Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

piątek, 5 grudnia 2014

Szybkie i nieznane: Lagonda Rapide

Fot. houtkamp.nl

Pewnie zastanawialiście się, co było motywatorem dla inżynierów z Modeny, by wydać na świat luksusową limuzynę o osiągach samochodu sportowego. Kto z Was chciałby kupić wygodną limuzynę, by być nią wożonym? Z drugiej strony któż nie chciałby być szoferem, który ma do dyspozycji coś tak wyjątkowego i odłączonego ze zdrowego rozsądku.


Jako pierwszy przed szereg z tego typu samochodem wyszedł francuski Facel z modelem Vega, którego zaprezentowano w 1954 roku. Pod maską miał silnik pochodzący z Chryslera, o pojemności 4.5 litra. Dzięki niemu samochód był w stanie rozpędzić się do 100 km/h w mniej, niż 10 sekund, co jak na owe czasy, było rewelacyjnym wynikiem, zwłaszcza dla wielkiej i ciężkiej limuzyny. Ten ruch jednak nie wpłynął na żadnego z potencjalnych konkurentów, którzy nadal oferowali auta z dość spokojnym usposobieniem. Według nich ostatnią rzeczą, jaką mógł oczekiwać – bardzo ważny – pasażer, były właśnie sportowe doznania.


Dlatego też nikt nie odważył się odpowiedzieć na ruch Facela. Dopiero 7 lat później brytyjski producent luksusowych samochodów, Lagonda, zaprezentował model Rapide. Co ciekawe, w 1962 roku, rok po wprowadzeniu na rynek Rapide-a, upada marka Facel, co może sugerować, iż brak zainteresowania sportowymi limuzynami wcale nie jest bezpodstawny. Wróćmy jednak do Lagondy. Ta blisko 5 metrowa limuzyna wagi półciężkiej (masa ponad 1700 kilogramów) z przodu może przypominać mieszankę składającą się odrobinę z Edsela Pacera oraz Chryslera 300C z 1957 roku.


Wszystko za sprawą lekko skośnych reflektorów i ogromnych rozmiarów wlotów powietrza, które zdecydowanie dominują facjatę. W sumie to nie ma się czemu dziwić, bowiem przez te otwory, samochód wciąga życiodajne powietrze do 4 litrowego, 6 cylindrowego silnika, który jest w stanie wykrzesać z siebie 239 koni mechanicznych i 359 niutonometrów. Taki zestaw dość żwawo wprawia w ruch wbrew pozorom niezbyt przestronną kabinę (miejsca na nogi z tyłu jest bardzo mało) i ogromny kufer z tylnymi światłami przywodzącymi trochę na myśl te z bondowskiego Astona Martina DB5.


Jak żwawo? Nieco ponad 9 sekund do 100 km/h i blisko 210 km/h to – jak już raz wspomniałem – rewelacyjne rezultaty. Zwłaszcza, jak siedzicie w dość ciasnej kabinie. Nie jestem jednak do końca przekonany, czy owa ciasnota nie jest efektem tego, że kabina nie jest stosunkowo duża (w porównaniu z np. bagażnikiem), czy dlatego, że wnętrze jest ta sowicie wypakowane skórzaną tapicerką. Wróćcie na kanapę i popatrzcie na samo siedzisko. Jest tak ogromne, że chyba jako jedyne jest w stanie objąć wygodnie pośladki Nicki Minaj. Pomijam fakt, że poniżej nich musiałaby mieć nogi muszki owocówki, ale przynajmniej będzie miała do dyspozycji mały, gustowny, składany stolik z drewna.


Z resztą kierowa również będzie mógł wygodnie rozgościć się na fotelu, który jest tak wielki, że oparcie łączy się z tym, po stronie pasażera. Deska rozdzielcza to typowy klasyk luksusowego auta lat 60. – prosty, drewniany kokpit, zestaw zegarów i ogromna kierownica (co nie znaczy, że wnętrze wygląda ubogo, czy brzydko). To otrzymywał nabywca jednego z 55 egzemplarzy Lagondy Rapide (dwa w 1961 r., dziewięć w 1962, czterdzieści w 1963 i cztery w 1964 r.), która kosztowała 5251 funtów szterlingów. Za równowartość można było sobie kupić 3 Jaguary E-Type, które też nie uchodziły za tanie.

A i zapomniałbym o jeszcze jednym. To, że w trzy lata sprzedało się tylko 55 sztuk Lagondy, nie znaczy, że nie nastała moda na szybkie limuzyny. W 1963 roku światło dzienne ujrzało Maserati Quattroporte, zaś dwa lata później zaprezentowano Mercedesa 280SE 3.5. BMW tej klasy to jeszcze dość odległa przyszłość.


Fot. toplowridersite.com
Fot.traumautoarchiv.de



Fot. wikimedia. org
Fot. wallpaperup.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz