Mroczny książę
Z całą pewnością wygląda najbardziej groźnie z pośród wszystkich limuzyn
w swojej klasie. Dodając do niego charyzmatyczny silnik V8 otrzymacie narzędzie
samego Lucyfera.
Kilka dni po tym, jak miałem okazje przejechać się świetnymi dieslami
opakowanymi w nadwozia topowych limuzyn z Ingolstadt, moje oczekiwania wobec
ośmiocylindrowego benzyniaka były naprawdę duże. Skoro topowy „ropniak”
rozpędzał ponad 2 tony aluminium do 100 km/h w mniej, niż 5 sekund, to po benzynowej
wersji spodziewałem się najwyżej tego samego rezultatu.
I znowu historyjka się powtarza – podchodzę do wielkiej limuzyny bez
zbyt długiego przyglądania się nadwoziu (auto stało w garażu). Usiadłem za
kierownicą, szybko rozejrzałem się po kokpicie, wcisnąłem hamulec i wdusiłem
przycisk startera znajdującego się za dźwignią zamiany biegów.
Od tego momentu wszystko wyglądało (i brzmiało) już inaczej. Starterem
nie obudziłem spokojnego pomruku turbodiesla, a złowieszczo grzmiące benzynowe
V8 krótko oznajmiające, że te kilometry, które spędzimy razem mogą być
fascynująco szybkie. Moja odpowiedź mogła być tylko jedna – przeciągnąłem
dźwignię do pozycji „D” i skierowałem się do wyjazdu. Już pierwsze metry na
ulicy całkowicie potwierdziły moje przypuszczenia.
Jedwabiste pomruki bardzo szybko ustąpiły zdecydowanemu tonowi
nadawanemu przez prężące się 435 koni mechanicznych, co oznacza, że do uszu
zaczął dobiegać stanowczy ryk oddzielany przy zmianie biegów cichą salwą
armatnią. Niestety taki koncert bardzo szybko musiał się skończyć, a pierwsze
skrzypce zaczęły grać hamulce. Ostre jak brzytwa, niemal stawiające A8 dęba
przed poprzedzającym go samochodem. Przy spokojnej jeździe 4 litrowy
turbodoładowany generator mocy zadowala się stosunkowo niewielkimi ilościami
paliwa, zaś w kabinie jest wręcz doskonale cicho.
Tak samo, jak w 3 litrowym dieslu, tu też znalazła się skórzana
tapicerka kosztująca tyle, ile warta jest nowa Honda Civic Tourer. Fotele są
bardzo miękkie i megakomfortowe, drewniane wykończenie jest przyjemnie szorstkie.
Tak szorstkie, że od przesuwania po nim palców boję się, że wbiję sobie drzazgę.
Ilość miejsca na tylnej kanapie wystarczy nawet dla rosłego koszykarza. Wróćmy
jednak za kierownicę, bo droga powrotna nie jest już tak zatłoczona.
Sprint do 100 km/h trwa zaledwie 4,5 sekundy. Druga setka pada łupem A8
już 12 sekund później, a po mniej więcej połowie minuty gwałtownego sprintu
wskazówka opiera się o niewidzialną ścianę w postaci ogranicznika, który
blokuje auto przed dalszym rozpędzaniem się powyżej 250 km/h. To jeszcze nic –
sportowy tryb zawieszenia, układu kierowniczego i silnika sprawiają, że
samochód prowadzi się jak auto o klasę mniejsze, a ta funkcja jest bardzo
przydatna, bo A8 mierzy ponad 5 metrów 13 centymetrów.
A ta dość słuszna długość z 4 litrowym V8 wyceniona została, na co
najmniej 449 tysięcy złotych. By jednak kupić auto szyte na miarę testowego,
trzeba byłoby bardzo szeroko otworzyć portfel, bo oprócz zjawiskowo drogiej
skórzanej tapicerki w wyposażeniu prezentowanego auta znalazły się m. in. 20
calowe aluminiowe felgi, wszelkiego rodzaju systemy wspomagające kierowcę,
dźwiękoszczelne szyby, system Head up, czy światła LED-owe. Efekt końcowy
powinien zamknąć się na niespełna 667 tysiącach złotych.
Fot. Marcin Koński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz