Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

środa, 25 grudnia 2013

Wyścig na ¼ mili – Opel Insignia 2.0 CDTI



Ewolucja


Opel chce być premium. Zaczęło się od małego Adama, zaś kolejnym autem, które ma wyciągnąć producenta z piorunem w logo do owej grupy jest nowa Insignia. I trzeba przyznać, że robi to we właściwy sposób.


Pamiętacie Jürgena Kloppa z reklamy Opla? Na pytanie stewardessy, kto zgubił w samolocie kluczyki do auta, trener Borussi Dortmund wychyla się zza kotary mówiąc, że to jego zguba. Kobieta nie ukrywała swojego zaskoczenia, że znany trener jeździ autem z Rüsselsheim, na co Klopp odpowiedział: „Jak każdy, kto jeszcze nim nie jeździł”.


I pewnie potraktowalibyście te słowa jak puste hasło. Ja jeździłem nową Insignią i potwierdzam, że to, co powiedział Jürgen jest prawdą – auto zmieniło się nie do poznania, choć zakres zmian, jakie wprowadził Opel przy okazji face liftingu można uznać za symboliczną. Insignia otrzymała nowe zderzaki i większe światła. Do końca byłem przekonany, że powiększono atrapę chłodnicy, jednak jedyna rzecz, jaką tu zrobiono, to obniżono jego umiejscowienie w porównaniu do wcześniejszej odmiany. Z tyłu mamy światła w kształcie strzał, spięte chromowaną listwą.


W środku jest jeszcze ciekawiej – zmieniono zegary, kierownicę i wreszcie zrobiono coś z konsolą centralną. W miejscu ogromnej ilości małych przycisków znalazł się w końcu dotykowy ekran. Kolejną ciekawostką jest touchpad, dzięki któremu będziecie mogli wpisać cel podróży do nawigacji, ale i nie tylko. Będziecie mogli też poruszać się po menu, jednak jak się okazuje nie jest to ani specjalnie wygodne, ani łatwe, dlatego zdecydowanie zalecam brudzić ekran tłustymi rękami – tak jest po prostu prościej.


Kiedy już wpiszecie swój cel podróży na nawigacji, będziecie mogli wprawić w ruch dużego Opla za pomocą ponad 160 konnego diesla o pojemności 2 litrów. Nie jest to jednak typ sprintera i nie każdy pojedynek spod świateł skończy się uśmiechem pod twoim nosem. Nie można go też nazwać zawalidrogą. Raczej to optymalny wybór, jeśli szuka się oszczędnego i całkiem szybkiego samochodu klasy średniej. Pozytywnie zaskakuje elastyczność silnika – nawet na autostradzie wduszenie pedału gazu w podłogę oznacza stanowcze nabieranie coraz to większych prędkości bez konieczności wysłuchiwania bezsilnego ryku. Jakby to powiedzieli hiszpanie – me gusta!


Nie mniej jednak tego „czegoś” uświadczycie podczas spokojnej jazdy. Można byłoby nawet pomyśleć przez chwilę, że auto rzeczywiście należy do klasy premium. Nie wiem czy wiecie, ale plany GM-u jasno zakładają, że Opel ma być rywalem Audi, Mercedesa i BMW. Nowa Insignia pokazuje, że szanse ku temu ma całkiem spore, bo skok jakościowy jest ogromny.


Naturalnie na koniec temat, którego gentelmani nie poruszają – koszty. Ceny Insigni z nadwoziem liftback rozpoczynają się od nieco ponad 90 tysięcy złotych. Aby doposażyć auto w to, co miała „testówka”, czyli m. in. lakier metallic, wspomnianego 2 litrowego diesla czy automatyczną skrzynię biegów, trzeba dodać 47 tysięcy złotych. Moim zdaniem to ciekawa oferta, którą mogą zainteresować się nie tylko firmowe floty.


Na zakończenie chciałbym Wam złożyć najserdeczniejsze życzenia świąteczne. Zamiast spędzać ten czas na czytaniu artykułu, usiądźcie z resztą rodziny. Tak więc zdrowych, rodzinnych i radosnych świąt Bożego Narodzenia. 



Po lewej model sprzed liftingu, po prawej już odświeżony

Z tej perspektywy najtrudniej dostrzec zmiany
Tylne światła zdecydowanie zyskały na urodzie







Wewnątrz zmieniły się przyciski na kierownicy, zegary
i konsola centralna


Ze ściany przycisków została tylko garstka przełączników



Pisanie na touchpadzie jest
dziecinnie proste. Komputer bez problemu
rozpoznaje litery


Za dopłatą są również zegary z cyfrowym prędkościomierzem


Fot. Łukasz Walas, Marcin Koński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz