Luksus według przepisu z Ingolstadt
Silnik diesla w połączeniu z dużą limuzyną zazwyczaj oznacza pożeracza
autostradowych kilometrów, ale czy tonąc w luksusowym wnętrzu Audi A8 będzie
można sobie pozwolić na dynamiczną jazdę ciaśniejszymi drogami?
Jakiś
czas temu zostałem zaproszony do przetestowania najnowszych modeli Audi z
napędem na cztery koła. Natulanie otrzymałem w mailu login i hasło do strony, w
której mogłem zarezerwować sobie na kilka godzin jeden z kilku (-nastu?) modeli
z napędem quattro. Jaka była moja radość na widok listy dostępnych modeli
zaczynających się nie na „A”, a – rzecz jasna – od litery „R”. RS5, RS6, RS7,
R8 itd. Serce podpowiedziało mi „RS7”, zaś nerw bezpośrednio łączący ten kawał
mięsa z moją dłonią niemal automatycznie wybrał tę opcję. Przyjemnie mi się na
duchu zrobiło jak zobaczyłem coś w rodzaju „dokonałeś rezerwacji”.
Teraz przyszła kolej na drugie auto. Tu już nie było tak łatwo, bo każda
propozycja była z mojego punktu widzenia intrygująca. Ostatecznie padło na R8, który
jak wszyscy wiecie ma bardzo dużo wspólnego z Lamborghini Gallardo. Kolejne dwa
kliknięcia i uradowany wyszedłem ze strony. Oczywiście niedowierzałem, że będę
miał okazję sprawdzić te samochody jednego dnia, dlatego co dwa, trzy dni
sprawdzałem, czy aby na pewno wszystko zostało dopięte na ostatni guzik.
Doszedłem nawet do odkrycia, że jakimś cudem zaklepałem sobie wszystkie
sportowe samochody spod znaku czterech pierścieni, jakie można było zobaczyć na
stronie.
Radość tym odkryciem była ogromna. Właściwie wprost proporcjonalna do
rozmiarów zdziwienia, że kilka dni przed imprezą nie miałem zarezerwowanego
żadnego auta. Na szczęście udało się załatwić do testu dwa ociekające luksusem
samochody, które z gracją wjeżdżają do kolejnego akapitu.
A8 wśród niemieckiej trójcy jest nie tylko łącznikiem pomiędzy
nieziemskim komfortem podróżowania Mercedesa S klasy, ale też zwinności i
dynamiki BMW serii 7. Mało tego, Auto z Ingolstadt stara się jak może, by
pokazać rywalom, że kompromis pomiędzy sportem, a luksusem jest lepszy, niż to,
co oferują konkurenci. Oczywiście przez to A8 nawet z pneumatycznym
zawieszeniem nie będzie tak wygodne, jak Mercedes, ale pod każdym innym
względem śmiało może sobie torować drogę na szczyt.
Ostatni face lifting nie tylko zmienił przede wszystkim przednie
reflektory. Nareszcie z tyłu samochód nie wygląda jak mocno wyrośnięte Audi A4,
a to, co znajduje się pomiędzy wspomnianymi elementami robi jeszcze większe
wrażenie, niż przed terapią odświeżającą. Pochylmy się nad słabszym (co nie
oznacza słabym) modelem. Wielkie drzwi zapraszają do bardzo ekskluzywnego
wnętrza w kolorze mlecznej czekolady, z kontrastującym obszyciem tapicerki, w
którym jedynym nieskórzanym elementem jest aluminiowy pas przebiegający przez
deskę rozdzielczą.
Przed oczami kierowcy rzuca się w oczy piękna, trójramienna kierownica,
która skrywa za sobą pokaźnych rozmiarów wskaźniki. Na lewy prawie wcale nie
zerkam, bo moją uwagę przykuła cyfra 300. Mniej więcej 20 lat temu znaleźć na
parkingu drugie auto „potrafiące tyle wyciągnąć” graniczyło z cudem, co dla (nie
bójmy się tego słowa) wskaźnikofila nawet obecnie robi spore wrażenie.
Uruchamiam silnik, z deski rozdzielczej wysuwa się ekran systemu MMI, zaś
centralne miejsce w kokpicie zajmuje piękny analogowy zegarek (czasomierze to
kolejna moja obsesja) otoczony rzędem przycisów.
Tych od klimatyzacji jednak tutaj nie znajdziemy, gdyż ich miejsce
znajduje się piętro niżej. O ile obsługa panelu odpowiedzialnego za utrzymanie
odpowiedniej temperatury jest intuicyjna, tak przyciski systemu MMI wymagają
chwili zapoznania. Cały czas ciężko skupić mi się na jednej rzeczy, bo w oczy
rzuca się kolejny ciekawy detal – dźwignia zmiany biegów przypomina manetki
przepustnicy w samolocie. I chociaż Audi nie ma lotniczych korzeni, to taki
detal bardzo przyjemnie prezentuje się w samochodzie. A i zapomniałem Wam
powiedzieć. Silnik uruchamia się przyciskiem pomiędzy fotelami.
Motor cicho pomrukuje spod maski. Przesuwam drążek skrzyni na „D” i
powoli ruszam. Do kabiny nie dociera właściwie nic niepożądanego. Nie słychać
żadnych szumów, czy dieslowskich odgłosów. Dojeżdżam do skrzyżowania, na którym
skręcam. Silnik rozgrzany, więc warto sprawdzić, na co stać 3 litrowego
turbodiesla. Jeśli myśleliście, że najmniejszy motor nie zapewni odpowiednich
osiągów, to przeczytajcie sobie dwa razy to zdanie: 250 km/h i niespełna 6
sekund do „setki”. Jakby tego było mało, w rejonie, gdzie najczęściej przebywa
wskazówka obrotomierza, macie do dyspozycji całe 580 Nm, więc na dobrą sprawę
możecie zapomnieć o czymś tak abstrakcyjnym jak kickdown.
Oczywiście jak przystało na flagową limuzynę, A8 musi zapewniać swoim
pasażerom odpowiedni komfort podróżowania. Dlatego też w standardzie możecie
znaleźć tu pneumatyczne zawieszenie, które gwarantuje, że nie odczujecie zbyt
dotkliwie najechania nawet na największą dziurę w drodze. Jednocześnie też przy
dynamicznej jeździe można odnieść wrażenie, że nie wszystkie koła dostarczają
kierowcy najbardziej istotnych dla niego informacji.
A skoro jesteśmy już przy dynamicznej jeździe, to zdecydowanie ciekawszą
propozycją dla poszukiwaczy szybkich limuzyn jest to. 4,2 litra, 385 KM, moment
obrotowy godny lokomotywy – 850 Nm. O prędkości maksymalnej nie ma co
wspominać, bo to jedyna rzecz, jaka łączy obie limuzyny, jednak czas, w jaki
osiąga ją jest porażająco krótki. W sprincie do 100 km/h przewaga 127 koni mechanicznych
przekłada się na zysk 1,2 sekundy. Co zrobicie z tym czasem? Nie mam pojęcia.
Moja nadwyżka czasu posłużyła do wcześniejszego atakowania drugiej setki, która
pada łupem wskazówki prędkościomierza w nieprawdopodobnie szybko. Niewiele
później auto mknie przed siebie z taką prędkością, że musi wkraczać do akcji
ogranicznik. A przecież ten samochód waży ponad 2,1 tony – 160 kilogramów
więcej, niż 3 litrowe A8.
Jeśli jednak myślicie, że bardzo dynamiczna jazda cały czas pozwoli
cieszyć się zużyciem paliwa na poziomie 10-12 litrów, to jesteście mocno w
błędzie. Kierowca przede mną dał radę osiągnąć średnie zużycie paliwa na
poziomie... ponad 20 litrów na 100 km. Moja jazda przez zdecydowaną większość
czasu również polegała na wdeptywaniu w podłogę prawego pedału, jednak pomimo
tego zdołałem zredukować wynik o blisko litr.
Tak, więc Audi A8 4,2 TDI nie jest samochodem, w którym walka o
oszczędzenie każdego litra paliwa ma jakiś większy sens. Z całą pewnością za to
auto jest genialną propozycją dla kogoś, kto potrzebuje bardzo szybkiego
pożeracza autostradowych kilometrów. Jeśli jednak nie zależy Wam na 385 koniach
mechanicznych i 850 niutonometrach, to z pewnością 3 litrowy diesel powinien
zapewnić absolutnie wystarczające wrażenia.
Zwłaszcza, że A8 3,0 TDI kosztuje tyle samo, co Mercedes S350 BlueTEC –
360 tysięcy złotych. Aby doposażyć samochód do poziomu auta ze zdjęć, trzeba
przygotować dodatkowe ponad 201 tysięcy, które wchodzą w skład m. in. pięknej
skórzanej tapicerki (kosztującej – uwaga – 82 tysiące złotych!), 19 calowych
felg (14 tysięcy), wykończenia wnętrza nieoheblowanym drewnem (2300 zł),
systemem audio Bose (6,4 tysiąca), czy czterostrefową klimatyzacją (za 6700
zł). Wariant z większym silnikiem już na starcie kosztuje 435 tysięcy, jednak
jeśli chcecie dokupić do auta m. in. lakier perłowy, skórzaną tapicerkę,
aluminiowe felgi, audio Bose, kamerę cofania, oraz światła ledowe,
musielibyście dopłacić dodatkowo niespełna 150 tysięcy złotych.
Fot. Ula Jagłowska, Marcin Koński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz