Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

środa, 14 stycznia 2015

Wyścig na ¼ mili – BMW 218d Active Tourer


Ile z BMW jest w BMW?


Seria 2 Active Tourer to auto podwójnie profanujące świętości z Monachium – to pierwszy minivan tej marki, w dodatku z napędem na przednie koła. Czy to w ogóle ma sens?


Posiadanie zasad oraz trzymanie się ich kurczowo, to bardzo chwalona i pożądana cecha. Zwłaszcza teraz, kiedy własny etos rzadko kiedy staje się czymś, co jest budowane, bo i po co sobie zawracać głowę. Sęk w tym, że zasady budują nasz charakter i wartość w oczach innych, o czym pewnie nie wszyscy wiedzą. Dlatego nie warto iść na kompromisy, ulegać różnego rodzaju namowom, które są sprzeczne z naszymi przekonaniami tylko dlatego, że widzimy w tym jakiś doraźny zysk.


Sam bardzo chciałbym wierzyć w to, co mówię, ale rzeczywistość pokazuje, że to, w co wierzę staje się buntowniczym idealizmem, który w zderzeniu z realiami życia codziennego ma takie same szanse, co Maluch z Pendolino. Tutaj akurat chciałbym wycelować moje oskarżenia w stronę producentów samochodów, a dokładniej w BMW.


Ileż to razy czytałem zapewnienia, że ta marka nie zbuduje samochodu z napędem na przednie koła, że nie powstanie żaden minivan, że nie będzie żadnego modelu spod znaku M z turbosprężarką, że diesel i owe M nie będzie miało racji bytu. Te wszystkie słowa, jak się okazuje, mają wartość politycznych zapewnień, jakimi karmi nas „elita”, tłumacząc się, że taki jest rynek, że ludzie tego oczekują, ekologia... Akurat co do ekologii, to uważam, że BMW już tyle zrobiło na tej płaszczyźnie, że mogłoby sobie pozwolić na pofolgowanie sobie z wolnossącymi V10 i V8 bez większej szkody dla ich ekowizerunku. Przecież na drugim biegunie jest seria i z bardzo ciekawym i3 i sportowym (jak na swoje możliwości) i8.


Ale zwróćcie uwagę na pierwsze dwa zarzuty, które BMW postanowiło scalić w jedno. W ten sposób powstała seria 2 Active Tourer. Wbrew pozorom, samochód ma bardzo niewiele wspólnego z „dwójką”, jaką znamy – nadwozie oparto na płycie podłogowej MINI Countrymana, dlatego też silnik umieszczony jest poprzecznie i napędza przednią oś. Dla mnie jednak dużo ciekawszym pomysłem byłoby oparcie auta na podłodze serii 1, ze wzdłużnym silnikiem o pojemności co najwyżej 2 litrów, napędzającym tylną oś.


Z założenia samochód miał być skierowany do młodych rodzin, których ortodoksyjne podejście do napędu jest kwestią zupełnie obcą, dlatego też dla oszczędzenia kilku euro, zdecydowano się na profanację (pomyśleć, że nawet Isetta miała napęd na tył). Efekt jest jednak taki, że samochody sprzedają się bardzo mizernie, a osoby, które byłyby potencjalnymi nabywcami, nawet po oszczędnym i rozsądnym doposażeniu samochodu, muszę zebrać z podłogi opadnięte szczęki.


A ja się wcale temu nie dziwię. Oszczędzone pieniądze nie są skierowane do klientów w postaci tańszych samochodów, a są nakierowane na jeszcze większe zyski w Monachium, zaś po serii 2 Actice Tourer można stwierdzić, że zaoszczędzono ich bardzo dużo. Pierwszy raz bawarski producent jest porównywany ze swoim samochodem do innego auta, a ten minivan do złudzenia przypomina obecną Kię Carens, co szczególnie objawia się w postaci sylwetki auta i przetłoczenia na dole drzwi.


Wnętrze wcale nie przypominałoby żadnego innego BMW, gdyby nie tak charakterystyczne elementy, jak zegary, panel radia, system iDrive i kilka innych przełączników. Cieszyć może to, że udało się ustrzec przed pionową pozycją za kierownicą, co nie znaczy, że wewnątrz jest mało miejsca. Każdy znajdzie dla siebie odpowiednią pozycję, zwłaszcza, że tylna kanapa również jest rozsuwana. Największą nowością jest dźwignia zmiany przełożenia przekładni, która w wypadku Active Tourera dość mocno przypomina to, co obecnie można spotkać w MINI – zamiast ładnego joysticka, otrzymacie klasyczną dźwignię z podświetlanymi literami. O ile oznaczenie przełożenia wygląda schludnie, tak dźwignia, jako całość już nie porywa. Wręcz można odnieść wrażenie, że nawet na tym BMW próbował oszczędzić projektując ten samochód.


Pod maską testowanego samochodu znalazł się 2 litrowy turbodiesel o mocy 150 KM i momencie obrotowym rzędu 350 Nm. Przekładając to na osiągi, uzyskujecie sprint do 100 km/h w niespełna 9 sekund i prędkość maksymalną wynoszącą 210 km/h. Przyznam szczerze, że w prowadzeniu czuć najwięcej pierwiastka BMW – samochód skręca pewnie i z typową lekkością. Przyspieszenie i hamowanie również nie odbiega od tego, co czego przyzwyczaił producent z Monachium.


Problem jednak zaczyna pojawiać się wtedy, kiedy zechcecie wcisnąć gaz do podłogi przy skręconych kołach. Tzw. Torquesteer do tej pory w BMW był pojęciem tak mi obcym, co immunofarmakologia dla typowego zjadacza chleba. „Dwójka” dość mocno siłuje się z kierowcą o to, kto ma prowadzić samochód, a to nie jest już najprzyjemniejszą formą czerpania frajdy z jazdy. Zwłaszcza, jeśli chodzi o producenta, który specjalizuje się w uszczęśliwianiu kierowców za dość niemałe pieniądze.


Dlaczego? BMW 218d Active Tourer to wydatek minimum 121 tysięcy złotych i wierzcie mi. Poziom wyposażenia nie zachwyci Was na tyle, byście mogli wyjechać z salonu nie doposażając auta o kilka opcji. Np. testowany przeze mnie samochód miał dokupione m. in. automatyczną skrzynię biegów, dwustrefową klimatyzację automatyczną, sportową kierownicę, czujniki parkowania, podgrzewane siedzenia, czy system audio Hi-Fi, za co przyszłoby zapłacić ponad 162 tysiące złotych. Jak na kompaktowego minivana, to bardzo wysoka cena.














Fot. BMW

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz