Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

środa, 23 maja 2012

Fotoradary, czyli samorządowa żyła złota



Półtora roku temu wybrałem się z ojcem na naszą pierwszą wyprawę na ryby. Nie była to byle jaka podróż, bo wyjechaliśmy aż do Kołobrzegu. Ucieszyła mnie nowa okazja do zrobienia bardzo fajnych zdjęć.

Wyjazd okazał się nie do końca udany. Zamiast pełnego weekendu spędziliśmy na morzu raptem jeden dzień. Ojciec zapadł na chorobę morską, ja zaś też nie czułem się wtedy najpewniej. Nie był to jednak zupełnie stracony czas, bo przywieźliśmy do domu całkiem nie mało dorszy. Kilka dni później okazało się, że dla ojca wyjazd okazał się droższy o 600 złotych i 8 punktów karnych. Do domu przyszła przesyłka, która z pewnością mogłaby zapełnić rodzinny album ze zdjęciami.

Straże gminne z owianych złą sławą gmin Biały Bór i bodaj Bobolice (Zachodniopomorskie) przysłała trzy zdjęcia, na których ojciec przekroczył prędkość o mniej więcej 10-20 km/h. Trzecie zdjęcie wskazało przekroczenie prędkości o... 8 km/h! Niby przekroczenie prędkości jest przekroczeniem, jednak nigdzie indziej nikt nie fatygowałby się wysyłać zdjęcia wartego 100-200 zł. Co śmieszniejsze ze względu na brak możliwości rozpoznania kierowcy (do tego auto było wtedy jeszcze w leasingu) ojciec miał prawo nie wskazywać osoby kierującej wtedy autem, co skończyłoby się zmniejszeniem jednego z mandatów o 100 zł.

Nie pisałbym o tym, bo uważałem, że to dość stara sprawa, która przestała być aktualna po tym, jak inspektorat ruchu drogowego i policja miały kontrolować lokalizacje fotoradarów montowanych przez straże miejskie i gminne. Co więcej od tego roku przed KAŻDYM fotoradarem musi stać znak informacyjny.

Niedawno przeczytałem tekst, w którym Maciej Kalkosiński z „Autokraty” napisał, że dostał zdjęcie, na którym (o dziwo również z Zachodniopomorskiego) wywnioskowano, że jechał o 7 km/h za szybko. Co więcej można podważać wynik ze zdjęcia, ponieważ jest na nim i drugi samochód jadący w przeciwną stronę. Autor miał wtedy do wyboru. Albo przyznać się i zapłacić 100 zł za 4 punkty karne, albo zainkasować 200, bez punktów, nie przyznając się do prowadzenia samochodu. Co więcej do zdjęcia dołączono ksero homologacji fotoradaru, zestawienie przepisów prawnych mówiących o karaniu wykroczeń takich jak przekroczenie prędkości, dokładną instrukcję (z ilustracjami!), jak wypełnić przysłane dokumenty z przyznaniem się do winy i dwa druczki.

Osobiście wydaje mi się, że strażom gminnym jakoś bardzo zależy nam tym, by zapłacić mandat nawet za choćby przekroczenie prędkości o 1 km/h a podane załączniki świadczą tylko o tym, że strażacy nie mają najmniejszej ochoty kierować sprawy do sądu rejonowego. Wtedy zaś pieniądze ściągnięte z mandatu nie zostałyby skierowane do gminy, lecz do budżetu państwa. Wpiszcie sobie na Youtube „Straż biznesowo-miejska & fotoradar” a zobaczycie więcej bezczelnych procederów.

Walka straży miejskich i gminnych z inspektorami ruchu drogowego nadal trwa już od długiego czasu i jak widać nadal nie zapowiada się na rychły koniec tego głupiego i cichego sporu. A wystarczyłoby, pomyśleć – ograniczyć kompetencje straży miejskiej i gminnej. Problem byłby zażegnany. Dlaczego siatką fotoradarów w pełni nie zajmie się Inspektorat Ruchu Drogowego?

Myślę, że panowie z IRD będą mieć dużo więcej do powiedzenia w spawie lepszego lokowania fotoradarów tak, by te służyły bezpieczeństwu a nie wyłącznie reperowaniu budżetu gminy.

Foto: fotoradary.net.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz