Fot. topcars.bg |
Oficjalnie
następcą Cobry jest Viper, który zdążył doczekać się już trzeciej generacji. Coś
jednak musi być na rzeczy, skoro Ford w 2004 roku pokazał koncepcyjny model
będący bezpośrednim następcą bardzo jadowitego węża z lat 60. Samochód wyglądał
jednak fatalnie – przewrócony toster wystylizowany na Cobrę. W tych czterech
słowach można chyba najkrócej scharakteryzować ten samochód, który został
chłodno przyjęty przez publikę.
Ford
popełnił wtedy ogromny błąd, bo do projektu powinien włączyć ludzi z Racer X
Design – wtedy auto byłoby najważniejszą gwiazdą targów i z całą pewnością
obecnie po drogach jeździłyby krótkie serie tych aut.
A
samochód wygląda po prostu fantastycznie. Wszystkie zaokrąglenia, przetłoczenia
i elementy są do złudzenia podobne, jak w klasycznej Cobrze. Przy okazji auto
nie wygląda jak jego 50-letni odpowiednik. Szeroko rozstawione reflektory i
gigantyczny, nie... to za małe słowo. Wlot powietrza wielkości hangaru na
samoloty, to pierwsze, co nas przywita patrząc na samochód. Mocno wznosząca
maska również doczekała się wlotu powietrza – jeszcze większego, niż w Subaru
Imprezie WRX STi. To znaczy, że jest on naprawdę potężny.
Za
maską znajduje się niewielka szyba z cienkim obramowaniem – zupełnie
nieprzystającym dzisiejszym standardom bezpieczeństwa – ale kto by się tym
przejmował. Przecież nie jest to samochód do dachowania, tylko jeżdżenia.
Właściwie bardziej, do bezlitosnego pożerania prostych i wszystkiego, co ma
koła i chce się ścigać z Cobrą. Za pokaźnymi błotnikami nie znajdzemy wylotów
powietrza, a bardziej skrzela rekina, zaraz... Skrzela rekina i pożeranie
prostych. Ta Cobra przybiera kształt żarłacza białego i tylko czeka na ofiarę,
która sama się mu podłoży w wyścigu spod świateł.
Za
siedzeniami nie znajdziemy tylko jednego pałąka przeciwkapotażowego, jak to
miało miejsce w pierwszej Cobrze. Tutaj przepisy w sprawie bezpieczeństwa
wymusiły na montaż drugiego, ale chyba nikt nie będzie miał za złe, że pasażer
też ma zapewnione, choć minimum bezpieczeństwa. Tył, to ogromne błotniki i
pionowe malutkie tylne światła. Całość wygląda po prostu FAN-TA-STY-CZNIE!
Zakaz zaglądania
pod maskę mieli wszyscy proekologicznie nastawieni do świata i wszystkiego, co
jeździ. Tam, ta ciemna strona Mordoru schowała cały swój skarb, czyli 7 litrowy
silnik V8, który został zaadaptowany z Corvetty C6 Z06. Jednostka, która
seryjnie ma 512 KM z pewnością musi przejść kurację wzmacniającą, ponieważ
producenci zakładają, że na każdą tonę masy silnik przydzieli całe 550 rumaków
ze swojej kolekcji.
Zakłada
się też, że waga auta powinna oscylować wokół 1100 kg, a to powinno pozwolić na
moc silnika w granicach 605 KM. Z takim tabunem koni auto powinno rozpędzić się
do 100 km/h w około 3 sekundy. Prędkość maksymalna też jeszcze jest owiana
tajemnicą, ale z chęcią mogę się założyć, że przekroczy 300 km/h. Podsumowując
będzie to fantastyczny samochód za na pewno ogromne pieniądze. Zainteresowani
będą musieli się jednak pospieszyć, bo ma powstać jedynie 20 sztuk tych aut.
Fot. v10.pl |
Fot. carsbase.com |
Fot. amcarguide.com |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz