgłowa przekładnia. Słysząc o tym ile auto ma biegów,
pomyślałem sobie, że znowu sprint spod świateł będzie co chwilę przerywany
zmianami biegów. Nic z tych rzeczy – jak silnik ciągnie od samego dołu, tak nie
odpuszcza nawet po wkroczeniu na czerwone pole emitując dźwięki, którym
zdecydowanie bliżej do wielkiego benzynowego V8, niż 3 litrowego turbodiesla.
Jeszcze jedna rzecz – jak w czasie przyspieszania za późno zauważycie
zakręt, nie obawiajcie się – SQ5 jest zwinne jak miejski hot hatch. Samochód
nie raz będzie chciał udowadniać, że nie jest typowym pożeraczem kilometrów na
autostradzie, bo równie chętnie pokaże gdzie raki zimują na krętych i
wymagających odcinkach.
Z resztą same trzymanie w dłoniach małej mięsistej kierownicy to wielka
przyjemność. Poszukiwacze przyjemnych dla oka detali będą mogli znaleźć parę
ciekawych dodatków, tj. przycisk startera przy dźwigni zmiany biegów, emblematy
modelu na zegarach, kierownicy, czy fotelach, oraz owiany legendą napis
„Quattro” będący przed oczami pasażera. Myślę, że jego obecność ma za zadanie
uspokoić szczęśliwca, że niespodziewana jazda bokiem do kierunku jazdy nie musi
skończyć się na przydrożnym drzewie.
Audi osiągnęło perfekcję w sztuce ukrywania potencjału auta pod
płaszczykiem niepozornego nadwozia zwykłego średniej wielkości SUV-a, bo to, co
zdradza ten samochód, to napis na atrapie chłodnicy i cztery końcówki wydechu.
Amerykanie mówią na to „Sleeper”, co na polski tłumaczy się jako „śpioch”. To
teraz zgadujcie ile może kosztować taki śpioszek. Podpowiem, że nie będzie to
tani zakup. No dobra, już mówię – 274 tysiące złotych. To może jesteście
zainteresowani testowym egzemplarzem? W wyposażeniu ma m.in. sportową
kierownicę, nawigację satelitarną, aktywny tempomat, czy reflektory
adaptacyjne. Wystarczy tylko przygotować jakieś 335 tysięcy złotych, ale
wierzcie. Warto.
Mało kto z tej perspektywy rozpozna najmocniejsze Q5 |
Prawdziwie sportowa atmosfera |
Najciekawszy przycisk na konsoli środkowej |
Silnik SQ5 bardzo chętnie odwiedza zakazane rejony |
Gwarant bezpieczeństwa dla pasażera |
Ten silnik emanuje mocą przy każdych obrotach |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz