Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

środa, 16 maja 2012

Dlaczego zawsze będę twierdził, że motocykle są gorsze od samochodów?



Sezon motocyklowy rozpoczął się na dobre. I jak łatwo się domyślić rozpoczął się też prawdziwy, coroczny test współżycia motocyklistów i kierowców samochodów.

Z całą pewnością mogłem siebie nazwać „motocyklistą”, mimo że miałem jedynie skuter o pojemności 50 cm3, z którego korzystałem przez cztery sezony. Na pewno też śmiało mogę powiedzieć, że jestem ciekawiej doświadczony od innych użytkowników jednośladów, gdyż często wybierałem się tym skuterkiem na działkę oddaloną o ponad 40 km od mojego domu.

W czasie nie jednej takiej wycieczki miałem okazję przekonać się na własnej skórze o bezsensowności tego środka lokomocji. Pierwszym i chyba głównym wyróżnikiem jest zerowe bezpieczeństwo, bez względu na to jak mocnym motocyklem poruszamy się. Nie raz mogliśmy zobaczyć na You Tube wypadki z udziałem skuterów, które kończyły się nieciekawie. Sam nie raz byłbym ofiarą choćby zbyt blisko wyprzedzającego samochodu. Jeśli to robi auto osobowe, jeszcze pół biedy. Kiedy robi to ciężarówka, a powietrze rozcinane przez nią spycha cię do rowu, już tak fajnie nie jest. Nie tylko musisz walczyć o to, by nie zostać wepchnięty do rowu. Zbyt silna kontra „wciągnie” skuter pod przyczepę. Tragedia gotowa. W przypadku mocniejszych maszyn margines błędu jest jeszcze mniejszy. Zbyt mocno podciągnięta manetka, czy za późne hamowanie kończy się, krótko mówiąc - źle.
Absolutny brak jakiegokolwiek komfortu. Wystarczy przejechać jednorazowo na odcinku 40 km, a plecy bolą tak, jakby ktoś miałby łamać nam rdzeń kręgowy. Wszystkiemu winna jest pozycja, która nie różni się od siedzenia na krześle z tym, że trzeba się garbić (sam widok jest jeszcze zabawniejszy. Pendrive śmiał się, że wyglądałem, jakbym siedział na sedesie). Podejrzewam też, że na motocyklu komfort dużo bardziej się nie różni.

Motocykle zawsze przyciągały i będą przyciągać idiotów mocniej, niż mnie przyciąga zapach świeżo przyrządzonego obiadu. Nie mówię, że każdy motocyklista jest debilem, ale przyciągnięci hasłami pokroju „poczuj wolność” i rozpaleni rządzą prędkości nowi adepci często z motorynek przesiadają się na konkretne motocykle klasy 600 cm3. Doskonale wiem, że samochód mający takie same, bądź lepsze osiągi (tak. Takie auta też już są) są nieporównywalnie droższe, ale może to jest właśnie odpowiednia bariera przed ograniczeniem dostępu do samochodów, których nie powinien prowadzić ktoś bez doświadczenia. Dziś „ścigacza” można nabyć już za kilka tysięcy złotych, czyli za jakieś 2-3 średnio krajowe wypłaty. Potem taki „adept” zacznie popisywać się robiąc różne ewolucje na swoim nabytku. Pół biedy, jeśli robi to w bezpiecznym miejscu, gdzie nie ma innych. Często jednak spotyka się takich „dawców” (choć nie wiem co po wypadku jeszcze mogliby dać do przeszczepów) na normalnych ulicach. Wtedy zagrożeniem nie są tylko dla siebie, ale też i dla innych.

Do tego wszystkiego dochodzą głupie filmy realizmem nieodbiegające od bajek. Pierwszą z brzegu produkcją jest „Torque”. Zastanawia mnie sam tytuł, bowiem moment obrotowy w motocyklach, to wartość, która nie ma większego znaczenia. Tak samo pewnie został nagrany cały film w, którym pod koniec „ten dobry” bije się z „tym złym” na motocyklach (jakżeby inaczej. Przecież to bajka) przy prędkości „na oko” ponad 300 km/h.

Czynnik ewolucyjny, to kolejny powód braku mojego zainteresowania motocyklami. Ściślej mówiąc jego brak, ponieważ wydaje mi się, że dla jednośladów osiągnięto już chyba wszystko w dziedzinie szybkości. Montaż doładowania silników jest możliwy, ale skończyłby się pewnie szybciej remontem jednostki, zanim skończyłbyś czytać ten tekst. Silniki bowiem są już na tyle wysilone, że z 1 litra pojemności skokowej motor osiąga prawie 180 koni mechanicznych. Doładowanie pozwoli tę liczbę nawet podwoić, ale co z tego, skoro takim potworem nie będzie można się nawet utrzymać na ziemi. Dlatego uważam, że kres możliwości ewolucji motocykli w przeciwieństwie do samochodów został osiągnięty.

Do tego te śmieszne lateksowe ciuszki. Wiem, że nie każdy je ma, ale bardziej z powodów finansowych, niż ze względu na gust. Mnie przywodzą na myśl chłopaczków z agencji towarzyskich.

Na koniec spalanie. W normalnej jeździe jest bardzo niskie, co z pewnością zachęciłoby szerokie grono do podróżowania w kasku. Zaskakują za to możliwości połykania paliwa przez ścigacze przy szybkiej jeździe. 16-20 litrów na 100 km z trudem osiągają samochody z silnikami 2 litrów i 2 razy większej mocy. Wiadomo – osiągi nie te, jednak bezpieczeństwo, prowadzenie i komfort zdecydowanie lepszy.

Foto: dailycar.info

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz