Cywilizowany na siłę
Pierwsze skojarzenia, kiedy słyszymy słowo Jeep, to niezniszalny pogromca wszystkiego, co można nazwać szeroko pojętym "terenem". Wrangler to chyba ostatni samochód amerykańskiego producenta, którego duch jeszcze się zachował.
To chyba najbardziej rozpoznawalna terenówka w historii motoryzacji. Samochód ten wyznacza szlaki innych aut zdolnych do jazdy w terenie od czasów, kiedy jego pra-pra-pradziadek – Jeep Willys – wygrywał II Wojnę Światową. Wrangler pomimo wielu lat, ciągle kontynuuje linię stylistyczną swojego przodka, zupełnie jak auto z innej bajki – Porsche 911.
Trzecia generacja Wranglera
została zaprezentowana w 2007 roku. Po raz pierwszy wprowadzono wtedy
przedłużone, czterodrzwiowe nadwozie (Unlimited). Pod względem technicznym
samochód przeszedł ogromne zmiany – doskonale widać to choćby na przykładzie
zawieszenia, które w pierwszych modelach było archaicznie proste(resory piórowe
i amortyzatory), ale i bardzo łatwe w naprawie. Obecnie za tłumienie
nierówności odpowiada zawieszenie wielowahaczowe z amortyzatorami i resorami.
Prezentowany model to wersja
Mountain, która z zewnątrz wyróżnia się 17 calowymi felgami aluminiowymi i
satynową atrapą chłodnicy. Do przeniesienia mocy i momentu obrotowego posłużono
się skrzynią automatyczną o 5 przełożeniach. To, co siedzi pod maską, to 4
cylindrowy silnik o pojemności 2,8 litra i mocy 200 KM. Moment obrotowy, jakim
dysponujemy już właściwie od wartości „jałowych” to 460 Nm. Do dyspozycji mamy
napęd na tylne koła, ale możemy też do pracy zaprząc przednią oś za pomocą
dźwigni obok drążka skrzyni biegów. Poza tym to dobrze znany nam od lat
Wrangler – solidny, twardy i niezwyciężony.
Z całym tym oprzyrządowaniem samochód wydaje się być
prawdziwym pożeraczem wertepów. Tym bardziej zastanawia fakt, że aż 90%
kupowanych Wranglerów w Polsce trafia do nie tej dżungli, gdzie ich dom – do
miasta. Dlatego zadałem sobie bardzo ważne pytanie – czy ten samochód
rzeczywiście nadaje się tam?
Moim zdaniem tak bardzo, jak supersamochód nadawałby się do
podróży w głęboką puszczę, gdzie schowany jest domek letniskowy. Wrangler, co
prawda jest zwrotny (i w tej wersji nadwoziowej całkiem pojemny), jednak jego
wymiary zewnętrzne nie pozwalają dorównać pseudoterenówkom w znajdowaniu dla
siebie miejsc parkingowych. Jedyną zaletą jest prześwit wynoszący 26 cm, dzięki
któremu nie tylko wjedziemy na dowolnej wielkości krawężniki, ale też na
mniejsze bloki mieszkalne i kamienice.
Z drugiej strony duży prześwit, to niemały problem przy
wsiadaniu. Stopień ułatwiający wejście, co prawda jest, ale zamontowany tak
wysoko, że równie dobrze Jeep mógł pomyśleć o instalacji windy. Jak już wdrapiemy
się na górę, naszym oczom ukarze się dość nisko poprowadzony, surowy kokpit
wykonany z twardych materiałów. Kierownica nie jest duża, ale zamontowana
pionowo, co też wymaga przyzwyczajenia. Z niską przednią szybą również musimy
się oswoić – później przestaje ona przeszkadzać. Wbrew pozorom widoczność wokół
auta jest bardzo dobra, a ogromne lusterka boczne tylko poprawiają możliwości
obserwacyjne.
Dłuższe nadwozie to dodatkowe centymetry w drugim rzędzie
foteli i większy bagażnik. Dzięki temu auto może przewieźć w przyzwoitych
warunkach 5 osób i cały ich pakunek. Wszystkie Wranglery to tak naprawdę
kabriolety wyposażone w hard top, który łatwo można zdemontować. Niestety
panele nie są w żaden sposób osłonięte matami, przez co w dotyku są (o tej
porze roku) nieprzyjemnie zimne.
Podczas jazdy nie jest lepiej. Samochód świetnie radzi sobie z wybieraniem nierówności, jednak gigantyczny profil opony sprawia, że auto nie jest stabilne przy jeździe na wprost. Twarde zawieszenie nie lubi również dynamiczniejszych kierowców, zwłaszcza, kiedy trzeba gwałtownie hamować – jeszcze w żadnym aucie podczas nagłego wytracania szybkości tył nie miał aż takiej tendencji do uciekania jak w tym aucie. Sam kąt uślizgu może czasami okazać się niebezpieczny.
Silnik, to dobra strona Wranglera – pod warunkiem, że nie
poruszamy się szybciej, niż 70 km/h. Później dynamika szybko wyparowuje pod
względem dużej masy własnej i bryły nadwozia, którego opór aerodynamiczny jest
porównywalny do palety z cegłami. Samo brzmienie jednostki na wyższych obrotach
jest irytujące – miałem wrażenie, że rozpędzam się w starym Fordzie Transicie.
Dodatkowo efekt psuje już archaiczna automatyczna skrzynia, która ze zmianami
biegów dość mocno się ociąga. I choć z tą przekładnią moment obrotowy silnika
jest wyższa o 50 Nm, to różnica w przyspieszeniu jest właściwie żadna w
porównaniu z modelami wyposażonymi z tradycyjną manualną skrzynią biegów.
Niepodważalną zaletą automatu jest to, że to chyba jedna z niewielu przekładni,
która potrafiłaby hamować silnikiem.
Jeśli już wybierzemy się samochodem gdzieś w teren, musimy
pamiętać o dezaktywacji przewrażliwionego systemu ESP, który zaczyna
interweniować właściwie zanim auto wpadnie w jakikolwiek poślizg. Wtedy dobra
zabawa na kopnym śniegu, czy błocie będzie prawdziwą przyjemnością. Ten rewir
to prawdziwa dżungla dla Wranglera, a nie miasto, gdzie auto czuje się trochę
jak słoń w składzie porcelany. Cena prezentowanego samochodu wynosi około 150
tysięcy złotych.
Zysk prawie 53 cm długości przekłada się na większą ilość miejsca dla pasażerów drugiego rzędu oraz przepastniejszy bagażnik |
Satynowe felgi i atrapa chłodnicy, to nie jedyny wyróżnik odmiany Mountain |
Wnętrze wygląda dość topornie i... rzeczywiście takie jest |
Na pierwszy rzut oka może tu być ciasno, ale w rzeczywistości miejsca jest całkiem sporo |
Kierownica zainstalowana pionowo wymaga chwilowego przyzwyczajenia |
Automat o 5 przełożeniach okazał się ospały |
Zegary są bardzo czytelne. Pod prędkościomierzem znalazł się kompas |
Fot. Łukasz Walas (lukaszwalas.blogspot.com), Marcin Koński
Piękny model. Niedawno wymieniałem oświetlenie w moim Wranglerze na takie, w których zostałą wykorzystana technologia rft. Czytałem o ich dużej wydajności i zasięgu
OdpowiedzUsuń