Pełnokrwiste Gran Turismo
Gran Turismo jest nazwą dużego coupe z silnikiem zapewniającym bardzo
dobre osiągi. To bez wątpienia też wóz, do szybkiego pokonywania długich
autostradowych kilometrów. Te wyróżniki idealnie pasują do największego auta z
Monachium z parzystą cyferką w nazwie.
Zanim
jednak zacznę opowiadać o wrażeniach z jazdy tym autem, przejdę do innego
tematu. Coupe. Każdy powinien wiedzieć, czym ono jest, bo jeśli ktoś z Was
trafiłby „szóstkę” w totka i zdecydowałby zostać w kraju, to jednym z marzeń,
które spełniłby, byłby zakup coupe. Wcale się nie dziwię. Ta nazwa ma w sobie
coś magicznego. Coś, co magnetyzuje każdego – miłośnika motoryzacji i totalnego
laika. Kiedyś na samo to słowo, bicie mojego serca przyspieszało tak, jakby
dostało zastrzyk końskiej dawki adrenaliny. Nie dziwi mnie zatem, że producenci
aut chcieli wykorzystać tę nazwę przy właściwie każdej okazji. Czy to
zbudowania trzydrzwiowego hatchbacka, limuzyny, czy ostatnio nawet SUV-a, albo
kombi.
Z tego
też powodu słowo „coupe” zostało wyeksploatowane, tracąc jednocześnie swój
czar, bo ile ono jest warte, kiedy słyszycie np. Renault Megane Coupe. To żadne
coupe, a zwyczajny hatchback. Gdzie ma klapę bagażnika otwieraną bez szyby? To
tak, jakby na sedana wołać kombi. Kombi-coupe? Tak, to Shooting Brake. O ile te
z lat 70. (i Z3 Coupe z połowy lat 90.) faktycznie można nazwać „coupe” z
wielkim bagażnikiem, bo mają parę drzwi, tak współczesny Shooting Brake od
Mercedesa różni się z grubsza od zwykłego E Touring inną linią dachu.
Skoro
już jesteśmy przy CLS-ie, to nie pozostawię też suchej nitki na
limuzynach-coupe. Te wyglądają tak, jakby zostały oblane kwasem solnym, przez
co nabrały kształtów obłych do granic możliwości. Popatrzcie na Mercedesa CLS,
albo Volkswagena CC. Z profilu wyglądają jak latające spodki. W przypadku
Volkswagena taki ruch nazwałbym szaleńczym aktem odwagi, bo poprzednim
ekstrawaganckim przejawem tego producenta, był debiut plebsu w klasie
samochodów luksusowych. Najzabawniejsze przy tym wszystkim jest jednak to, że
nowa Limuzyna-Coupe od Volkswagena (Golf CC, czy jakoś tak) od Jetty będzie różniła
się jedynie zderzakiem, reflektorami i atrapą chłodnicy.
BMW tu
też nie jest bez winy, bo marketingowcy coraz mocniej zaczynają działać na
rzecz zapewniania potencjalnym klientom coraz to bardziej wyszukanych form
związanych z szeroko pojętym „coupe”. X6? Wielu zarzuca totalną
niepraktyczność, przez co nie potrafią pojąć, w jaki sposób to auto zaskarbiło
sobie serca tylu kierowców. Ja jestem trochę bardziej wyrozumiały, bo śmieję się tylko z tych, którzy swoje X6
ozdobili kratką i zarejestrowali jako ciężarówki, bo wyglądają jak bazarowi biznesmeni z Wólki Kosowskiej.
To nie
wszystko, co znalazłem za uszami BMW. Drugi punkt, to Gran Turismo, które w
bawarskim wydaniu nie jest klasycznym coupe, a mieszanką liftbacka, minivana i
crossovera. Fakt, są nieziemsko wygodne, bo zapewniają nieprzyzwoitą ilość miejsca
na kolanach w swojej klasie, jednak ze względu na wyższe nadwozie, nie prowadzą
się już tak dobrze, jak ich tradycyjne odpowiedniki. A Gran Coupe? Cóż. Z Coupe
nie mają zbyt wiele wspólnego. 6 ma linię trochę dynamiczniejszej limuzyny, zaś
seria 4 nie jest nawet sedanem, a kolejnym, trochę lepiej wyglądającym, niż 3
GT liftbackiem. Na szczęście BMW nie zrezygnowało z budowania prawdziwych,
fantastycznie wyglądających coupe.
Wystarczy
popatrzeć na to 640i xDrive M Sport Edition. Duże przednie światła, wydatne
nerki i agresywnie narysowany zderzak składają się na perfekcyjną całość. Czego
chcieć więcej? Ja nie mam żadnych zastrzeżeń. Dalej jest tylko lepiej, bo długa
maska ozdobiona jest wyraźnymi przetłoczeniami. Tam, gdzie się kończą, zaczyna
się równie zdecydowana dominacja kreski przebiegającej przez cały bok auta,
kończącej się na tylnych światłach.
Profil
auta prezentuje się nieziemsko dobrze. Łagodnie opadająca linia dachu, w
przyjemny dla oka sposób przechodzi w klapę bagażnika. Ta w przeciwieństwie do
poprzednika nie wygląda już jak część ciała przeszczepiona z wieloryba. Pokrywa
jest zgrabna i zadziornie podbita w miejscu trzeciego światła stop. Patrząc na
tył ciężko wyobrazić sobie lepsze zakończenie „szóstki”. Wielkie światła
uformowane na kształt litery „L” prezentują się okazale, ale nie dominują w
drażniący sposób tyłu. Brakuje tylko chromowanych końcówek wydechu, gdyż te
malowane na czarno znikają pod równie czarnym wykończeniem zderzaka.
Całość
jednak najlepiej wygląda wtedy, kiedy załamania grają główną rolę przy grze
świateł, a te najprzyjemniej oglądać podczas słonecznego zachodu słońca.
Szóstka wygląda wtedy jak napięty, wyrzeźbiony mięsień, pod którym skrywa się
pięknie wyglądające wnętrze. Co prawda jest tu tak samo logicznie, jak we
wszystkich innych BMW, jednak wystrój jest tu zdecydowanie szlachetniejszy, a
najlepszym tego przykładem jest skórzana tapicerka rozlewająca się wąskim
strumieniem z deski rozdzielczej na podłokietnik. Takie coś znajdziecie tylko w
szóstkach. Jedynym sportowym akcentem jest tu kierownica z łopatkami do zmiany
biegów, która pomimo charakteru idealnie pasuje do wnętrza zbudowanego w
głównej mierze ze skóry i świetnej jakości listew.
Wduszenie
startera budzi do życia 3 litrowy silnik z turbo, który bardzo chętnie
demonstruje swoje stado liczące 320 pełnych życia rumaków. Te pomimo dość
sporej masy zaprzęgu, liczącej prawie 1,7 tony rozpędzają szóstkę do 100 km/h w
nieco ponad 5 sekund i kończą nabieranie prędkości wtedy, kiedy do akcji
wkracza ogranicznik prędkości, który tradycyjnie interweniuje przy 250 km/h.
Szybko, jednak nie to robi największe wrażenie. Dużo bardziej zaskoczył mnie
fakt jak bardzo BMW potrafi pogodzić sportowy i komfortowy charakter auta.
Kiedy
wybierzecie tryb sport, auto chętniej reaguje na komendy wydawane prawą stopą,
ale jest też odczuwalnie sztywniejsze. Nadal jednak nie łamie kręgosłupa przy
najechaniu na choćby najmniejszy kamyk, pomimo 20 calowych felg z oponami o
profilu 35, które na polskich drogach nie mają łatwego życia. Kiedy wybierzecie
tryb dwa piętra niżej, czyli Comfort+, auto wręcz utuli was do snu. Zawieszenie
staje się bardzo miękkie (mimo tego auto nie traci nic z pewności prowadzenia),
zaś biegi zmieniają się tak płynnie, jak to tylko możliwe. Nie zdziwię się, jak
przeoczycie moment, kiedy auto wybierze wyższe przełożenie.
BMW
640i xDrive M Sport Edition to fenomenalnie dobre Gran Turismo, które potrafi
być bardzo szybkie, niezwykle komfortowe i zdumiewająco ekonomiczne, bo przy 70
km/h wskazówka ekonomizera potrafiła zejść do poziomu 5l/100 km. Niestety jak
to często bywa, by móc oszczędzać, trzeba najpierw sporo wydać, dlatego też
ceny tego modelu rozpoczynają się od ponad 412 tysięcy złotych. Jeśli jesteście
zainteresowani autem wyposażonym w m. in. szyby odbijające promienie słoneczne,
komfortowe skórzane fotele, kamery Surround View, czy zestaw audio HiFi, to
musicie przygotować dodatkowo ponad 55 tysięcy, co daje końcową sumę ponad 460
tysięcy złotych. Z jednej strony to dużo, jednak jeśli popatrzy się na tę kwotę
przez pryzmat samego auta, to nie są to już aż tak ciężkie pieniądze.
Fot. Marcin Koński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz