Bulwarowy gokart
MINI od zawsze słynęło z fantastycznego prowadzenia. W wersji Cabrio
kierowca już nie jest zmuszany do ciągłego wciskania gazu do dechy, bo cieszyć
się jazdą można też w inny sposób.
Kiedy przypomina mi się jazda Cooperem S w klasycznym nadwoziu typu
hatchback, to najbardziej utkwiło mi w pamięci bardzo dobre prowadzenie mimo
stosunkowo małych opon, oraz rakietowe przyspieszenie, któremu towarzyszył rasowy
ryk bardziej pasujący do solidnej 2-litrówki, niż do doładowanej jednostki 1,6.
Pogoda była wręcz wymarzona do ponownego rozkoszowania się tym wszystkim.
Zwłaszcza, że wśród MINI wszelkiej maści można było dostrzec wersję Cabrio.
Kultywowanie przez MINI klasycznych linii ściętego nadwozia ze
sterczącym kapturem w postaci brezentu było wręcz oczywistym faktem. Nie do
pomyślenia byłoby paskudne nadwozie typu Coupe-Cabrio, które w żadnej
konfiguracji nie wygląda dobrze – zbyt wysoki tył samochodu w parze z wąską
karoserią spowodowałoby, że owe MINI byłoby pokraczną karykaturą samej siebie.
Za dużo mamy samochodów tego pokroju – Opel Tigra, Nissan Micra C+C, czy
Peugeot 207 CC (poprzednik prezentował się zdecydowanie lepiej).
A jak się prowadzi dzisiejszy bohater? Od razu zaznaczam, że ten model
miał już słusznych rozmiarów obuwie, jednak opiekun zaznaczył, aby obchodzić
się z autem ostrożniej, ponieważ owe ogumienie było już w fazie wykończenia.
Wziąłem sobie uwagę do serca i wcisnąłem gaz do dechy. Trochę dłuższa prosta i
130 km/h na prędkościomierzu. W środku zaś żadnych zawirowań powietrza ani nic
innego, co mogłoby niszczyć fryzury, czy urywać głowy. Tak jest przynajmniej w
pierwszym rzędzie, bo z tyłu pasażerowie musieli chować głowy. Sielanka
rozpędzania się kończy na bardzo ostrym zakręcie w lewo. Pamiętając uwagę
opiekuna zwolniłem odpowiednio wcześniej i zjechałem na prawo przed zakrętem w
lewo. O dziwo samochód wbrew pozorom trzymał się wręcz świetnie, mimo, że nie
przejechałem tamtędy najwolniej. Seria kolejnych zakrętów tylko potwierdziła
całkiem przyzwoitą formę zarówno auta, jak i wspomnianego ogumienia.
MINI Cabrio to idealny samochód zarówno do miasta, jak i bardzo sensowna
propozycja do wypadów na wieś, zaś z silnikiem o mocy ponad 180 KM auto bez
problemów może uciec przed wścibskimi oczami. I jeszcze jedno – to pierwszy
samochód tego producenta, do którego automat po prostu pasuje. Z resztą nie
wyobrażam sobie leniwego cruisingu po bulwarze z ciągłym wciskaniem sprzęgła i
obsługiwaniem skrzyni biegów. Jedyną przeszkodą może okazać się cena, która
wynosi minimum 119 tysięcy złotych, zaś prezentowany model, to wydatek już grubo
ponad 140 tysięcy złotych.
MINI skutecznie oparło się modzie na sztywne składane dachy. I chwała mu za to |
Pomijając fakt, że testowany egzemplarz był czarny, to miał jeszcze wyświetlacz komputera pokładowego z nawigacją. Widok ze zdjęcia byłby dla mnie dużo ciekawszy. |
Foto. Marcin Koński, MINI
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz