Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

środa, 15 maja 2013

Wyścig na ¼ mili – MINI Cooper S Cabrio


Bulwarowy gokart

MINI od zawsze słynęło z fantastycznego prowadzenia. W wersji Cabrio kierowca już nie jest zmuszany do ciągłego wciskania gazu do dechy, bo cieszyć się jazdą można też w inny sposób.


Kiedy przypomina mi się jazda Cooperem S w klasycznym nadwoziu typu hatchback, to najbardziej utkwiło mi w pamięci bardzo dobre prowadzenie mimo stosunkowo małych opon, oraz rakietowe przyspieszenie, któremu towarzyszył rasowy ryk bardziej pasujący do solidnej 2-litrówki, niż do doładowanej jednostki 1,6. Pogoda była wręcz wymarzona do ponownego rozkoszowania się tym wszystkim. Zwłaszcza, że wśród MINI wszelkiej maści można było dostrzec wersję Cabrio.

Kultywowanie przez MINI klasycznych linii ściętego nadwozia ze sterczącym kapturem w postaci brezentu było wręcz oczywistym faktem. Nie do pomyślenia byłoby paskudne nadwozie typu Coupe-Cabrio, które w żadnej konfiguracji nie wygląda dobrze – zbyt wysoki tył samochodu w parze z wąską karoserią spowodowałoby, że owe MINI byłoby pokraczną karykaturą samej siebie. Za dużo mamy samochodów tego pokroju – Opel Tigra, Nissan Micra C+C, czy Peugeot 207 CC (poprzednik prezentował się zdecydowanie lepiej).


A jak się prowadzi dzisiejszy bohater? Od razu zaznaczam, że ten model miał już słusznych rozmiarów obuwie, jednak opiekun zaznaczył, aby obchodzić się z autem ostrożniej, ponieważ owe ogumienie było już w fazie wykończenia. Wziąłem sobie uwagę do serca i wcisnąłem gaz do dechy. Trochę dłuższa prosta i 130 km/h na prędkościomierzu. W środku zaś żadnych zawirowań powietrza ani nic innego, co mogłoby niszczyć fryzury, czy urywać głowy. Tak jest przynajmniej w pierwszym rzędzie, bo z tyłu pasażerowie musieli chować głowy. Sielanka rozpędzania się kończy na bardzo ostrym zakręcie w lewo. Pamiętając uwagę opiekuna zwolniłem odpowiednio wcześniej i zjechałem na prawo przed zakrętem w lewo. O dziwo samochód wbrew pozorom trzymał się wręcz świetnie, mimo, że nie przejechałem tamtędy najwolniej. Seria kolejnych zakrętów tylko potwierdziła całkiem przyzwoitą formę zarówno auta, jak i wspomnianego ogumienia.


MINI Cabrio to idealny samochód zarówno do miasta, jak i bardzo sensowna propozycja do wypadów na wieś, zaś z silnikiem o mocy ponad 180 KM auto bez problemów może uciec przed wścibskimi oczami. I jeszcze jedno – to pierwszy samochód tego producenta, do którego automat po prostu pasuje. Z resztą nie wyobrażam sobie leniwego cruisingu po bulwarze z ciągłym wciskaniem sprzęgła i obsługiwaniem skrzyni biegów. Jedyną przeszkodą może okazać się cena, która wynosi minimum 119 tysięcy złotych, zaś prezentowany model, to wydatek już grubo ponad 140 tysięcy złotych.




MINI skutecznie oparło się modzie na sztywne składane
dachy. I chwała mu za to






Pomijając fakt, że testowany egzemplarz był czarny, to
miał jeszcze wyświetlacz komputera pokładowego z nawigacją.
Widok ze zdjęcia byłby dla mnie dużo ciekawszy.

Foto. Marcin Koński, MINI

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz