Dzieło dokończone
Wreszcie SEAT Leon jest taki, jaki powinien być od debiutu. Agresywny,
szybki, wyzywający i w końcu ze skrzynią dwusprzęgłową, której szybkości nie
można nic zarzucić. Czy to oznacza, że Cupra 280 jest jeżdżącą doskonałością?
Dotychczas
problem polegał na tym, że od momentu debiutu Leon w wypadku każdego wybranego
do niego silnika zawsze pozostawiał niedosyt. Do tej pory zjeździłem już 5
hiszpańskich kompaktów różnej maści – od klasycznych hatchbacków, po kombi, aż
po wersję 3 drzwiową SC. Za każdym razem wychodziłem z aut wraz z kilkoma
uwagami, które nie dawały mi spokoju. Hatchbacki wyglądają tak, jakby były
narysowane wzorując się koncernowym szablonem, który został ozdobiony bardzo
mocnymi, miejscami wręcz przerysowanymi przetłoczeniami. Kombi, w przeciwieństwie
do krótszych odmian prezentują się bardzo ładnie. Jakby były dopełnieniem tego,
co chcieli zrobić styliści z sylwetką auta.
Żeby
było ciekawie, i tę odmianę mogłem przetestować – zarówno w wersji „zwykłej”,
jak i FR. Pierwszy z nich był połączony z benzynowym silnikiem 1.4TSI, który
okazał się bardzo oszczędny, zaś sama przekładnia była taka, jak być powinna –
precyzyjna i odpowiednio zestopniowana. Mocniejszy wariant miał pod maską 2
litrowego turbodiesla i 184 KM, jednak dawał lekki niedosyt. Przez cały czas
miałem wrażenie, że wersja benzynowa jest szybsza, no i brzmiała jak wściekła.
O ile
do silników nie mam żadnych zastrzeżeń, tak przekładnie DSG w wydaniu SEAT-a
nie są pozycjami wartymi uwagi. Kupując skrzynię dwusprzęgłową oczekuje się od
niej wręcz błyskawicznego działania bez względu na to, czy dyryguje się nią za
pomocą łopatek, czy zostawia jej wolną rękę. Ta w rzeczywistości okazuje się
tak sprawna, jak dobry klasyczny (bo jednosprzęgłowy) automat. Z tego też
powodu zdecydowanie lepszym wyborem jest wersja z ręczną skrzynią biegów.
Tym
razem sięgnąłem szczytu, bo w moje ręce wpadł 280 konny Leon Cupra i od razu w
oczy rzuciło mi się kilka szczegółów. Poza końcówkami wydechu, hamulcami,
felgami, emblematami i drobnym liftingiem zderzaków auto wygląda tak samo, jak
każdy Leon. Nie ma tu wydatniejszych błotników, wlotów powietrza czy jeszcze
wyraźniejszych przetłoczeń. Zupełnie, jakby na etapie projektowania styliści
doszli do wniosku, że zrobią Leona Cuprę i ucywilizują go delikatnie, by
sportowa wersja mogła się czymś wyróżnić. Jestem tym trochę rozczarowany,
zwłaszcza jak popatrzę sobie na wydech w tym Leonie i porównam go z tym, co
skrywa Ibiza Cupra. Owale w większym kompakcie wyglądają przy centralnym
wydechu miejskiego SEAT-a zupełnie niewinnie. Jakby to był tani element
tuningowy z Tesco. A przecież pod maską siedzi 280 KM – to dużo więcej, niż ma
do zaoferowania Golf GTI.
Wewnątrz
jest dużo ciekawiej, bo zmienił się niemal każdy element. Poza brzydką konsolą
centralną z nieprzyzwoicie małym ekranem nawigacji i kierownicą z wersji FR, w
której zmieniono plastikową wstawkę z emblematem. Ponadto mamy aluminiowe
nakładki na pedałach, skórzane, dwubarwne wykończenie drzwi i siedzeń (te
dzielą swoją powierzchnię z alcantarą), nowe zegary z odpowiednio dużą skalą i
szarym tłem (wzorem z usportowionej rodziny S od Audi), oraz całkiem miękki
daszek deski rozdzielczej. Mimo tego targają mną mieszane uczucia, bo zrobiono
wszystko, aby uatrakcyjnić wnętrze, a mimo tego nieszczególnie mnie ono
pociąga. Po każdym zgaszeniu silnika nie mam potrzeby posiedzenia i wzdychania
przez kilka chwil za różnymi detalami. Volkswagenowska logika i porządność
całkowicie zabiła ducha niezwykłości i specjalności tej wersji. Leon Cupra jest
jak Miroslav Kloze – obaj są zgermanizowani do granic możliwości, niewiele
mając wspólnego ze swoim krajem pochodzenia.
Fakt,
obu poszło to na dobre, bo zarówno SEAT, jak i piłkarz niemieckiej
reprezentacji są zdumiewająco skuteczni. Układ kierowniczy Leona jest bardzo precyzyjny,
reakcja na gaz nie pozostawia niczego do życzenia, zawieszenie pozwala na
dworowanie z praktycznie każdego zakrętu, zaś skrzynia wreszcie działa tak, jak
powinna – jest niezwykle szybka. Jest też oczywiście druga strona medalu. Przy
normalnej jeździe przekładnia potrafi zgłupieć mieszając biegami, zaś
zawieszenie nerwowo podskakuje na krótkich nierównościach tj. tory tramwajowe.
Kto by
się tym przejmował, skoro ten pocisk ma pod maską 280 germańskich koni z
Wolfsburga, które katapultują Cuprę powyżej 100 km/h w czasie 5.7 sekundy, zaś
prędkość maksymalna wynosi ćwierć tysiąca kilometrów na godzinę. To chyba
jednak nie ostatnie słowo, bo jedna z redakcji pokazała, że Cupra pojedzie i
270 km/h. Już na papierze te cyferki robią wrażenie. Na żywo jest jeszcze
lepiej – to pierońsko szybki hot hatch!
To też
nie jedyna jego zaleta, bowiem żaden inny producent nie oferuje tylu koni
mechanicznych za niespełna 113 tysięcy złotych. Konkurencja z silnikami o
podobnej mocy jest droższa o co najmniej 15 tysięcy złotych, zaś modele z tej
samej półki cenowej mogą się poszczycić gromadką 25-30 KM skromniejszą. Nie
oznacza to jednak, że zakup Leona Cupry jest najbardziej opłacalny –
przeliczając ilość KM na cenę, najkorzystniej wypada tu Megane RS 265, u
którego każde z rumaków kosztuje nieco ponad 402 zł. SEAT jest pod tym względem
droższy 1,1 zł na każdym koniu zamieszkującym pod maską Leona. Jeśli jednak
chcielibyście podnieść ostateczną wartość Cupry 280 o m. in. czujniki
parkowania z kamerą, czujnik świateł i wycieraczek, nawigację satelitarną z
mapą Europy, czy podgrzewanymi fotelami, musicie przygotować się na wydatek
rzędu niespełna 136 tysięcy zł. Nadal to będzie dużo mniej, niż za „gołe” S3.
Fot. Marcin Koński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz