Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

środa, 10 września 2014

Wyścig na ¼ mili – SEAT Leon Cupra 280


Dzieło dokończone

Wreszcie SEAT Leon jest taki, jaki powinien być od debiutu. Agresywny, szybki, wyzywający i w końcu ze skrzynią dwusprzęgłową, której szybkości nie można nic zarzucić. Czy to oznacza, że Cupra 280 jest jeżdżącą doskonałością?

Dotychczas problem polegał na tym, że od momentu debiutu Leon w wypadku każdego wybranego do niego silnika zawsze pozostawiał niedosyt. Do tej pory zjeździłem już 5 hiszpańskich kompaktów różnej maści – od klasycznych hatchbacków, po kombi, aż po wersję 3 drzwiową SC. Za każdym razem wychodziłem z aut wraz z kilkoma uwagami, które nie dawały mi spokoju. Hatchbacki wyglądają tak, jakby były narysowane wzorując się koncernowym szablonem, który został ozdobiony bardzo mocnymi, miejscami wręcz przerysowanymi przetłoczeniami. Kombi, w przeciwieństwie do krótszych odmian prezentują się bardzo ładnie. Jakby były dopełnieniem tego, co chcieli zrobić styliści z sylwetką auta.

Żeby było ciekawie, i tę odmianę mogłem przetestować – zarówno w wersji „zwykłej”, jak i FR. Pierwszy z nich był połączony z benzynowym silnikiem 1.4TSI, który okazał się bardzo oszczędny, zaś sama przekładnia była taka, jak być powinna – precyzyjna i odpowiednio zestopniowana. Mocniejszy wariant miał pod maską 2 litrowego turbodiesla i 184 KM, jednak dawał lekki niedosyt. Przez cały czas miałem wrażenie, że wersja benzynowa jest szybsza, no i brzmiała jak wściekła.

O ile do silników nie mam żadnych zastrzeżeń, tak przekładnie DSG w wydaniu SEAT-a nie są pozycjami wartymi uwagi. Kupując skrzynię dwusprzęgłową oczekuje się od niej wręcz błyskawicznego działania bez względu na to, czy dyryguje się nią za pomocą łopatek, czy zostawia jej wolną rękę. Ta w rzeczywistości okazuje się tak sprawna, jak dobry klasyczny (bo jednosprzęgłowy) automat. Z tego też powodu zdecydowanie lepszym wyborem jest wersja z ręczną skrzynią biegów.

Tym razem sięgnąłem szczytu, bo w moje ręce wpadł 280 konny Leon Cupra i od razu w oczy rzuciło mi się kilka szczegółów. Poza końcówkami wydechu, hamulcami, felgami, emblematami i drobnym liftingiem zderzaków auto wygląda tak samo, jak każdy Leon. Nie ma tu wydatniejszych błotników, wlotów powietrza czy jeszcze wyraźniejszych przetłoczeń. Zupełnie, jakby na etapie projektowania styliści doszli do wniosku, że zrobią Leona Cuprę i ucywilizują go delikatnie, by sportowa wersja mogła się czymś wyróżnić. Jestem tym trochę rozczarowany, zwłaszcza jak popatrzę sobie na wydech w tym Leonie i porównam go z tym, co skrywa Ibiza Cupra. Owale w większym kompakcie wyglądają przy centralnym wydechu miejskiego SEAT-a zupełnie niewinnie. Jakby to był tani element tuningowy z Tesco. A przecież pod maską siedzi 280 KM – to dużo więcej, niż ma do zaoferowania Golf GTI.

Wewnątrz jest dużo ciekawiej, bo zmienił się niemal każdy element. Poza brzydką konsolą centralną z nieprzyzwoicie małym ekranem nawigacji i kierownicą z wersji FR, w której zmieniono plastikową wstawkę z emblematem. Ponadto mamy aluminiowe nakładki na pedałach, skórzane, dwubarwne wykończenie drzwi i siedzeń (te dzielą swoją powierzchnię z alcantarą), nowe zegary z odpowiednio dużą skalą i szarym tłem (wzorem z usportowionej rodziny S od Audi), oraz całkiem miękki daszek deski rozdzielczej. Mimo tego targają mną mieszane uczucia, bo zrobiono wszystko, aby uatrakcyjnić wnętrze, a mimo tego nieszczególnie mnie ono pociąga. Po każdym zgaszeniu silnika nie mam potrzeby posiedzenia i wzdychania przez kilka chwil za różnymi detalami. Volkswagenowska logika i porządność całkowicie zabiła ducha niezwykłości i specjalności tej wersji. Leon Cupra jest jak Miroslav Kloze – obaj są zgermanizowani do granic możliwości, niewiele mając wspólnego ze swoim krajem pochodzenia.

Fakt, obu poszło to na dobre, bo zarówno SEAT, jak i piłkarz niemieckiej reprezentacji są zdumiewająco skuteczni. Układ kierowniczy Leona jest bardzo precyzyjny, reakcja na gaz nie pozostawia niczego do życzenia, zawieszenie pozwala na dworowanie z praktycznie każdego zakrętu, zaś skrzynia wreszcie działa tak, jak powinna – jest niezwykle szybka. Jest też oczywiście druga strona medalu. Przy normalnej jeździe przekładnia potrafi zgłupieć mieszając biegami, zaś zawieszenie nerwowo podskakuje na krótkich nierównościach tj. tory tramwajowe.

Kto by się tym przejmował, skoro ten pocisk ma pod maską 280 germańskich koni z Wolfsburga, które katapultują Cuprę powyżej 100 km/h w czasie 5.7 sekundy, zaś prędkość maksymalna wynosi ćwierć tysiąca kilometrów na godzinę. To chyba jednak nie ostatnie słowo, bo jedna z redakcji pokazała, że Cupra pojedzie i 270 km/h. Już na papierze te cyferki robią wrażenie. Na żywo jest jeszcze lepiej – to pierońsko szybki hot hatch!

To też nie jedyna jego zaleta, bowiem żaden inny producent nie oferuje tylu koni mechanicznych za niespełna 113 tysięcy złotych. Konkurencja z silnikami o podobnej mocy jest droższa o co najmniej 15 tysięcy złotych, zaś modele z tej samej półki cenowej mogą się poszczycić gromadką 25-30 KM skromniejszą. Nie oznacza to jednak, że zakup Leona Cupry jest najbardziej opłacalny – przeliczając ilość KM na cenę, najkorzystniej wypada tu Megane RS 265, u którego każde z rumaków kosztuje nieco ponad 402 zł. SEAT jest pod tym względem droższy 1,1 zł na każdym koniu zamieszkującym pod maską Leona. Jeśli jednak chcielibyście podnieść ostateczną wartość Cupry 280 o m. in. czujniki parkowania z kamerą, czujnik świateł i wycieraczek, nawigację satelitarną z mapą Europy, czy podgrzewanymi fotelami, musicie przygotować się na wydatek rzędu niespełna 136 tysięcy zł. Nadal to będzie dużo mniej, niż za „gołe” S3.
















Fot. Marcin Koński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz