Fot. amerykany.v10.pl |
Kto z Was nie zna Dodge Challengera? Mówię akurat o obecnej, trzeciej generacji samochodu. Na jego bazie powstała już chyba niezliczona ilość przeróbek i różnego rodzaju modyfikacji poczynając od legendy amerykańskiego podwórka – firmy MOPAR. Kilku gości z HPP, którzy na poważnie biorą się za modyfikacje nadwozi amerykańskich samochodów znaleźli w tym aucie pewien potencjał, który mogliby wykorzystać do zbudowania współczesnego odpowiednika jednego z najbardziej charakterystycznych elementów amerykańskiej sceny motoryzacyjnej.
I jeżeli
myślisz, że ten samochód jest jak Big Mac, to fakt. Powiększony
dziesięciokrotnie, a i tak mam wątpliwości, czy to porównanie w pełni oddaje
format tego auta. Patrząc na niego z przodu można odnieść wrażenie, jakby ktoś
w tego Big Mac’a zamiast mięsa, ktoś wsadził talerz, ale zaraz, talerz i
McDonald’s? Tak czy siak chodziło mi o proporcje samochodu – wydawać się może,
że przód Superbirda jest wyższy niż szerszy. Wszystko przez zaokrąglony nos.
Wiem, że klasyk też taki miał, ale w jego wypadku wszystko wyglądało jak
powinno.
Cieszyć
mogą zachowane chowane reflektory oraz dwie czarne plamy w miejscach, gdzie
w poprzedniku znajdowały się atrapy chłodnicy. Jeszcze bardziej zachwycają przetłoczenia na masce i drzwiach, które nawiązują do starego
Superbirda. Jakby tego było mało, felgi otrzymały wzór podobny do tego, jaki
można było znaleźć w Chargerach z lat 70. Smaczków nadal nie ma końca – za
drzwiami znalazł się wystający wlot powietrza, który dostarcza rozgrzanym
hamulcom świeżą porcję kojąco chłodnego powietrza.
Najciekawsze
zostałem oczywiście na końcu – tylne skrzydło wielkości wieżowca Burij Dubai,
którego pokochają dzieci, ponieważ z zadziwiającą skutecznością może służyć za
bramkę do gry w piłkę nożną, albo ramę do powieszenia huśtawki. W innym wypadku
spoiler będzie po prostu bezużytecznym dodatkiem, ponieważ aby pełnił swoją
rolę, Superbird musiałby pędzić, co najmniej 320 km/h, a jak podają ostatnie
oficjalne pomiary samochód nie jest w stanie osiągnąć nawet 290 km/h.
Nie
mniej jednak ten gigantycznych rozmiarów płat stanowi znak rozpoznawczy zarówno
starych Superbirdów, jak i nowych HPP. Wnętrze to przede wszystkim panele
lakierowane w kolorze nadwozia. Szkoda tylko, że nie zrobiono niczego z tymi
denerwującymi zegarami, bo zdecydowanie ciekawiej prezentowałyby się wskaźniki
z choćby Darta.
Pod
maską możemy znaleźć dwie jednostki – obie z rodziny HEMI o pojemności 5,7,
bądź 6,1 litra. Jako, że lubię bulgoczące wielkie V8, opiszę większą jednostkę.
Silnik wyposażony jest w sprężarkę mechaniczną, która wtłacza powietrze do
cylindrów, by podczas zapłonu wyprodukować każdorazowo ponad 650 KM. W
połączeniu z manualną sześciobiegową przekładnią pozwala rozpędzić się „super
ptakowi” do 100 km/h w pięć sekund, a wszystko przy masie około 1900-1910 kg.
Cena
samochodu jak na amerykańskie realia jest bardzo wysoka, bo oscyluje w
granicach 100 tysięcy dolarów. Jeśli dodać do tego podatki i akcyzę, to w
Polsce auto kosztowałoby około 450 tysięcy złotych (bez kosztów sprowadzenia).
Za podobne pieniądze możemy celować już w prawie nowe Porsche Turbo, albo GT3.
Wtedy można się zastanowić, czy Superbird faktycznie jest wart swoich
pieniędzy.
Fot. amerykany.v10.pl |
Fot. amerykany.v10.pl |
Fot. amerykany.v10.pl |
Fot. nikeride.com |
Fot. dark-cars.over-blog.com |
Fot. dark-cars.over-blog.com |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz