Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

piątek, 19 lipca 2013

Szybkie i nieznane: Ferrari 375 MM

Fot. ultimatecarpage.com


Historia tego modelu – jak to się ma w przypadku Ferrari – sięga dużo dalej, niż można zakładać. Kiedy Enzo Ferrari postanowił utworzyć najbardziej niezwykłą markę na świecie, zatrudnił Gioacchino Colombo, jako głównego inżyniera. Wcześniej mężczyźni znali się jeszcze z Alfy Romeo, kiedy Ferrari był tam kierownikiem zespołu. Zadaniem Colombo było zaprojektowanie silnika przewyższającego osiągami jednostki przedwojenne Alfy. Przepisy jednak pozwalały na zastosowanie dwóch rodzajów silników – doładowanych o pojemności maksymalnie 1,5 litra i wolnossących 4,5 litra. Jako, że Colombo miał ogromne doświadczenie z pierwszym rodzajem silników, wybór był oczywisty.

Jednostka 1,5 V12 zasilała każdy model ze skaczącym koniem na masce aż do roku 1950. Wtedy to po raz pierwszy jednostka Colomba nie zdołała pokonać silnika Alfy, przez co Ferrari musiało oddać palmę pierwszeństwa producentowi z Mediolanu. Porażka kosztowała posadę Colomba, którego miejsce zajął Lamperdi. Tym razem postanowiono wybudować jednostkę wolnossącą o pojemności 4,5 litra.

Dla redukcji masy blok i głowica silnika zostały wykonane z lekkiego stopu. Konstrukcja miała jeden wałek rozrządu, dwa zawory na cylinder, a moc początkowo wynosiła około 350 KM. Dzięki jednostce Ferrari był jedynym producentem zdolnym walczyć z Alfą, jak równy z równym. To też było powodem wycofania się mediolańskiego producenta z udziału w wyścigach Grand Prix. W następnych latach zmiany w przepisach doprowadziły jednak do tego, że silnik Lamperdiego stał się nieaktualny, dlatego też jednostki produkowane do modeli seryjnych były dość zbliżone konstrukcyjnie do tego motoru.


W 1954 roku narodził się dzisiejszy główny bohater – Ferrari 375 MM. Ten sezon wyścigów składał się z aż sześciu wyścigów wytrzymałościowych, w których prym wiodły Jaguary typu C i D, Maserati A6GCS, Porsche 550 Spyder i Aston Martin DB3S. Ferrari zagarnęło aż trzy zwycięstwa tego sezonu. Z całą pewnością zasługa należała się unowocześnionej jednostce Lamperdiego, która pozwalała na rozpędzenie bolidu do 160 km/h w 11,5 sekundy. Prowadzenie samochodu wymagało jednak szczególnych umiejętności – dzięki cienkim oponom dętkowym auto było bardzo nerwowe podczas pokonywania zakrętów. Chwila nieuwagi często kończyła się śmiercią zawodnika.


Najbardziej widowiskowe zwycięstwo zapewnił Juan Manuel Fangio, który podczas wyścigu Tourismo Carretera, którego trasa liczyła 736 km po trudnych i brudnych drogach Ameryki Południowej. W czasie wyścigu kierowca osiągał średnią prędkość ponad 210 km/h, a czas, w jakim pokonywał ten dystans to 3 godziny, 28 minut i 24 sekundy. Prędkość maksymalna dochodziła do 275 km/h. Pamiętajmy, że rzecz się działa w otwartym bolidzie. Kierowcę osłaniała jedynie cienka blacha i malutka szyba. Bezpieczeństwo ograniczało się do kasku, który w gruncie rzeczy przydawał się tylko po to, by na podium nie pokazać się z owadami we włosach.


Kierowca opowiadał potem, że w czasie jazdy samochód wręcz „pożerał” ptaki, które nie zdążyły uciec przed samochodem, dlatego też Fangio namówił przyjaciela, by ten latał przed samochodem i odstraszał ptactwo.


Jak na dzisiejsze czasy samochód wygląda naprawdę niepozornie i nikt z pewnością nie domyślałby się, że pod maską może drzemać 12 cylindrowy potwór o mocy 340 KM, który katapultuje samochód do 280 km/h. Mimo, że samochód ma już 65 lat, to jego osiągi ciągle robią wrażenie. Tym bardziej jak patrzy się na cieniutkie opony, które podczas gwałtownego hamowania, czy szybkiego pokonywania zakrętów sprawiały bardzo dużo problemów. O ile to drugie było bardzo prawdobodobne, tak gwałtowne hamowanie w starszych modelach Ferrari było czystą abstrakcją ze względu na dramatycznie słabe hamulce. Nie można zapominać jednak, że samochód ten jest ówczesnym odpowiednikiem bolidów F1 i zdecydowanie przyczynił się do dalszego rozwoju sportów motorowych.


Fot. conceptcarz.com
Fot. photos.aaca.org


Fot. photos.aaca.org
Fot. roadandtrack.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz