Fot. damox.com |
Amerykańska
motoryzacja, bez względu na to, czy ją ktoś lubi, czy nie, przez każdego
traktowana jest z szacunkiem. Fakt, że auta przeniesione na europejskie realia
najzwyczajniej w świecie sobie z nimi nie radzą, bo są ogromne i w
przeważającej większości (może inaczej – za wyjątkiem Corvette) prowadzą się
fatalnie. Mimo tego uwielbiamy je za to, że jako pierwsi płaszczyznę sportowych
samochodów przenieśli na poziom statystycznego Smitha, albo po prostu
Kowalskiego.
Wystarczy
tylko popatrzeć na wszystkie ówczesne Chevrolety Camaro, Fordy Mustangi i
Dodge-y Challengery oraz Chargery w niezliczonych wersjach, które łączyły dwie
cechy – widlaste silniki i stosunkowo niskie ceny. Jak się okazało, Amerykanom
niczego więcej do szczęścia nie było potrzebne. Złota era motoryzacji, czyli
lata 60. była najpiękniejszym okresem, bowiem różnorodność tanich i szybkich
aut była zdecydowanie największa. Potem przyszedł kryzys paliwowy i na rynku
pozostali tylko najsilniejsi, którzy i tak zostali boleśnie wykastrowani z
sowitych cohones.
Oczywiście
pojęcie samochodu sportowego w USA było znane sporo wcześniej, niż w czasie
debiutu Forda Mustanga. Wtedy też połączenie luksusu, prestiżu i osiągów nie
było niczym pompatycznym, ani gorszącym, a najlepszym tego przykładem był
Duesenberg SJ Special o pseudonimie „Mormon Meteor”. Zanim jednak przybliżę Wam
to auto, opowiem co nieco o samej marce.
Duesemberg
został założony w 1913 roku przez braci Freda i Augusta. Początkowo był
producentem czysto sportowych samochodów, które odnosiły sukcesy w wyścigach
Grand Prix Francji (1921 r.) oraz Indianapolis 500 (wygrane w 1924, 1925 i 1927
roku). W 1926 marka została wykupiona przez Cord Automobile i od tego momentu
marka skupiła się na samochodach luksusowych. Luksusowych i bardzo drogich.
Najtańsze samochody kosztowały tyle, co ówczesne 4,5 średnie roczne
wynagrodzenia przeciętnego Amerykanina, zaś na najdroższe ten sam obywatel
musiał przepracować 8 lat i 3 miesiące. Nie to jednak było powodem upadku firmy
w 1937 roku – Winowajcą był rozpad imperium Corda.
W
ciągu całego istnienia marki powstało około 1000 samochodów – głównie były to
modele J oraz SJ. A skoro jesteśmy już przy SJ – był to typowy,
luksusowo-sportowy roadster, jednak przydomek „Mormon Meteor” zmienia niemalże
wszystko. Kryje on maszynę, która miała pobić rekord średniej prędkości w
czasie 48 godzin jazdy (wynoszący 237 km/h). Jak sami widzicie silnik i osiągi
nie były szczytem możliwości producenta, ale to nie drogą powiększania mocy
chciano podążać. Dużo ciekawszym wyjściem była wala z aerodynamiką, czego
efektem są wszechobecne opływowe formy nadwozia, podłużne błotniki i garby za
tylnymi siedzeniami. Mało tego, zrezygnowano też z tradycyjnych reflektorów, by
zastąpić je jednym dużym, umieszczonym centralnie pod grillem.
Co
ciekawe, wszystkie zastosowane rozwiązania są dopuszczają do użytkowania
samochodu na drogach publicznych, zaś jedynym warunkiem, jaki musiał spełnić
Duesenberg, to przednia szyba. Bez tego auto nie ma szans na opuszczenie
zamkniętych obiektów. Ponadto nadwozie skrywało 8 cylindrowy, rzędowy silnik o
pojemności 6.9 litra i mocy 320 KM. Ten zaś potrafił rozpędzić samochód do 160
km/h w 17 sekund, zaś wskazówka zatrzymywała się dopiero po osiągnięciu
wartości 245 km/h. To nie był jednak
kres możliwości konstrukcyjnych Meteora. Druga, „delikatnie” mocniejsza
jednostka, dawała szaleńcowi za kierownicą równo 400 KM i to one umożliwiły
uzyskanie średniej prędkości 217 km/h podczas jazdy w czasie 24 godzin.
Jednakże
prawdziwy „Mormon Meteor” nastąpił po zmianie silników na coś większego. Dużo
większego. Nowa jednostka miała 12 cylindrów i 28,7 litra pojemności i to
dzięki niej Duesenberg ustanowił nowe rekordy prędkości w 1936 roku. Pierwszy,
dla 24 godzinnego przejazdu wynosił 238 km/h, zaś dla dwudniowego – 218 km/h. W
tym samym roku próbowano jeszcze raz podbić rekord dla dobowego przejazdu,
jednak po 12 godzinach uszkodzeniu uległ przegub wału napędowego. Do tego czasu
prędkość wyniosła 245 km/h.
Na
zakończenie dodam, że ta maszyna do bicia kolejnych rekordów nie powiedziała
ostatniego słowa. Po naprawie usterki jeszcze raz zdecydowano się podejść do
pobicia rekordu, czego efektem była prędkość 240 km/h. Ostateczne podejście do
wyzwania 24 i 48 godzinnego dało następujące wyniki, odpowiednio 246 km/h i 238
km/h. Na tych rezultatach kończy się szaleńcza pogoń za kolejnymi rekordami „Mormońskiego
Meteora”.
Fot. Sam Curry/deviantart.com |
Fot. ultimatecarpage.com |
Fot. ultimatecarpage.com |
Fot. wallpaperup.com |
Moje doświadczenia z https://kuta-autoserwis.pl/ były zawsze pozytywne. Oferują nie tylko pomoc drogową, ale także profesjonalne doradztwo w zakresie naprawy pojazdów. Cenię ich za terminowość, uczciwość oraz przystępne ceny. Z pewnością skorzystam z ich usług ponownie.
OdpowiedzUsuń