Pogodzić niemożliwe
BMW 750d xDrive łączy kilka sprzecznych rzeczy. Komfort, sportowe
doznania, ogromną moc i zużycie paliwa samochodu o rozmiar mniejszego. Jak też
zdążyliście zauważyć, nie jest to hybryda, a supernowoczesny turbodiesel. Czy to limuzyna
marzeń?
Mówi
się, że teatr nie jest rozrywką dla każdego, że należy się odpowiednio do niego
ubrać, nie wspominając o zachowaniu, ale tego już chyba nie muszę nikomu
przybliżać. Oczywiście to Teatr Narodowy jest swego rodzaju największą
świątynią patrona Apollo, co oznacza, że do dziś, wybierając się na Królową
Margot obowiązuje nas tam niepisany dresscode,
wymagający do najmniej stroju wieczorowego.
Oczywiście
zawsze można wybrać inny spektakl, w innym teatrze i raczej na pewno nie
będziecie już zobowiązani do zakładania na siebie garnituru, bądź sukni
wieczorowej, co nie oznacza, że można pojawić się tam w dresie. Wyglądałoby to
tak głupio, jak dobranie do garnituru kolorowych Airmaxów.
Podobne
dopasowanie może się wydawać równie bezsensowne, jeśli weźmiecie pod uwagę
luksusową limuzynę i sportowe osiągi, a absolutnym szczytem tego jest BMW serii
7. Chyba nie muszę nikomu mówić, że samochody oznaczone biało-niebieską
szachownicą są wręcz symbolami świetnego prowadzenia i bezkresnej radości z
jazdy, ale te cechy w odniesieniu do limuzyny są tak potrzebne, jak spawaczowi
umiejętności szydełkowania.
Najzabawniejsze
przy tym wszystkim jest to, jak praktyka może zmienić oczekiwania. Z jednej
strony mamy tu komfortową limuzynę z adaptacyjnym zawieszeniem, skórzaną tapicerką,
która sięga prawie wszędzie tam, gdzie oko oraz czterostrefową klimatyzację,
ale (przynajmniej testowy egzemplarz) auto nie jest do końca skierowane do
kogoś, kto lubi podróżować na kanapie. I nie będę wypominać tutaj braku
podgrzewanej i klimatyzowanej kanapy. Kto choć raz przejedzie się tym
samochodem, nie będzie chciał wracać na tył.
Wszystko
za sprawą pogodzenia ze sobą dwóch przeciwieństw. Z jednej strony jest
meganowoczesny silnik o pojemności 3 litrów, który za pomocą trzech, powtarzam
– trzech turbosprężarek osiąga gigantyczny, jak na turbodiesla współczynnik
„wyciśnięcia” koni mechanicznych z każdego litra pojemności skokowej. Ten wynik
to 127 i pozwala postawić 750d xDrive-a w szeregu razem z Ferrari 458 Italia,
Porsche 911 GT3, czy Jaguarem F-Type V6S. Ten samochód jest tak szybki, że
nawet dość spora masa, zdrowo przekraczająca 1800 kilogramów nie przeszkadza w
rozpędzeniu się do 100 km/h w mniej, niż 5 sekund, zaś prędkość maksymalna,
tradycyjnie już została zablokowana przy 250 km/h.
Z
drugiej strony to wciąż rozpieszczająca pasażerów limuzyna, której staranności
wybierania nierówności nie można nic zarzucić, jednocześnie też oferując
właściwie niekończące się rezerwy przyczepności. Co więcej, dość konserwatywnie
wyglądające wnętrze sprawia, że atmosfera, jaka panuje wewnątrz uspokaja. Na
tyle, że chętnie włączacie tryb jazdy Comfort+ i odpływacie w bezkresie
spokoju. Co więcej, owe wyciszenie nie tylko wynika z wygody, jaką dostarcza
„siódemka”, ale i ze wspomnianego bezkresu pokładów mocy i niutonometrów.
To
samochód, w którym faktycznie się nie męczysz, bo też nie ma tu absolutnie
niczego, co miałoby wywołać choćby odrobiny zdenerwowania. Nawet zużycie paliwa
sprawi, że będziesz czuć się spokojnie. Czy kiedykolwiek wyobrażałeś sobie, że
380 konna limuzyna jest w stanie zadowolić się zużyciem paliwa na poziomie 8.8
litra na 100 km? Co więcej, nie jest to wynik uzyskany podczas głaskania pedału
gazu w trybie Eco Pro, a przy normalnej jeździe, gdzie zdarzało się jechać ze
stałą prędkością 150 km/h. W mieście
spalanie rośnie do mniej więcej 10.5 l/100 km. Czasami trudno takie wyniki
osiągnąć w samochodzie o dwa razy mniejszej mocy! Wróćmy jednak do wnętrza
750d. Wspominałem na początku akapitu, że nic nie jest w stanie wprawić
kierowcę, czy pasażera w zdenerwowanie. Naturalnie tyczy się to również
ergonomii przełączników – wszystko jest umieszczone i zgrupowane bardzo
logicznie. Nawet system iDrive nie sprawia najmniejszego problemu, a wszystko
to służy komfortowi przemierzania kolejnych kilometrów.
Wszystko
to obudowano blachami nadającymi nadwoziu możliwie jak najbardziej
konserwatywny wygląd, przy czym nie omieszkano się trzymać sztandarowej dewizy
projektantów z Monachium, dotyczącej zachowania odpowiednich proporcji
nadwozia. Dzięki temu możecie podziwiać bezkreśnie długą maskę, kończącą się
dużymi i nowoczesnymi reflektorami wykonanymi w technologii LED. Co ciekawe,
wyglądają one jak najzwyklejsze w świecie reflektory, przynajmniej do momentu
nastania zmierzchu. Wtedy to „ringi” odpowiadające za oświetlenie dzienne zaczynają
pełnić funkcję świateł mijania, dając przy tym niezwykle białą plamę światła.
Między
reflektorami znajdziecie chyba największe nerki, jakie znalazły się w
produkcyjnym BMW od czasów modelu 502 V8 (1954 r.). Są one również integralną
częścią zadziornie podciętego spoilerami zderzaka, który dostępny jest w
pakiecie M. Tylna część samochodu prezentuje się najbardziej szlachetnie. Duże,
LED-owe światła uformowano na kształt litery „L” i spięto są ze sobą chromowaną
listwą, skrywającą światła cofania. W zderzak zaś wkomponowano dwie końcówki
układu wydechowego, które dosadnie informują wyprzedzonych, że szkoda zachodu
na dogonienie tego samochodu. „To BMW jest dla ciebie za szybkie. Odpuść sobie
gonitwę”.
Całość
osadzona jest na pięknych, szprychowych felgach, wzorowanych na swego czasu
bardzo popularnych BBS-ach, które były dostępne, jako oficjalna opcja. Co
prawda rozmiar nie robi wrażenia, gdyż przepastne nadkola są w stanie ukryć
dużo większy, niż 19 calowy komplet. Na przykład producent oferuje dość bogaty
wybór felg 20 calowych, a cała masa firm tuningowych jest w stanie osadzić
samochód na większych o 2 cale obręczach, jednak odbije się to na komforcie
podróżowania i drastycznie zwiększy ryzyko zniszczenia nie tylko opon, ale i
samych felg.
Na
zakończenie dodam, że BMW 750d xDrive, to rewelacyjne połączenie dwóch
odmiennych światów – komfortu i sportowego zacięcia, przy czym z tego drugiego
będziecie korzystać raczej sporadycznie. Mogę zagwarantować, że poczujecie się
tutaj jak u siebie w domu, delektując się rozleniwiającą atmosferą. Nie jest to
może do końca godny rywal dla Mercedesa klasy S, ale to tylko dlatego, że
gwiazda ze Stuttgartu jest konstrukcyjnie dużo młodszym samochodem, a premiera nowej
serii 7 zapowiadana jest na nadchodzący rok.
Jeśli
nie chcecie czekać, a nieszczególnie robi Wam różnicę, której generacji
„siódemką” będziecie podróżować, to przygotujcie minimum 449 600 zł. Tyle
bowiem kosztuje topowa wersja z silnikiem wysokoprężnym i napędem na wszystkie
koła. Prezentowany model jest droższy o kolejne 86 300 zł i jest
doposażona o m. in. ogrzewanie kierownicy, podgrzewane i klimatyzowane fotele,
4 strefową klimatyzację, zestaw HiFi Harman Kardon, Pakiet M Sport Edition, czy
Pakiet Innowacji, zawierający np. wyświetlacz Head-Up.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz