Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

piątek, 12 września 2014

Szybkie i nieznane: Subaru Forester STi

Fot. subtle-solutions.com

Subaru Forester to obecnie przede wszystkim modny SUV, którego poprawność polityczna pozbawiła prawdziwego charakteru. Teraz to jeden z wielu zwyczajnych, wyżej zawieszonych aut, jakie można spotkać na naszych drogach. Kiedyś było zupełnie inaczej. Pomimo całkiem przyzwoitych możliwości terenowych, Forester cały czas pozostawał rodzinnym kombi, sowicie obdarowanym sportowym pazurem.

Niewielu jednak mogło wiedzieć o tym, że fabrykę w Gunma opuszczały nie tylko „zwykłe” rodzinne Subaru. Na jej terenie miał miejsce niecodzienny eksperyment – postanowiono skrzyżować „Leśnika” drugiej generacji z najbardziej wyczynowym ówcześnie samochodem spod znaku plejad – Imprezą WRX STI. Oczywiście wszystko odbywało się pod osłoną burzowej nocy, a jedyne, co mogło niepokoić, to błyski w oknach fabryki i złowieszczy śmiech.

Pracownicy z porannej zmiany, którzy zobaczyli go rano, byli mocno zaskoczeni. Samochód ubrano w sportowe zderzaki, felgi z niskoprofilowymi oponami. Wyposażono też w maskę z pokaźnym wlotem powietrza, zaś z tyłu zdecydowanie dominuje ogromne skrzydło i równie pokaźny wydech. W środku to, co Subaru ma w sobie najlepsze. Kompletnie nudny kokpit bez polotu i fantastyczne kubełkowe fotele.

Pod maską również działo się bardzo dużo. 2,5 litrowy silnik bokser co prawda nie miał 300 koni mechanicznych, a tylko 261, lecz pomimo tego Forester gwarantował bardzo przyzwoite osiągi. Niestety te bardzo szybko były blokowane przez ogranicznik prędkości – w Japonii bezlitośnie aktywujący się po osiągnięciu mniej więcej 180 km/h.

Aby auto mogło bezproblemowo obsługiwać taką moc, zdecydowano się obniżyć i usztywnić zawieszenie montując rozpórki i stabilizatory. Do tego trzeba dodać opony Bridgestone Potenza o szerokości 225 mm osadzone na 18 calowych gumach, zaś aby zatrzymać prawie 1,5 tonowego kloca, posłużono się zestawem oferowanym przez Brembo. Efekt końcowy wyjeżdżał z salonów po uprzednim przelaniu na konto równowartości 125 tysięcy złotych. Warunek był tylko jeden – trzeba było wybrać się do najbliższego dealera Subaru w Japonii.

Fot. turbosport.co.uk
Fot. photobucket.com
Fot. Subaru
Fot. Subaru
Fot. Subaru
Fot. Subaru

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz