Do tańca i do różańca!
Z reguły SUV-em nie
zapuszczam się dalej poza twardy, ubity grunt i mam ku temu bardzo poważne
powody. Przede wszystkim dlatego, że nie są to samochody terenowe z krwi i
kości, więc wszystko to, w czym są w stanie się zanurzyć staje się pułapką nie do
pokonania. Aż do teraz.
Kto by się spodziewał, że bulwarowa terenówka
wyposażona w pakiet sportowy i 20 calowe felgi aluminiowe, obute w typowo
szosowe opony będzie w stanie dzielnie wygrzebywać się z bardzo grząskiego
błota, czy równie zdradzieckich wydm! Takie niespodzianki natrafiłem podczas
wycieczki na wschód, w okolice Siemiatycz, gdzie poszukiwałem fotograficznych
inspiracji, których motywem przewodnim miała zostać rzeka. I to nie byle
jaka, bo jedna z najbardziej malowniczych, jakie mamy – Bug.
Ale Podlasie to nie tylko bardzo kręta rzeka. Wokół
jest pełno łąk z kolorem trawy, który można spotkać praktycznie tylko tam oraz
lasy potrafiące się ciągnąć całymi kilometrami. Najlepsze przy tym wszystkim są
drogi i choć te bardzo często mocno odbiegają od standardów to jednak idealnie
potrafią się wpasować w tamtejszy krajobraz.
Śmiało mógłbym rzec, że Volvo XC60 T6 czuło się tam jak ryba w wodzie. W
ogóle to przemierzanie trasy spokojnym tempem pozwalało na przyjemną
relaksację, co nie znaczy, że samochód nie nadaje się do wyskoczenia na
autostradę. W tamtejszym środowisku 6 cylindrowy silnik o mocy ponad 300 KM z
wściekłością rzuca na prawo wskazówką prędkościomierza aż do deklarowanych
i zablokowanych 210 km/h. Gdyby nie „elektrokaganiec”, XC60 bez większego
wysiłku osiągałoby dużo, dużo więcej.
A jak auto zachowuje się z dala od dróg szybkiego ruchu? Śmiało mogę
stwierdzić, że takie mogą nie istnieć. Bo i po co, skoro to na zwykłych
drogach wojewódzkich czy zniszczonych krajówkach SUV od Volvo zachowuje się
równie dobrze, jak przy szaleńczym sprincie na autostradzie. Mało tego, do
wyprzedzania zupełnie wystarczy mu bardzo krótka prosta, bo niedźwiedzia moc
bez problemu wprawia w ruch ponad dwie tony (z kierowcą). A co mogę powiedzieć
na temat prowadzenia? Właściwie to niewiele. XC60 skręca tak, jak powinno,
nawet pomimo dość znacznej nadwagi. Mało tego – nieszczególnie da się czuć tu
przechyły nadwozia. A żeby było ciekawiej to dodam, że czasem pomimo pewnego
prowadzenia na układzie kierowniczym wyczuwalna jest działalność cenzora, co
daje wrażenie podobne do jazdy po lodzie i śmiem twierdzić, iż większa jest w
tym zasługa solidnej masy własnej, niż niedopracowanego układu jezdnego.
Z resztą „na sportowo” jest tu nie tylko pod maską.
Klimat czuć zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz, gdzie pierwsze, co rzuca
się w oczy, to ogromne felgi. Jeśli macie obawy przed ich uszkodzeniem, to
uspokoję Was, że opony mają odpowiednio duży profil i bardzo skutecznie
chronią koła przed zniszczeniem o krawężniki czy kamienie. Ponadto auto wyposażono
w drapieżniejszy pakiet zderzaków z okrągłymi końcówkami wydechu oraz imitacją
dyfuzora, który wygląda naprawdę dobrze.
Wewnątrz z pewnością przyczepilibyście się do mało
sportowego koła sterowego. Mnie też się nieszczególnie podoba, bo choć może nie
jest takie, jakiego można byłoby się spodziewać, to scharakteryzowałbym je
słowem „stateczne”. Jakbym się nie starał, to jednak nie udałoby mi się nie
nazwać go po prostu wielkim. Wystarczy sięgnąć wzrokiem trochę niżej, by
zobaczyć aluminiowe nakładki pedałów, same zegary w najbardziej klasycznym
trybie również są intrygująco niebieskie (ze sportowego trybu Performance nie
chciałem korzystać), zaś przez „lewitującą” konsolę centralną przebiega srebrny
pas.
Dodajcie do tego fantastycznie brzmiący zestaw audio Premium Sound i
otrzymacie wnętrze, w którym ścierają się przewidywalność i poukładanie
wraz ze sportowymi smaczkami, bez których ciężko byłoby się obejść. Na śmierć
jednak zapomniałbym o elemencie, który podoba mi się najbardziej. Fotele w
Volvo nie dość, że są jednymi z najwygodniejszych w swojej klasie, to jeszcze z
całą pewnością prezentują się najlepiej. Popatrzcie tylko na paski skóry, które
łączą po bokach fotela połacie tego samego materiału oraz na białą nić, która w
bardzo elegancki, ale i nie pretensjonalny sposób wyróżnia się na tle
wszechobecnej czerni.
A za to wszystko przyszłoby Wam zapłacić ponad 268 tysięcy złotych.
Drogo? Znajdźcie podobnie wyposażone nowe BMW, Mercedesa, czy Audi a wypłacę
Wam różnicę w cenie. A teraz poważnie – by móc kupić podobnie wyposażonego
niemieckiego SUV-a, trzeba wydać przynajmniej 58 tysięcy złotych ekstra. Co
jest tu w wyposażeniu? Między innymi nawigacja z informacją o korkach, skórzana
tapicerka, podgrzewane siedzenia, 2 strefowa klimatyzacja, aktywny układ kierowniczy,
a także adaptacyjne światła drogowe.
Fot. Marcin Koński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz