Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

piątek, 27 września 2013

Szybkie i nieznane: Italdesign Giugiaro Aztec

Fot. allsportauto.com

Gdyby Robert Zemeckis zaczekał z produkcją "Powrotu do przyszłości" jeszcze cztery lata, kto wie, czy głównym bohaterem tego dzieła nie zostałby właśnie Italdesign Giugiaro Aztec. Nie ma całkowitej pewności, jednak jeśli sam film powstałby we Włoszech, to prawdopodobieństwo wygryzienia DeLoreana DMC12 byłoby niemal pewne.

Sam „gwiazdor” seryjnie był słabym samochodem dostępnym dla wszystkich, którzy byli w stanie wyłożyć na niego odpowiednią ilość „zielonych”. Z założenia miał kosztować 12 tysięcy dolarów, jednak szacunki okazały się po prostu zbyt małe. Jedynym jego atutem była sylwetka z fantastycznymi unoszonymi do góry drzwiami w stylu Mercedesa Gullwinga.


Italdesign Giugiaro Aztec jest zupełnie innym samochodem od DeLoreana, jednak w moim odczuciu na potrzeby filmu wcale nie musiałby być modyfikowany, by wyglądał jak wehikuł czasu. Dwumiejscowy roadster dzięki prostym liniom wygląda trochę jak samolot, trochę jak pocisk i może odrobinę przypomina symulatory lotu z wesołego miasteczka. Ciężko paroma słowami opisać całe nadwozie – tutaj potrzeba broszury wypełnionej często sprzecznymi epitetami, bo z jednej strony samochód zachwyca odwagą projektantów, a z innych rzeczy aż parska się śmiechem.


Długi i niski przód z szerokimi wlotami powietrza i wąskimi, wysoko poprowadzonymi reflektorami. Dalej mamy płaską maskę, koła z felgami przywodzącymi na myśl wzory serwowane przez Alfę Romeo i lusterka wielkości mojej szuflady. Pasażer jest oddzielony od kierowcy szklanymi kopułami, które również pełnią funkcję drzwi. Na ich wysokości poniżej znajdują się wrota z zamalowanym przetłoczeniem.


Dalej już mamy prom kosmiczny Columbia – cała masa załamań przecinających się ze sobą i skręcających lekko kanciastym łukiem. Zdecydowanie ta część nadwozia wygląda najbardziej futurystycznie, choć nawet teraz – 25 lat po premierze Azteca najbardziej zdumiewa oglądających. Za siedzeniami znajduje się maska z nacięciami wlotów powietrza. Tylne nadkola zaś zostały przysłonięte nadwyżką aluminium, włókna węglowego i kevlaru.


Zad został całkowicie zdominowany przez ogromne skrzydło – pewnie jego dawcą był któryś większy samolot pasażerki, bądź prom kosmiczny. Tył to połączenie Alfy Romeo 164 i modelu Brera (164 patrząc wyżej, Brera – końcówki wydechu) – czyżby przyszłość motoryzacji nie była im obca? Aż tak prosty tylny zderzak, to oznaka, że chyba skończył się budżet projektantom na kolejne dziwaczne załamania blachy.


Nawet, jeśli zabrakło im kasy, to z całą pewnością nie inwestowali jej w głupi sposób. Do napędzenia auta posłużono się jednostką pochodzącą od Audi Quattro. To nie byle jaki motorek, bo 5 cylindrowy potwór z turbodoładowaniem, którego moc wynosi aż 250 KM. Jakby tego było mało, przeniesienie napędu zostało zapożyczone od Lancii Delty HF Integrale – mamy więc gotowego rajdowego mistrza świata, który rządziłby na trasach przez przynajmniej 40 lat!


Zestaw ten pozwala na rozpędzenie Azteca do ponad 240 km/h przekraczając pierwsze „100” już w czasie 6,5 sekundy. Samochód nigdy nie trafiłby na drogi, gdyby nie japońska firma przemysłowa Myakawa, która wykupiła prawa do tego modelu. Następnie zleciła niemieckiej firmie MTM dostosowanie tego auta do użytku drogowego. Auto w „seryjnej” odmianie zostało zaprezentowane w 1992 roku.

Samochód kosztował 225 tysięcy dolarów. Nie wiadomo ile oficjalnie powstało aut – szacuje się, że wyprodukowano 15 do 50 samochodów. Pod koniec ubiegłego roku jeden z Azteców został wystawiony do sprzedaży – auto miało przebieg 165 km oraz ważne badania techniczne. Cena? Z pewnością przekroczyła 225 tysięcy dolarów.


Fot. caranddriver.com
Fot. autokult.pl
Fot. audistory.24max.de
Fot. allsportauto.com


Fot. allsportauto.com
Fot. allsportauto.com
Fot. allsportauto.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz